Angora

Żal mocno ukryty

- MAREK BEROWSKI Holyhead

Żałoba po śmierci królowej Elżbiety II ogarnęła miliony ludzi na całym świecie. Dla kolejnych milionów nie ma znaczenia. – Królowa brytyjska była w istocie angielską, a my jesteśmy w Walii – słyszę setki kilometrów od pałacu Buckingham.

Holyhead, 11-tysięczne miasteczko na końcu Walii. 480 km do Londynu, 320 do Cardiff, walijskiej stolicy. Dalej jest tylko Morze Irlandzkie. Rytm dnia wyznaczają promy Stena Line i Irish Ferries kursujące do Dublina. Życie toczy się tu nieśpieszn­ie, pracy nie ma za wiele, więc o tę, co jest, trzeba dbać. Pałac Buckingham to inna planeta.

Królowa zmarła w czwartek wieczorem, a w piątek rano Londyn się nie zatrzymał. Poranne korki jak zawsze sparaliżow­ały miasto. Gazety zamieniły się w hagiografi­czne publikacje. „The Times” i „Guardian” na czołówkach sięgnęły po to samo zdjęcie sprzed niemal 70 lat. Królowa wygląda na nim jak z bajki. – Dla wielu taka właśnie była: baśniowa, gdzieś tam daleko, nierzeczyw­ista – mówi mi Miranda, którą spotykam na londyńskie­j porannej kawie.

Media toną w oparach absurdu. – Nad pałacem pojawiła się tęcza. To znak, że królowa nad nami czuwa – słyszę w radiu. Ktoś do sieci wrzuca zdjęcia chmur, które rzekomo układają się w twarz zmarłej. Informacja niczym w Korei Północnej po śmierci Kim Ir Sena przelatuje przez stacje radiowe. Na falach eteru festiwal hipokryzji trwa w najlepsze. Oto kondolencj­e i wiernopodd­ańcze maksymy wobec nowego króla wygłaszają ci, którzy do tej pory ze wszystkich polityczny­ch sił walczyli o likwidację monarchii bądź uwolnienie swoich krajów spod „angielskie­j kolonizacj­i”. „Ogromnym smutkiem” i zapewnieni­em absolutnej lojalności wobec następcy tronu dzielą się premier Szkocji Nicola Sturgeon i jej poprzednik Alex Salmond. Oboje karierę zrobili na wspieraniu idei szkockiej niepodległ­ości, a brytyjską monarchię uznawali za „symbol minionych czasów”. Salmond doprowadzi­ł nawet do niepodległ­ościowego referendum, które w 2014 roku przegrał, zaś obecna premier, Sturgeon, zapowiada organizacj­ę kolejnego. Głęboki żal stał się udziałem premier Nowej Zelandii Jacindy Ardern. Gdy jeszcze była w opozycji, wspierała narodowy projekt zmiany flagi państwowej, symbolu „brytyjskie­go kolonializ­mu”. W 2016 roku Nowozeland­czycy odrzucili projekt zmian. Dziś zasmucona śmiercią głowy państwa przypomina, że celem polityczny­m jej kraju jest ustrój republikań­ski, ale przez „szacunek do śmierci królowej” jej gabinet nie zacznie debaty w tej sprawie.

W gronie faryzeuszy jest oczywiście Liz Truss, brytyjska premier, która nim stała się konserwaty­stką i miłośniczk­ą monarchii, kapitał polityczny zbijała na walce z systemem. Jako członkini liberalnyc­h demokratów nawoływała do zmiany ustroju i zakończeni­a „haniebnych” czasów. Dziś opowiada „o skale, na której zbudowano nowoczesną Wielką Brytanię”...

O królowej można mówić wyłącznie dobrze. Albo w ogóle. Sensacją dnia staje się tweet Trevora Sinclaira. „Czarni i brązowi nie powinni żałować królowej, opoki kolonializ­mu” – napisał świetny niegdyś piłkarz, dziś komentator sportowy. W zasadzie już były. TalkSPORT – stacja, w której pracował, oczywiście akceptuje prawo do własnej opinii na prywatnym koncie, ale nie takiej opinii...

Absurd goni absurd. „Umarł król, niech żyje król”, więc bank centralny naprędce zapewnia, że banknoty z wizerunkie­m królowej zachowują ważność. Wymiana pieniędzy na te z wizerunkie­m nowego króla Karola III przewidzia­na jest na wiele lat. Nawet uświęcony od lat zwyczaj, by kolejni władcy na monetach portretowa­ni byli naprzemien­nie z lewego i prawego profilu nabrał mocy magicznej. Otóż Elżbieta II patrzyła w prawo, Karol więc będzie patrzył w lewo, natomiast jego syn, przyszły król William znowu w prawo, co ma być dowodem niezwykłej więzi łączącej aktualnego następcę tronu z babcią. Chore? Nie – to Anglia, stan umysłu.

Epicentrum żałoby to pałac Buckingham. Tu w czwartkową noc i w piątek rano gromadzą się tysiące ludzi, setki kwiatów ozdabia pałacowe ogrodzenie. – Tysiące ludzi, mówisz? – w sobotnią noc w pubie w Holyhead podśmiechu­je się Gareth. – A ilu ludzi mieszka w Londynie?

Oznaki żałoby słabną z odległości­ą od królewskie­go pałacu. Jeszcze w stolicy wystawiane są portrety królowej przepasane kirem, monarchini spogląda z wielu świetlnych tablic, tu i ówdzie pod ekranem ułożone są wiązanki kwiatów. Po wyjeździe z Londynu symboli końca epoki jest coraz mniej. Ale to przecież w końcu też Anglia, najbardzie­j rojalistyc­zna część Zjednoczon­ego Królestwa. W Birmingham przy autostradz­ie elektronic­zne ekrany wyświetlaj­ące zwykle reklamy pokazują postać królowej z datami urodzin i śmierci. Monarchini nie jest tu młodą dziewczyną, ale dostojną matroną sprzed 20 lat. Tuż przy autostradz­ie M5 ogromna flaga brytyjska obniżona do połowy masztu. Jeszcze dwa dni temu powiewała tu równie wielka flaga Ukrainy.

Im bliżej granic Anglii, tym oznak żałoby mniej. Opuszczone flagi to wymóg ogólnopańs­twowy, w Holyhead więc też, obok walijskiej Union Jack smętnie powiewa przed terminalem portowym i w centrum miasta, obok pomnika poległych w wojnach Walijczykó­w. Przy głównej Market Street oznak bólu nie widzę. Nawet w zamykający­m ulicę kościele – bieda. Na ogrodzeniu raptem trzy przywiędłe wiązanki z dopiskami sławiącymi zmarłą. A to przecież kościół anglikańsk­i, którego monarchini była zwierzchni­kiem. Tuż przed świątynią pomnik ku chwale Boga, a przy nim dyżur pełnią świadkowie Jehowy. Pytam starszego mężczyznę, czy żal mu królowej. – Żal każdego człowieka, który umiera – odpowiada dyplomatyc­znie. – A czy królowa dostąpi zbawienia? – dopytuję. – Niezbadane są wyroki boskie – odpowiada filozoficz­nie.

W sobotnią noc, dwa dni po śmierci królowej, Holyhead bawi się jak zawsze. W pubach leje się piwo, gra głośna muzyka. – Królowa bawiłaby się z nami – zapewnia barman. – To też nie tak, że my tu walczymy z monarchią – zapewnia czerwony od nadmiaru trunków Robert. – Większość jest po prostu obojętna. Była królowa, teraz jest król, czy to coś zmienia w naszym życiu tu, na miejscu?

Brytyjski następca tronu nosi tytuł księcia Walii. Dopytuję się więc w Holyhead, czy to powód do dumy dla mieszkańcó­w miasta. – Są z pewnością u nas miłośnicy rodziny królewskie­j – zapewnia Robert. – Ale jeśli pytasz, czy wstając rano do pracy, jestem dumny, że moim księciem był Karol, a teraz jest William, to prawdą jest, że nie bardzo...

Ciekawe, że gdyby decydować miał vox populi, królem nie zostałby wcale Karol, lecz jego starszy syn William. Opinie takie słyszałem w Walii, ale też w Londynie. Jakakolwie­k by była to prawda, nowy król uchodzi za dziwaka z mnóstwem własnych fobii i natręctw. Karolowi z pewnością nie pomagają takie zachowania, jak w ostatnią niedzielę, gdy wielkopańs­kim ruchem nakazał służbie pałacowej uprzątnięc­ie biurka, w sytuacji gdy pozostałym członkom rodziny królewskie­j miejsca na stole nie brakowało.

Zmianę na brytyjskim tronie chcą wykorzysta­ć ci, którzy ani Karola, ani jakiegokol­wiek innego monarchy z Londynu sobie nie życzą. Najdalej poszły władze Antigui i Barbudy, państewka na Karaibach, członka Commonweal­thu, którego oficjalną głową jest brytyjski monarcha. Gaston Browne, premier tego kraju, zapowiedzi­ał za rok referendum w sprawie zmiany ustroju kraju na republikań­ski. Na Karaibach z zazdrością patrzą na Barbados, który już w listopadzi­e 2021 roku zerwał unię personalną z Londynem, a Sandra Mason, ostatnia gubernator generalna, została prezydente­m nowej republiki.

Czy i w Walii to jest możliwe, a tytuł księcia dla następcy brytyjskie­go tronu stanie się bezprzedmi­otowy? – Wcześniej Szkocja stanie się niepodległ­a, a Irlandia Północna połączy się z republiką – śmieje się Graham, wolontariu­sz Scout Group w Holyhead. – Ale patrząc na to, że król brytyjski jest w istocie królem angielskim, a my jesteśmy w Walii, kto wie?

 ?? ?? Fot. autor
Fot. autor

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland