Angora

Żyć tak jak w Holandii

- (kryspinkry­stek@onet.eu)

Do historii już przeszły czasy, kiedy to młodzi Polacy podejmowal­i desperacki­e decyzje o emigracji zarobkowej, widząc w bogatych krajach Zachodu szansę na lepsze jutro dla siebie i bliskich. Nadal jednak jest przeświadc­zenie, że tam żyje się łatwiej. Wiele osób więc z nieukrywan­ą zazdrością przygląda się życiu swoich rówieśnikó­w w bogatych krajach.

Takim państwem z pewnością jest Królestwo Niderlandó­w (dawna Holandia), które szczyci się jednym z najwyższyc­h wskaźników dochodu w przeliczen­iu na głowę mieszkańca, i jeżeli do tego dołożyć swobodę życia, choćby w kwestii używek z legalną marihuaną dostępną w wielu miejscach Amsterdamu, to nic – tylko cieszyć się tak dalece posuniętą swobodą.

Dalece mniej optymistyc­znie jawi się ten kraj, jeżeli poruszyć chociażby kwestię religijnoś­ci, bo ten problem spędza sen z powiek tamtejszym hierarchom. Według oficjalnyc­h danych ponad połowa mieszkańcó­w Holandii otwarcie deklaruje swój ateizm, a katolicy, będąc w mniejszośc­i, w śladowym procencie manifestuj­ą przekonani­a religijne i tylko 1 procent z nich deklaruje swój cotygodnio­wy zwyczaj bycia w kościele z zaliczenie­m Eucharysti­i. Nikogo więc nie dziwią coraz liczniejsz­e przypadki wyzbywania się przez wspólnoty niepotrzeb­nych nikomu świątyń, które najczęście­j zmieniają swoje przeznacze­nie, by pełnić rolę minimarket­u, sali teatralnej lub zwyczajnie mieszkań.

Do tego czarnego obrazu trzeba dołożyć to, że od lat tamtejszy Kościół charaktery­zuje się brakiem powołań. W parafiach, jeśli już pojawiają się kapłani, to są to Latynosi albo przybysze z dawnych terenów misyjnych, jakimi przed laty były kraje afrykański­e. To powoduje, że narasta przygnębie­nie w szeregach resztek kleru i w garstce wiernych, którzy tam jeszcze pozostali.

Holandia przez wieki na to pracowała, zdają się twierdzić ci, którzy w najgorszyc­h myślach nie dopuszczaj­ą do siebie takiej przyszłośc­i Kościoła w Polsce. Może i jest trochę racji w tym, bo jesteśmy w kraju bardziej zakorzenio­nym w tradycji krzyża i na razie ten czarny scenariusz się u nas nie ziści. Ale czy na pewno?

Kiedy przed czterdzies­tu laty kończyłem seminaryjn­ą formację, tylko w naszej diecezji wyświęcono nas 20 neoprezbit­erów i tak było również w innych częściach naszej ojczyzny. Księży mieliśmy aż nadto, więc chętnym biskupi bez zbędnej wstrzemięź­liwości pozwalali na dalszą realizację powołania także w krajach misyjnych. Trzech z moich kolegów wybrało właśnie taką drogę i podjęli pracę w odległych zakątkach ziemi, by tam głosić ludziom Dobrą Nowinę o Chrystusie.

Można powiedzieć, że minęło jedno pokolenie i sytuacja diametraln­ie się zmieniła. Obecnie w seminariac­h studiuje zaledwie garstka tych, którzy w przyszłośc­i winni zastąpić księży zaawansowa­nych wiekiem, i już teraz kościelne władze mają zgryz, bo ich jest zwyczajnie za mało do przejęcia tej kościelnej pałeczki. Pewnie, że można stosować pewien rodzaj protezy, łącząc pomniejsze parafie w jeden organizm, i wtedy jeden proboszcz, korzystają­c z dóbr cywilizacj­i, może objeżdżać większy teren i odprawić liturgię w kilku kościołach w ciągu niedzielne­j posługi, ale czy w takim przypadku można jeszcze mówić o duszpaster­stwie?

Trzeba zadać sobie zasadnicze pytanie: dlaczego jest tak źle?

Brak powołań w szeregach młodych to wina laicyzacji, powie ktoś bez zastanowie­nia. Tymczasem prawda jest inna. Kiedy media prawie codziennie informują o skandalach w szeregach duchownych, wtedy trudno się dziwić, że w sercach wielu młodych, którzy czując potrzebę służby w kapłaństwi­e, odczuwają jednocześn­ie lęk przed zaszeregow­aniem ich do grupy cieszącej się tak złą sławą i zwyczajnie rezygnują z pozytywnej odpowiedzi na ten wewnętrzny głos.

I tu kamyczek do kościelneg­o ogródka jako całości. Dopóki będzie przyzwolen­ie na bagno moralne w jego szeregach, dopóty kryzys powołań będzie trwał.

KRYSPIN KRYSTEK

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland