Rosja boi się drugiego frontu?
Pierwszy raz w historii Azerbejdżan zaatakował granicę z Armenią Azerbejdżan Armenia
Wcześniej walki toczyły się jedynie na terenie Górskiego Karabachu. Azerowie wykorzystali to, że siły rosyjskie są zajęte w Ukrainie i nie pomogą Ormianom bronić ich ziemi.
W nocy z 12 na 13 września doszło tu do najcięższych starć od 2020 roku. Erywań oskarżył Azerbejdżan o prowokację, a Baku broniło się, iż ich ostrzał był jedynie odpowiedzią na działania Armenii. Tuż po północy azerska artyleria ostrzelała ormiańskie pozycje, a wojsko próbowało zająć armeńskie miasteczka Wardenis, Sotk, Dżermuk, Goris i Kapan. Z powietrza wspierały je drony. Ormianie ostrzelali z moździerzy przygraniczne rejony Daszkesanu, Kelbajaru oraz Lachinu.
14 września Azerbejdżan ostrzelał Dżermuk i Werin Szorszah. Baku poskarżyło się, że Armenia ostrzeliwała azerskie pozycje w pobliżu granicy i dlatego podjęli „odpowiednie środki zaradcze”. Armenia straciła 105 żołnierzy, a Azerbejdżan 50. Azerowie zajęli 10 km² ormiańskiego terytorium.
Spór o Górski Karabach – formalnie należący do Azerbejdżanu, ale zamieszkany przez etnicznych Ormian – rozpoczął się w 1988 roku. Do 1994 roku po obu stronach zginęło prawie 30 tysięcy ludzi. Teren o powierzchni 11 500 km² stał się rządzonym przez Ormian niepodległym państwem, choć nieuznanym przez żaden kraj na świecie. Dwa lata temu Azerowie próbowali zdobyć Górski Karabach. W czasie sześciotygodniowych walk zginęło 6500 osób, a Baku zdobyło część ziem. Gwarantem podpisania zawieszenia broni została Rosja, która umieściła w spornym regionie 2000 żołnierzy.
Azerbejdżan przewyższa militarnie Armenię, oprócz tego tej ostatniej brakuje sprzymierzeńców. Azerowie mają po swojej stronie nie tylko Turcję, lecz także UE. Europa ma nadzieję zastąpić rosyjskie surowce azerskimi i prowadzi rozmowy w sprawie zakupu gazu. Pod koniec sierpnia premier Armenii Nikol Paszinian skarżył się w Brukseli, iż Azerbejdżan wcale nie chce pokoju, bo jego celem są rozległe terytoria na południu
Armenii aż po Erywań. Jedyną nadzieją Ormian jest Putin.
Premier Paszinian zadzwonił do prezydenta Rosji w nocy z 12 na 13 września i poprosił o pomoc wojskową w ramach Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB). To sojusz obronny, do którego należą Rosja, Armenia, Białoruś, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan. Jego członkowie gwarantują sobie wsparcie w razie ataku ze strony państw trzecich. Później Paszinian zadzwonił do prezydenta Francji Emmanuela Macrona, sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena i przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela. Do zaprzestania walk wezwały dyplomacje USA, Francji oraz Polski. Warszawa zabrała głos jako tegoroczny przewodniczący OBWE. Szef tureckiego MSZ Mevlüt Çavuşoğlu stwierdził: „Armenia powinna zaprzestać prowokacji”. Natomiast Blinken uznał, iż Putin ma dwa wyjścia. Uspokoi sytuację w regionie albo wmiesza się militarnie w konflikt, aby odwrócić uwagę świata od Ukrainy. Jednak rosyjskie MSZ wezwało obie strony do ścisłego przestrzegania zawieszenia broni zgodnie z trójstronnymi oświadczeniami przywódców Rosji, Azerbejdżanu i Armenii z 2020 i 2021 roku. Wieczorem 13 września Putin zdecydował o wysłaniu do Armenii misji obserwacyjnej pod kierownictwem sekretarza generalnego ODKB Stanisława Zasia, który ma ocenić sytuację. Najwyraźniej Putin nie chce kolejnej wojny.
Mimo wzajemnego obwiniania się przez premiera Armenii i prezydenta
Azerbejdżanu Ilhama Alijewa o rozpoczęcie walk wydaje się, iż to Azerowie postanowili wykorzystać sytuację, iż Rosja jest zajęta w Ukrainie. W tle ważne roszczenia terytorialne, albowiem Baku domaga się tzw. korytarza Zangezur, umożliwiającego dostęp z Azerbejdżanu do Nachiczewańskiej Republiki Autonomicznej. To azerska eksklawa w Armenii. Korytarz umożliwiłby bezpośrednie połączenie z najważniejszym sojusznikiem – Turcją. Od dwóch lat Azerowie domagają się, aby ta droga przy granicy z Iranem nie podlegała kontroli ormiańskiej.
Istnieje obawa, iż walki będą eskalować, bo autorytarnie rządzony Azerbejdżan potrzebuje konfliktu z Armenią. Baku umacnia w ten sposób pozycję wewnątrz kraju i mobilizuje naród do walki ze wspólnym wrogiem. Najprawdopodobniej nie zadowoli ich ani korytarz, ani nawet przejęcie całego Górskiego Karabachu. Azerski portal Caliber.az ocenił, iż Baku w zakończonej sukcesem operacji wojskowej przejęło kontrolę nad strategicznie ważnymi pozycjami w strefie przygranicznej. Armia Armenii straciła od 150 do 200 ludzi, a setki kolejnych zostało rannych. Zniszczono dwa ormiańskie systemy przeciwlotnicze S-300. Jeśli walki będą kontynuowane, może to zagrozić rurociągom naftowym i gazowym, zaostrzając jeszcze problemy z dostawami energii, które zostały zakłócone przez wojnę w Ukrainie. Tymczasem w środę zawarto rozejm.