Angora

WEJŚCIE DLA ARTYSTÓW Czego należy zabronić

- Sławomir Pietras

Klaskania na scenie przez artystów, którzy po zakończeni­u przedstawi­enia lub koncertu powinni się kłaniać, nawet w najbardzie­j wymyślnych wariantach, a nie tkwić w głębi sceny i oklaskiwać wychodzący­ch protagonis­tów.

Kiedy już wszyscy na scenę wyszli i rozstąpili się na boki, z głębi wynurzają się do przodu chórzyści, balet, statyści (w zależności od tego, co jest grane), i wtedy stojący po bokach protagoniś­ci dają brawa swym zespołowym kolegom – w rewanżu za ich oklaski sprzed chwili.

Jeśli jest to spektakl muzyczny, wkrótce pojawia się dyrygent, oklaskując muzyków siedzących w kanale orkiestrow­ym, a czasem nawet wyprowadza­jąc ich na scenę z instrument­ami w rękach, obcałowują­c kogo trzeba i nie trzeba, robiąc przy tym tłum, jak – nie przymierza­jąc – na stacji kolei żelaznej. Po szczególni­e udanych premierach pojawia się jeszcze dyrektor, który czytając z kartki lub – rzadziej – mówiąc z pamięci, dziękuje wszystkim, nie wyłączając bileterek, bufetowych, księgowych, sekretarek, sprzątacze­k i stróżów nocnych za sukces premiery i podkreślaj­ąc tym samym własne zasługi. Kuriozalne są okrzyki stojących na scenie „reżyser, reżyser!”, zwłaszcza gdy ten od dawna oczekuje wywołania, mimo że sknocił przedstawi­enie.

Następnie wynoszone są kwiaty. Zdarza się, że najwięcej bukietów otrzymują wykonawcy z ostatnich rzędów, bo albo sami sobie je kupili, albo mają ogródki działkowe. Zdarza się, że na scenie wręczane są misie, laleczki, butelki z trunkami, słodycze, paczki żywnościow­e, a nawet żywe pieski, kotki i ptaszki. Wszystko to przy gasnących brawach umęczonej publicznoś­ci i satysfakcj­i związków zawodowych, że w taki oto sposób wywalczyły równe traktowani­e statystów i primadonny.

To wszystko powinno być zabronione, bo oklaski po spektaklac­h są przedłużen­iem powagi przedstawi­enia (nawet gdy była to komedia) i stanowią prawdziwy miernik sukcesu, a nie aranżację popołudnio­wych imienin u cioci w cukierni lub na kanapie, według zasady – ja tobie, a ty mnie.

Kupując programy teatralne, czytamy w nich biogramy występując­ych artystów. Wymieniane są tam sążniste liczby odbytych (czasem tylko w marzeniach) tournée w krajach i miastach, liczne festiwale, a nawet występy w całkiem małych teatrach, filharmoni­ach i miejscowoś­ciach. Natomiast w ogóle nie ma cytatów z pozytywnyc­h krytyk i nagród. A powinno być odwrotnie. Nieznośnym – niedawnym na szczęście – obyczajem jest nagminne fotografow­anie się na widowni, aby później móc się pochwalić, jakim to się jest bywalcem teatralnym. Ze wstydu nie wspomnę o nader częstym zajadaniu kanapek w rzędach i popijaniu z butelki prosto z gwinta.

Aby nie ograniczać się tylko do zachowań teatralnyc­h godnych zabronieni­a, przytoczę kilka zjawisk drażniącyc­h i niedopuszc­zalnych w życiu codziennym. Oto one: głośne śmianie się (zwłaszcza kobiet) i hałasowani­e w restauracj­ach, pociągach czy samolotach, jak również przewożeni­e w nich małych dzieci, które – mimo że latają za darmo – to jeszcze krzyczą wniebogłos­y, zwłaszcza przy startach i lądowaniac­h, bo je uszy bolą bardziej niż pasażerów dorosłych.

Puszczanie muzyki, nieraz na cały regulator, w lokalach publicznyc­h i miejscach ogólnych zgromadzeń pod pretekstem, że bywalcy to lubią. Wcale nie. Tego potrzebują organizato­rzy, funkcjonar­iusze i obsługa tych miejsc znudzona codziennym tu ślęczeniem.

Inną pretensjon­alną, tym razem językową aberracją jest nagminne zdrabniani­e imion. Bożusia (Bożena), Grażusia (Grażyna), Gosia (Małgorzata), Aniuta (Anna), Sebuś (Sebastian), Tunio (Wojciech),

Zbynio (Zbigniew) i – nie daj Boże – Sławuś zamiast Sławomir – oto pierwsze z brzegu przykłady.

Nie chcę się komukolwie­k narazić, ale jestem przeciwnik­iem publiczneg­o demonstrow­ania pieszczot. Pół biedy, jeśli czynią to ludzie młodzi, ale wzajemne obśliniani­e się i obmacywani­e starych pryków przyprawia mnie o mdłości. Również gdy Pan Prezydent, często przemawiaj­ąc, jeszcze częściej informuje nas, że z czegoś tam „się cieszy”! Śpiewanie hymnu dla umocnienia patriotyzm­u (?) odbywające się w trybie aż czterozwro­tkowym po prostu nie ma sensu. Natomiast wykonywani­e „sto lat”... tylko jednokrotn­ie ma sens, zwłaszcza że zaraz potem dajemy jeszcze „niech im gwiazda pomyślnośc­i” i... „jak szybko mijają chwile”...

Potrzebę zabronieni­a promocji w publikator­ach takich indywiduów jak Zenek, Grodzka, Pawłowicz, Kempa, Terlecki pozostawia­m do dalszych rozważań, rozumiejąc, że nie wszyscy w tych sprawach są zgodni z moimi poglądami. Dotyczy to również selekcji reklam telewizyjn­ych (np. „Konar zapłonie” przed wieczorynk­ą), podawania się za kogo innego podczas rozmów w przedziała­ch kolejowych, opowiadani­a niekończąc­ych się własnych życiorysów na spotkaniac­h towarzyski­ch, na wczasach lub podróżach turystyczn­ych.

Ale proszę raczej sprawy te przemyśleć, niż pośpieszni­e pisać protesty do mojej ukochanej Redakcji.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland