TELEWIZOR POD GRUSZĄ
Ze wszystkich pór roku jesień jest najbardziej niezwykła. Z jednej strony niesamowicie urokliwa, z drugiej zaś – wyjątkowo paskudna, bo najmocniej wpływająca na psychikę ludzką. To właśnie jesień, a nie zima, wiosna czy lato, sprawia, że tak często dopada nas huśtawka nastrojów. Od eksplozji radości, witalności, do jakiejś niebywałej nostalgii, smutku i żalu. Rozchwianie owo widać szczególnie w zachowaniu nas, mężczyzn, zwanych – o ironio! – silną płcią. Gdy jesień jest słoneczna, ciepła, sucha i bajecznie kolorowa, można z nami wytrzymać. Jesteśmy przysiadalni! Jednak gdy nadchodzi słota i wszystko robi się bure, ponure, wtedy bez kija do chłopów nie podchodzić. Tacy robimy się zgorzkniali i upierdliwi. Ale idźmy dalej w tym samobiczowaniu i użalaniu się nad sobą. Dojrzała płeć męska słabo radzi sobie z jesienną nawałnicą chorób. Niejeden twardziel staje się bezbronny i bezradny w jej obliczu. Byle katar potrafi zwalić z nóg herosa, a co dopiero zwykłego osobnika rodzaju męskiego. Przerażenie graniczące z histerią towarzyszy nam w większym lub mniejszym wymiarze przy każdej niedyspozycji! I nie ma co się oburzać, obrażać, skoro taka jest rzeczywistość. Widać dobry Bóg miał w tym swój cel, żeby ulepić nas – samców – z takiej właśnie gliny! My, chłopy, swojej natury nie przeskoczymy. Nie zmienimy tkwiącej w nas mentalności. Choćbyśmy się nie wiadomo jak starali, uprawiali ekstremalne sporty, hartowali ciało niczym stal, to i tak gdy wpadniemy w szpony choroby, natychmiast schodzi z nas powietrze, tracimy pewność siebie, zaczynamy się nad sobą rozczulać, użalać i szukać pomocy u bliskiej nam kobiety, określanej mianem SŁABEJ PŁCI! Generalnie problem z nami – panami świata – jest taki, że gdy dopada nas jakaś franca, bardziej od ciała cierpi nasze nadymane EGO! Z przerażeniem widzimy, że świat wcale nie kręci się wokół nas, że zdani jesteśmy na czyjąś łaskę. Szczęście nasze nie ma granic, gdy jest to kobieca łaska – prawdziwe dla mężczyzn remedium!