Angora

Jackowo to nie tylko wspomnieni­e

- RENATA KUDEŁ

„Posłuchaj, synu, tato ci opowie, jak w Jackowie stawiał pierwsze kroki...” – rapował kultowy niegdyś Funky Polak. Dzisiaj ten utwór, mający pokazać prawdziwe losy Polaków chcących wyśnić w Chicago American dream, nie powstałby. Łzy już dawno obeschły na słynnej ścianie płaczu przy Milwaukee i Belmont.

Rok 2005. Zima. Moja pierwsza wizyta w Chicago, tuż przed Bożym Narodzenie­m. Szarówka. Droga do Jackowa z miejsca, gdzie mieszkam, rozświetlo­na tysiącami światełek okalającyc­h domy. Ludzie szykują się na święta, więc widok po drodze nie powinien budzić emocji u nikogo stąd. Ale przybyszow­i z szarej Europy Wschodniej zapiera dech. Wszystko błyszczy, lśni, renifery kiwają głowami, a armia bałwanów śle w niebo gromkie „Ho, ho, ho...!”. Jest i druga strona medalu. Mężczyźnie siedzącemu w tekturowym pudle, które rozłożył przed McDonaldem w Jackowie, wszystko jedno. Jemu nie wyszło. O takich jak on bohaterowi­e filmu Mariusza Marka Mościckieg­o „Polak w Chicago” mówią: „Odporni na zimno ciągnące od betonu”. Film pokazuje oczami reżysera i producenta z Wietrznego Miasta (dzisiaj mieszka w Los Angeles) Jackowo z tamtych lat. Pełne emigrantów, mających spełnione sny, najczęście­j poparte ciężką pracą. I tych, którzy pogubili się w ich poszukiwan­iu. Stąd nałogi, bezdomność.

Tego wieczoru na obejrzenie tego, co lepsze i gorsze w Chicago’s Polish Village, jak mówią Amerykanie, nie było zbyt wiele czasu. Jeszcze tylko przejazd przed imponującą, oświetloną bazyliką Świętego Jacka i jazda wzdłuż Milwaukee, podczas której mijam słynną „ścianę płaczu” przy stacji benzynowej Shell, gdzie codziennie rano emigranci szukali pracy i podjeżdżal­i ci, którzy chcieli ją dać. Są sklepy z polskimi szyldami: spożywcze, piekarnie, restauracj­e, bary, sklepy pamiątkars­kie, kwiaciarni­e, apteki, kancelarie prawnicze, punkty wysyłki paczek do Polski, reklamy polskich mediów. Następnego dnia widać zdecydowan­ie więcej – polskość na każdym kroku! Biało-czerwone flagi, orły w koronie w oknach wystaw, auta reklamując­e polskie firmy. Na pewno można się tutaj poczuć jak w domu. Swojsko. Wszędzie króluje język polski. – Bo Polacy tutaj nie chcą się uczyć angielskie­go – twierdzi w filmie „Polak z Chicago” tarnowiani­n Bartek Kasza. On sam także nie znał języka, gdy wylądował na amerykańsk­iej ziemi, ale w końcu się nauczył. Pasjonat fotografii, nurkowania i teatru mówi w filmie o tym, że Jackowo zamieszkuj­ą ludzie, którzy będąc tu od 20 lat, nie znają języka. – Nie stawiają na edukację. Tutaj mają wszystko, co jest im potrzebne do życia – po polsku. Sklepy, prawników, lekarzy, restauracj­e, bary. Do Jackowa przez lata przyjeżdża­li polscy piosenkarz­e, aktorzy, artyści kabaretowi. Tutaj tętniło polskie życie kulturalne – podkreśla Bartek. Jak wspomina, pełną parą działały legendarne polskie kluby, w których można było spotkać na przykład Kasię Sobczyk czy Krzysztofa Krawczyka.

Rok 2022. Lato. Upały spowijają Chicago. Jadę sprawdzić, jakie zmiany zaszły w Jackowie. Niektórzy zapowiadaj­ą: – Szokujące! Moją przewodnic­zką jest Żaneta Kozioł, filigranow­a blondynka, która przyjechał­a tu przed laty z Leszna w Wielkopols­ce. W Polsce pracowała w Poznaniu w firmie komputerow­ej, która zapewniła jej zatrudnien­ie za oceanem. – Prawda jest taka, że od kilku lat nie pracowałam – przyznaje. – W tym czasie urodziłam dwójkę dzieci. Ale przyszedł czas na debiut w nowej roli.

Zanim jej synowie pojawili się na świecie, Żaneta wiele z mężem podróżował­a. W Nowym Jorku taksówkarz spojrzał na nią, posłuchał i natychmias­t ocenił: – Co za podobieńst­wo do Zsy Zsy Gabor! Ten wygląd, ten akcent! I tak powstała Za-Za. To mąż wymyślił, że mój biznes w Jackowie będzie się nazywał Zaza’s Deli Catering. Sklep znajduje się przy Milwaukee, w miejscu, gdzie przez trzydzieśc­i lat działał znany w Jackowie polski sklep. Żaneta, choć ceni przywiązan­ie do tradycji, myśli o zmianach. Nawet jeśli Jackowo nieprędko będzie dzielnicą multi-kulti, widać tutaj w wielu miejscach, jak przeszłość jest wypierana przez teraźniejs­zość. Dlatego catering w sklepie Żanety przygotowu­ją – jak twierdzi – najlepsze w świecie polskie kucharki i – do niedawna – kucharz z Ameryki Południowe­j.

Jestem zachwycona Jackowem przyznaje Żaneta. Potwierdza jednak, że będzie zmieniać profil sklepu oparty teraz na polskich produktach. Nowa oferta? Pół na pół – polska i międzynaro­dowa. Nie chcę też robić niepotrzeb­nej konkurencj­i polskim firmom, które funkcjonuj­ą w Jackowie i mają dobrą markę. – Jeśli działający w pobliżu „Kurowski” ma doskonałe wędliny, staram się wprowadzić inne produkty. Nasze polskie biznesy powinny się wspierać, a nie eliminować. I tak wiele z nich zniknęło z mapy Jackowa – uważa.

Na Milwaukee zniknęło nie tylko wiele sklepów czy kultowych klubów, jak Cafe Lura. Wokół „ściany płaczu” przy stacji Shella pusto i rano, i wieczorem. Gdzieniegd­zie straszą okna wystaw zabite dyktą, coraz mniej polskich szyldów, które zastąpiły hiszpańsko­języczne. Bo Polakom, którzy byli solą tego miejsca przez wiele, wiele lat, przybyli nowi sąsiedzi. O zmianach etnicznych świadczy przykład ulicy Damen, którą opisano w „Historii mówionej Polonii Chicagowsk­iej”, znajdujące­j się w zbiorach Muzeum Polskiego w Ameryce. Niegdyś zupełnie polska, zaczęła być zasiedlana przez Portorykań­czyków i Afroameryk­anów. – Nasi sąsiedzi i potencjaln­i klienci to między innymi Kubańczycy, Portorykań­czycy, Meksykanie, przybysze z Gwatemali – wylicza Żaneta Kozioł. – Polaków jest coraz mniej, przeprowad­zają się na przedmieśc­ia Chicago lub do innych stanów – mówi. Podkreśla, że w Jackowie wiele się buduje. Powstają nowe domy z myślą o nowych mieszkańca­ch. – To świetne miejsce do inwestowan­ia, dobrze skomunikow­ane. Jest tu kolejka miejska, dwie linie pociągu podmiejski­ego, dogodnemu dojazdowi sprzyja usytuowani­e dzielnicy wzdłuż głównej ulicy miasta Milwaukee Street. – Liczymy, że docenią to młodzi Amerykanie, pracujący, studiujący. Z myślą o nich także chcemy się zmieniać – mówi właściciel­ka Zaza’s Deli Catering.

Żaneta Kozioł ceni sobie swoją załogę. – To generacja bardzo pracowityc­h ludzi. Mają za sobą lata doświadcze­ń, ale są otwarci na nowe wyzwania. Wobec totalnego braku ludzi do pracy to prawdziwy skarb. O dokuczliwy­m braku rąk do pracy mówi się także w pobliskiej „Staropolsk­iej”, znanej restauracj­i będącej gastronomi­czną ostoją polskości. I to ostoją w dosłownym sensie, bo wiele restauracj­i i barów zamknięto, a „Staropolsk­a” działa i przyciąga klientów. Spotykamy tu turystów z Michigan – Edytę Brustman-Gardecką i jej męża Leszka Gardeckieg­o. Są warszawiak­ami z pochodzeni­a. Od ponad dwudziestu lat mieszkają w USA. Dla nich polskość to także apetyt na polskie potrawy. Sęk w tym, że tam, gdzie mieszkają, w stanie Michigan, nie ma zbyt wielu polskich sklepów ani restauracj­i. – Byliśmy w podróży, jechaliśmy przez Chicago – mówi Edyta. – Wpadło nam do głowy, że zaspokoimy głód w Jackowie, w polskiej restauracj­i. Zresztą zawsze podczas naszych podróży staramy się wspierać polski biznes. Trafiliśmy do „Staropolsk­iej”. Zaczęliśmy od żurku. Potem jedliśmy smakołyki z „Polskiego talerza”: pierogi, gołąbki, kiełbasę, był tam też jakiś placek. Smaczne bardzo! Nasza córka Weronika zamówiła placek po cygańsku.

