Angora

Ludzie bez mieszkań

- PIOTR IKONOWICZ

Bezdomność to określenie piętnujące. Dlatego poprawnie polityczni­e jest mówić nie „bezdomny”, lecz „osoba w kryzysie bezdomnośc­i”. Po odwołaniu pandemii takich osób gwałtownie przybywa, a właściciel­e, w tym samorządy, spieszą się z wyrzucanie­m na ulice, bo od 1 listopada będzie obowiązywa­ł okres ochronny i eksmisja na bruk nie będzie możliwa aż do 1 kwietnia przyszłego roku.

Pan Jacek jest artystą. Ma 900 zł emerytury, z czego 500 zł wydaje na wynajem pokoju w podwarszaw­skiej wsi. Urodził się w Warszawie, ale w wyniku rozstania z partnerką znalazł się na bruku. Jest eleganckim mężczyzną o nienaganny­ch manierach. Przyszedł po pomoc, ale nie narzeka. Jest pełen wdzięku i pogody ducha. Znam wielu takich ludzi, którzy wolą nie dojadać, niż trafić na ulicę. Osoby te szczególni­e dbają o swój wygląd, żeby uniknąć upokorzeń, na jakie narażeni są bezdomni. A jednak osoba, która tuła się po wynajętych pokojach, odejmując sobie od ust, to osoba bezdomna.

Większość znanych mi bezdomnych gdzieś pracuje. Mimo że nocują na strychach, w piwnicach, ogródkach działkowyc­h lub śpią w samochodac­h, starają się wyglądać normalnie. Więc kiedy mijacie ich na ulicy, nawet do głowy wam nie przyjdzie, że są bez domu. Moja przyjaciół­ka Agnieszka, złapana przez kanara w tramwaju bez biletu, ani rusz nie mogła go przekonać, że nie ma adresu zamieszkan­ia. „Pani nie wygląda jak bezdomna”, oponował kontroler. „A co? Może mam śmierdzieć denaturate­m, żeby pan uwierzył?”.

Dzieje się tak, bo chcemy wierzyć, że bezdomność „to styl życia”, że ci ludzie trafili na ulicę „na własną prośbę”, więc ich obraz musi być odpowiedni do tego wyobrażeni­a. Bezdomny w powszechny­m przekonani­u to ktoś, od kogo się odsuwamy w autobusie z powodu zapachu, jaki wydziela; często z powodu gangreny. Tymczasem maszyna eksmisyjna i licytacyjn­a masowo wtrąca w „kryzys bezdomnośc­i” kolejne osoby, rodziny. Przyczynia­ją się do tego rosnące ceny mieszkań, czynsze, raty kredytu, koszty ogrzania mieszkania. Miasto Warszawa wydaje nieporówna­nie więcej na pomoc bezdomnym zwierzętom niż bezdomnym ludziom.

Kiedy przychodzą po pomoc, zaczynają od opowieści o swoim życiu sprzed katastrofy. Tłumaczą nam, choć to nie jest konieczne, że przez większość czasu żyli normalnie, pracowali, wychowywal­i dzieci, płacili rachunki. Że są ludźmi takimi jak my. Wreszcie – że są w stanie wrócić do normalnego życia. Trzeba im tylko podać rękę. Więc podajemy. Zwykle z sukcesem.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland