Londyn oddaje hołd
W. Brytania
Kilkaset tysięcy ludzi, kilkanaście godzin w kolejce, w nocnym chłodzie i dziennym słońcu, często przez cały czas na nogach. Od środy do poniedziałkowego świtu Londyn żegnał królową Elżbietę II.
To nie Holyhead, w którym byłem dwa dni wcześniej, to nie szyderstwa walijskich pubów. Do piątkowego popołudnia ostatni pokłon zmarłej oddało 200 tysięcy ludzi. A to nie koniec, bo w weekend spodziewany był największy tłum. To nie tylko fani royalsów, ludzie na pamięć znający daty urodzin członków królewskiej rodziny, ale w większości zwyczajni ludzie różnych narodowości, różnych zawodów i ras, którzy przyszli oddać hołd komuś niezwykłemu, symbolowi epoki, która przed tygodniem się zakończyła. – Tak jak ze śmiercią królowej Wiktorii skończyła się pewna era, tak teraz kończy się kolejna, której zmarła była ikoną – tłumaczy mi starsza pani w kolejce do Westminster Hall, gdzie na widok publiczny wystawiono trumnę z ciałem królowej. 80 procent poddanych Elżbiety II urodziło się za jej panowania. Dla nich królowa zawsze była i też zawsze miała być. – Trudno uwierzyć, że tak po prostu umarła – ukradkiem ociera łzę inna kobieta. – Była dla nas ucieleśnieniem brytyjskości, naszej historii i dumy.
Zanim trumna z ciałem królowej trafiła do Westminster Hall, w żałobnym konwoju odwiedziła największe szkockie miasta, jadąc z pałacu Balmoral, gdzie monarchini zmarła, do Edynburga. Po drodze żegnało ją 26 tysięcy ludzi. Ze Szkocji samolot RAF-u przewiózł trumnę do pałacu Buckingham. W środę zaś kondukt żałobny odprowadził królową do Westminster Hall, gdzie każdy mógł złożyć jej ostatni pokłon. Takiego ceremoniału Londyn dotąd nie widział. Gdy w 1952 roku żegnano króla Jerzego VI, powojenna trauma i słabość kraju były wciąż obecne. Również 25 lat temu pogrzeb księżnej Diany był mniejszym wydarzeniem, podobnie jak kolejne – Królowej Matki w 2002 i księcia Filipa w zeszłym roku. To teraz Wielka Brytania pokazuje światu majestat i potęgę. Tak żegna się największych! Gdy zabił Big Ben, gdy co minutę grzmiały działa w Hyde Parku, wielu zgromadzonych na trasie pochodu nie potrafiło powstrzymać łez. Ludzie szlochali, bo wielu traktowało królową jak członka swojej rodziny, daleką babcię, która zawsze jest i pilnuje porządku rzeczy.
Oczywiście w kraju, w którym mieszka blisko 67 milionów ludzi, nie wszyscy muszą kochać monarchę. Tych, którzy chcieli protestować, policja jednak szybko zatrzymywała. Ich niewielkie hałaśliwe grupki nie spotykały się z aprobatą żałobników. – To nie czas na takie happeningi – przekonywali. Policja działała też prewencyjnie. – Wyszedłem na Parliament Square, trzymając pustą kartkę – relacjonował na Twitterze adwokat Paul Powlesland. – Zostałem ostrzeżony przez policjanta, że jeśli napiszę na niej „Nie mój król”, zostanę aresztowany na podstawie ustawy o porządku publicznym.
W czwartek w pięciokilometrowej kolejce do Westminster Hall przeciwników monarchii było niewielu. Co innego krytyków obecnego króla Karola III. – Nie wiemy, czego oczekiwać – przyznaje David Green, „patriota z Manchesteru”, jak się sam przedstawia. O królu ma zdanie wyrobione. – Dziwak, ale nasz. Może nie będzie długo panował – dodaje, szepcząc mi do ucha...
Naród obserwuje wszystko i wszystkich. O każdym z królewskiej rodziny ma opinię; wszystko wie, a jak nie wie, to się domyśla. Kilka dni przed pogrzebem oburzenie ludu wywołała sprawa karawanu, którym w Szkocji przewożono trumnę z królową. O ile w konwoju jechały range rovery i bentleye, co rzekomo było w porządku, o tyle właściwy karawan był... niemieckim mercedesem, co miało uderzać w prestiż brytyjskiej monarchii. Głosy niezadowolenia usłyszano na królewskim dworze, bo w Londynie trumnę przewożono już jaguarem. Rzecz w tym, że pamięć o potędze brytyjskiego imperium motoryzacyjnego przesłania dzisiejsze fakty – wspomniany bentley należy do Niemców z Volkswagena, zaś jaguar wraz z range roverem to indyjska Tata.
W piątek o trzeciej nad ranem kolejka przekraczała osiem kilometrów, a czas oczekiwania wynosił 12 godzin. Temperatura spadła do 8 – 9 stopni C, dobrze, że chociaż nie padało. Blisko 500 przenośnych toalet rozstawionych w okolicy parlamentu szybko zmienia się w cuchnące obiekty omijane szerokim łukiem. Fizjologia jest jednak nieubłagana. Za dnia okoliczne puby i restauracje udostępniają swoje toalety, ale nocą południowe nabrzeże Tamizy aż po Southwark Park śmierdzi rynsztokiem. Służby pojawiają się już po 5 rano – gdy Londyn budzi się do pracy, okolica jest z grubsza ogarnięta.
Nad ranem rozmowa się nie klei. Zmęczeni ludzie przestępują z nogi na nogę, niektórzy otuleni kocami trwają nieruchomo na składanych krzesełkach. Takie właśnie turystyczne siedziska są hitem kolejki. Za 20 funtów można tak na siedząco „dodreptać” do celu. Zresztą w ogóle business as usual. To ostatnia okazja, by zarobić na królowej. Po ogłoszeniu daty pogrzebu noclegi w centrum Londynu podrożały czterokrotnie. Poniżej 200 funtów za pokój w hotelu trudno cokolwiek znaleźć. Hilton Curio Westminster najtańszy nocleg z niedzieli na poniedziałek, kiedy to odbędzie się pogrzeb królowej, wycenił na 569 funtów, a Conrad St. James na 950. Zwykłe pokoje na wynajem, które zwykle są w granicach 50 funtów za noc, dziś kosztują 200 – 250.
Nocą teorie spiskowe mają się świetnie. – A wiesz, że trumna prawdopodobnie jest pusta? – zagaja ktoś w kolejce. To teraz „najmocniejsza” miejska legenda. Dębowa trumna wyłożona dodatkowo ołowiem waży kilkaset kilogramów, nie sposób wyczuć, czy w środku jest ciało. – My się tu kłaniamy królowej, a ona leży zupełnie gdzie indziej, przygotowywana do pogrzebu – mówi ktoś inny. – Racja, gdy chowali Gorbaczowa, trumna była otwarta i każdy wiedział, komu oddaje cześć – zauważa przytomnie młody mężczyzna. Zresztą, prawdę mówiąc, nawet trumny w Westminster Hall nie widać. Wysoki katafalk ustawiony dodatkowo na podeście nakryty jest suknem i królewską flagą, na której spoczywają korona i kwiaty. Co jest pod spodem, a co w środku, to wiedzą nieliczni.
W Londynie ludzi to nie deprymuje. – To może być ostatnie takie pożegnanie w moim życiu – słyszę częsty argument. Jednak po wyjściu z Westminster Hall nie brakuje też rozczarowania. – Przepchnęli nas, nawet nie można było się pomodlić – narzeka starsze małżeństwo. Lista zakazów jest długa. Nie można wnosić kwiatów ani zniczy, nie można robić zdjęć ani opuszczać kolejki, a przy wejściu ustawiona jest kontrolna bramka. Królowa – jeśli faktycznie jest w trumnie – leży daleko, otoczona pałacową strażą. Na przystanięcie, przeżegnanie się czy ukłon jest kilka sekund. Czy warto dla tego gestu czekać kilkanaście godzin? – Historia dzieje się na naszych oczach, osobiste pożegnanie monarchy to jedno z najważniejszych wydarzeń w naszym życiu – przekonuje para starszych ludzi. – Miałam nadzieję zrobić zdjęcie – ubolewa z kolei młoda kobieta. – Nie mam żadnej pamiątki. Co dzieciom pokażę?
Problemów z kolejkami i kosztownymi noclegami nie mają VIP-y. To, że będą król Hiszpanii, prezydenci USA i Francji, to oczywiste, ale już przyjazd cesarza Japonii z małżonką jest dyplomatyczną sensacją. Podobnie jak lista nieobecnych, z Władimirem Putinem na czele. To ekscytuje jednak wyłącznie politologów i znawców dyplomacji. Dla brytyjskiego ludu znacznie ważniejsza jest informacja, że w niedzielę na obiedzie wydanym przez króla na cześć dostojnych gości zabraknie księcia Harry’ego z małżonką. Od tego BBC zaczęła swoje wiadomości.
MAREK BEROWSKI, Londyn Nasza relacja z pogrzebu królowej w kolejnym wydaniu