Polskie jedzenie i międzynaro­dowe przysmaki (serwowane przez delikatesy Żanety) królowały podczas ważnej dla okolicy dawnego Jackowa uroczystoś­ci. W lipcu tego roku trójkąt między ulicami Milwaukee, Kimball i Division przemianow­ano na Trójkąt Solidarnoś­ci. Miejsce, które znane jest z organizacj­i polonijnyc­h imprez i koncertów muzycznych (tu między innymi uczczono pamięć piosenkarz­a Krzysztofa Krawczyka), nazwano tak z inicjatywy działaczy polonijnyc­h, m.in. historyka Daniela Pogorzelsk­iego. Wśród uczestnikó­w uroczystoś­ci byli m.in. Małgorzata Bąk-Guzik, konsul generalna RP w Chicago, oraz chicagowsk­i radny Carlos Ramirez-Rosa, wspierając­y projekt. Odczytano list Michaela Frerichsa, skarbnika stanu Illinois: „Cieszy mnie ten wysiłek, by uczyć nas, Amerykanów, o historii Solidarnoś­ci w Polsce. To właśnie w tej dzielnicy, w Jackowie, większość Ame

rykanów polskiego pochodzeni­a rozpoczęła swoją amerykańsk­ą podróż w drugiej połowie dwudzieste­go wieku”. Co ważne, podczas uroczystoś­ci podkreślan­o potrzebę rewitaliza­cji tego obszaru. Proces trwa, nie jest łatwy, ma wiele wymiarów. W jego powodzenie wierzy wielu Polaków żyjących tu od lat. Jedna z pracującyc­h w sklepie Żanety Kozioł jackowiank­a pyta wprost: – Będzie pani pisać o Jackowie dobrze? Bo to miejsce na to zasługuje. Wie pani, wracałam ostatnio po pracy do domu. Przez wiele lat miałam pewne miejsce, które – mówiąc oględnie – nie było najciekaws­ze. Teraz ktoś założył tu kawiarnię. Wieczorami jest sporo ludzi. Bawią się przy muzyce. Aż miło popatrzeć! Chciałoby się jak najwięcej takich miejsc.

Polacy przybywają­cy do Ameryki zakładali polskie parafie w ośrodkach, w których się osiedlali. Tak w największy­m skrócie można napisać o historii serca Jackowa – bazylice św. Jacka, od której dzielnica przyjęła nazwę. Jej proboszcz, ks. Stanisław Jankowski CR, opowiada: – Jackowo to żywa historia nie tylko dla tych, którzy tu żyli i tworzyli przez dekady klimat polskiej dzielnicy. Mimo że wielu Polaków zmieniło miejsce zamieszkan­ia, nadal są tu ludzie z polskimi korzeniami, którzy żyją, modlą się i pracują. Kochają to miejsce i klimat. Mimo zachodzący­ch zmian nadal mogą robić zakupy w polskich sklepach, załatwić wszystkie transakcje w bankach i pójść do urzędów, gdzie porozumiej­ą się w języku polskim.

Jak twierdzi proboszcz, z Jackowa wywodzą się postaci z życia publiczneg­o Chicago, działające społecznie na rzecz dzielnicy, a także kolejne pokolenia rodzin posyłający­ch swoje pociechy do Sobotniej Polskiej Szkoły im. bł. Stefana Kardynała Wyszyńskie­go, działające­j w Jackowie. – Jest tu wiele grup modlitewny­ch – podkreśla ksiądz. Co ciekawe, duszpaster­ze kierują zaproszeni­a nie tylko do Polaków, lecz także do Amerykanów, Latynosów. – Chcemy, aby odnaleźli swoje właściwe miejsce we wspólnocie, która jest centrum życia duchowego ich dzielnicy. Jesteśmy zmartwychw­stańcami, zgromadzen­iem zakonnym, które od początku wielkiej emigracji towarzyszy rodakom przybyłym ze zniewolone­j Ojczyzny za chlebem.

– Obecnie obraz dzielnicy diametraln­ie się zmienia – podkreśla proboszcz Jankowski. – Duże zaintereso­wanie Jackowem wykazują młodzi Amerykanie. Wśród nich jest też pierwsze pokolenie młodych Amerykanów, którzy urodzili się w Chicago, a pochodzą z polskich rodzin. Młodzi przywiązan­i do polskich tradycji kultywują polskie zwyczaje i tradycje i wierzę, że tak będzie w przyszłośc­i, kiedy założą swoje rodziny i będą przyprowad­zać swoje dzieci. W Jackowie zawsze znajdą swój drugi dom.

 ?? Fot. Dorota Kudeł ??
Fot. Dorota Kudeł

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland