Dookoła świata „Z” jak radość
Przed rosyjską inwazją litera „Z” była symbolem największego w Europie Wschodniej festiwalu muzyki elektronicznej na Krymie. Przez dwadzieścia lat, od roku 1993 aż do aneksji półwyspu, przyjeżdżała tu młodzież z Ukrainy, Rosji i innych państw postsowieckich, by pobawić się w bezpiecznej przestrzeni stworzonej dla osób spragnionych atmosfery różnorodności i kreatywności. Oficjalna nazwa festiwalu brzmiała KaZantip, od półwyspu na Morzu Azowskim, gdzie odbyła się pierwsza spontaniczna undergroundowa impreza, podczas której kilku didżejów dało popis swoich umiejętności po zawodach windsurfingowych. Sportowy wymiar zabawy szybko przygasł i wkrótce w niedokończonym reaktorze jądrowym zorganizowano rave, całonocne muzyczne szaleństwo. W 2001 roku festiwal przeniósł się w inne miejsce wybrzeża, dostał kilkuhektarową plażę ogrodzoną murem, a w drugiej dekadzie naszego wieku przyciągał już ponad 100 tysięcy gości. Trwał od 10 dni do półtora miesiąca, bo uczestnicy nie chcieli stąd wyjeżdżać. W 2011 roku Oleg Miszuris, informatyk oraz rzecznik prasowy KaZantip, na antenie CNN opowiadał Amerykanom: – Mamy najwięcej na świecie szczęśliwych ludzi na metr kwadratowy. Wstęp na festiwal był płatny, ale każdy, kto przytaszczył ze sobą starą radziecką walizkę pomalowaną na żółto, mógł wejść za darmo. Bądź tym, czym chcesz być, żyj swoim życiem na swój sposób – głosił artykuł szósty festiwalowych zasad. Był też kodeks karny przewidujący wydalenie winnych szowinizmu, molestowania seksualnego lub sikania w „niezatwierdzonym miejscu”. Uczestnicy wędrowali po alejkach wysadzanych sztucznymi palmami, wcinali arbuzy, rozmawiali, flirtowali, czytali książki. Niektórzy przyjeżdżali z dziećmi. Kładli się na piasku, formując literę „Z” i robili zdjęcia. Na KaZantip próbowali znaleźć nową tożsamość, uciec przed spuścizną ZSRR, przed dziedzictwem własnych rodziców. Kiedy więc w lutym 2022 roku litera pojawiła się na rosyjskich pojazdach wojskowych Ołeksandr Demianenko, 36-letni filmowiec i muzyk, poczuł się zraniony. „Z” miała wyrażać radość i wolność, a stała się znakiem firmowym zniewolenia i rozpaczy. Wielu byłych uczestników festiwalu, zarówno Ukraińców, jak i Rosjan, przeraziła przemiana ich symbolu w narzędzie prorosyjskiej propagandy. – Chciałbym, żeby pozostał na naszych latających banerach, na naklejkach, koszulkach. Nasze „Z” i ich „Z” jest takie samo, a jednak ma radykalnie inne zastosowanie. (EW)