Biblia opery
W radiu słychać niedościgniony sopran Marii Callas. Aria Casta diva z „Normy” Belliniego. 45 lat temu, 16 września, największa diwa operowa wstała późno w swoim apartamencie na trzecim piętrze przy avenue Georges-Mandel 36 niedaleko wieży Eiffla. Zjadła śniadanie i jak zwykle zasiadła do fortepianu. Poczuła zawrót głowy, co się jej zdarzało. Tym razem zawrót głowy przeszedł w ostry ból w klatce piersiowej. Zawał. Śmiertelny. Miała 53 lata.
„Biblia opery” – jak ją nazywał Bernstein. Kiedy pierwszy raz zaśpiewała w Operze Paryskiej, wydarzenie to na żywo transmitował jedyny wówczas kanał telewizji. Na widowni byli: Chaplin, Cocteau, Bardot, także Onasis, późniejszy kochanek życia primadonny assoluta. Była najpopularniejszą kobietą i najsławniejszą artystką operową świata, entuzjastycznie przyjmowaną na scenach mediolańskiej La Scali, londyńskiej Covent Garden, nowojorskiej Metropolitan Opera. Śpiewała, gdzie chciała i z kim chciała. Traviatę pod kierunkiem Herberta von Karajana w Operze Wiedeńskiej, Normę (najważniejsza rola w karierze) w reżyserii Franca Zeffirellego na deskach Opery Paryskiej i 40 innych oper. Zrewolucjonizowała sztukę liryczną nie tylko głosem, lecz także grą sceniczną, traktowaną dotychczas drugoplanowo.
Callas otaczał kult wielbicieli. Pod jej urokiem był m.in. Winston Churchill, którego poznała w Monako podczas obiadu na tarasie hotelu Paris, na który zaprosił ich Aristotelis Onasis, grecki armator, wtedy najbogatszy człowiek świata. Chciał mieć wszystko: powietrze, morze, kobiety. – Gdyby nie było kobiet, to wszystkie pieniądze świata nie miałyby znaczenia – mawiał. Trzy dni później Callas i Onasis byli kochankami, mityczną parą, wcieleniem Zeusa i Afrodyty, co zeszli na ziemię, by urzeczywistnić swoją miłość. – Świat plotkuje, że pokochałam Onasisa dla jego miliardów. Co za brednie! Zarabiam za jeden koncert tyle, co prezydent Eisenhower przez miesiąc, dosyć, by kupić sobie taki jacht jak Christina.
A Christina to luksusowy jacht Onasisa, na którym kochankowie – pływając wokół
Włoch między Monako i Atenami – oczekiwali na swoje rozwody, oboje będąc w związkach małżeńskich. Ona – żona starszego o 30 lat włoskiego przemysłowca i miłośnika opery Battisty Meneghiniego, jej odkrywcy, mentora i agenta w jednej osobie. On – mąż młodszej o 25 lat Athiny Livanos, córki bogatego greckiego armatora. Dziewięć miesięcy później wydarzyło się coś, co ukrywali przez trzydzieści lat. Callas urodziła swoje jedyne dziecko, syna o imieniu Omero. Niemowlę umarło dwie godziny po porodzie.
Kochanków łączyła i miłość, i wspólnota losów, ojczysty kraj, doświadczenie emigrantów. Choć nie byli małżeństwem, związek przetrwał do końca ich życia. Onasis poślubił Jacqueline Kennedy, wdowę po zastrzelonym prezydencie USA – ale umierał u boku kochanki, nie żony, w podparyskim Neuilly, kończąc ostatni akt najsłynniejszego na świecie trójkąta miłosnego: Callas, Onasis, Kennedy.
Maria Callas pierwszy kryzys wokalny miała w 1962 roku w La Scali, a w 1965 roku w paryskiej Operze Garnier nie była w stanie zaśpiewać w ostatniej scenie Normy. Publiczność nigdy już nie zobaczyła, jak umiera jej Norma. Tego roku próbowała jeszcze stanąć na deskach opery w Londynie, w Tosce, i był to jej ostatni występ w przedstawieniu operowym. Miała 41 lat. Nie powróciła już do pełni formy wokalnej, choć jeszcze przez dziewięć lat występowała okazjonalnie w cyklach recitali na całym świecie, głównie z tenorem Giuseppem Di Stefano. Dawała lekcje w Juilliard School w Nowym Jorku i przyjęła tytułową rolę Medei w filmie Piera Paola Pasoliniego. Jedyna kreacja filmowa, jaką przyjęła, wcześniej odrzucając propozycje Loseya, Viscontiego, Dreyera. Ostatni publiczny koncert dała w Sapporo 11 listopada 1974 roku.
19 września 1977 roku została skremowana na cmentarzu Père-Lachaise, a wiosną 1979 roku jej prochy rozsypano na Morzu Egejskim. Ostatni benefis wielkiej sopranistki odbył się w dniu jej urodzin, 2 grudnia 2000 roku, w paryskim domu aukcyjnym Drouot-Montaigne, gdzie wyprzedano jej garderobę i pamiątki osobiste. Na ten „spektakl” stawił się cały snobistyczny światek haute société. Dziennik „Le Figaro” relacjonował: Przybyli biznesmelomani: włoscy – ubrani kompletnie na czarno, szwajcarscy – w fioletowe blezery i spodnie w szkocką kratę, a dandysi zza kanału La Manche paradowali jak na pokazie mody stajni Vuittona. Wszyscy mieli zaczerwienione oczy ze wzruszenia, że los pozwolił im uczestniczyć w tak doniosłej „stypie”.
Wybuchł skandal wokół wyprzedaży intymnej garderoby boskiej diwy: halek, majtek, pończoch, koronkowych body, nocnych koszul. W obronie pośmiertnej reputacji „rozbieranej bogini” stanął specjalny komitet grecki, który wydał oświadczenie: Jesteśmy na tej skandalicznej aukcji po to, aby wykupić te gorszące przedmioty i je zniszczyć. Bo jak można sprzedawać intymną bieliznę tej kobiety i bezcześcić artystkę? Będziemy się tu bić z tymi nekrofilami i fetyszystami. Rząd grecki dał nam na to odpowiednie środki. Okazały się za małe i tylko część intymnego odzienia boskiej diwy spłonęła w świętym ogniu Olimpu.
W radiu skończyła się aria Casta divy. Czas na akt drugi i ostatni, w którym arcykapłanka Callas spłonie na stosie. Niedoścignione belcanto.