Obraźliwe wpisy w sieci?
W Poznaniu trwa proces czterech osób oskarżonych przez prokuraturę o udział w zorganizowanej grupie przestępczej (3) i szantażowanie Spółdzielni Mleczarskiej Mlekovita
Kolejną oskarżoną w tym procesie jest Zuzanna C.J., która pełniła kierowniczą funkcję w hurtowni spółdzielni mleczarskiej w Kościanie. To tam, zdaniem oskarżonych, miało dochodzić do antydatowania produktów, w której to sprawie prokuratura umorzyła dochodzenie.
Kobieta nie kryła w sądzie rozgoryczenia, bo – jak twierdziła – została w to wszystko wplątana.
– Pracodawca powinien zostawić wyjaśnienie tej sprawy policji i prokuraturze, a prowadził własne śledztwo. Przy okazji w sposób cyniczny wykorzystano mnie do osiągnięcia własnych celów. Wykorzystana została też moja sytuacja rodzinna, bo zarząd spółdzielni dobrze wiedział, że z powodu choroby męża byłam bardzo zestresowana. A później na przesłuchaniu funkcjonariusze powiedzieli mi wprost, że wykonywałam działania szpiega i przekazywałam informacje przestępcom. I to właśnie utwierdziło mnie w przekonaniu, że zostałam bezwzględnie wykorzystana.
– Jak pani to wytłumaczy? – pytał sąd.
– Dziś już wiem, że mój pracodawca nie miał prawa polecić mi spotkania z człowiekiem, który rzekomo szantażował spółdzielnię, czyli swój zakład pracy. Chodzi o oskarżonego Przemysława S. Wcześniej, kiedy nie było jeszcze wiadomo, kto wyniósł nagrania, pytano mnie, kto za tym może stać. A ja naprawdę nie miałam pojęcia, kto to zrobił. Do czasu, kiedy mi polecono spotkać się z Przemysławem S.
– Dlaczego polecono pani, żeby się spotkała z oskarżonym?
– Coś chyba podejrzewali i chcieli się czegoś więcej dowiedzieć. Miałam spróbować poznać jego oczekiwania i odciągnąć go od kontynuowania tej sprawy. Prezes sugerował, że mam tak zainicjować to spotkanie, żeby wyszło na to, że reprezentuję zatroskanych pracowników, którzy boją się utraty pracy i dochodów. Po tym spotkaniu zadzwoniłam do prezesa i zrelacjonowałam rozmowę. Zrobiłam też notatkę służbową. Jeszcze raz powtarzam – nie miałam żadnej wiedzy o jakimkolwiek antydatowaniu i nie mogłam o tym nikomu opowiadać. A później zadzwonił do mnie oskarżony Paweł M. i zapytał, czy wiem o tym, że Mlekovita złożyła doniesienie do prokuratury i jestem jedną z podejrzanych.
Dowiedziałam się, że mam być obarczona odpowiedzialnością, że firma chce zrobić ze mnie kozła ofiarnego. Dlatego teraz nie rozumiem, dlaczego zostałam oskarżona o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, skoro ta grupa także mnie zastraszała, przekazując mi takie informacje.
Kara za lojalność wobec firmy?
Według własnych wyjaśnień Zuzanny C.J. chciała być lojalna wobec pracodawcy i pomóc w udowodnieniu, że w firmie żadnego antydatowania produktów nie było.
– Tymczasem okazało się, że ta moja chęć pomocy i zaangażowanie zostały wykorzystane przeciwko mnie. Najpierw prezes polecił mi spotkać się z Przemysławem S., a później zataił ten fakt przed policją. Mało tego, z jego zeznań wynika, że była to wyłącznie moja inicjatywa i zarazem dowód na działanie w grupie przestępczej. Jestem już na skraju załamania nerwowego z tego powodu, proszę wysokiego sądu. Nie mam sobie nic do zarzucenia i wszelkie moje kontakty z oskarżonymi miały na celu wyłącznie działanie w interesie mojej firmy. Bez wątpienia zostałam jednak wykorzystana przez wszystkie strony.
Jako pierwszy ze świadków miał zeznawać Dariusz S., prezes Mlekovity. Początkowo tłumaczył, że nie może przyjechać z powodu natłoku zajęć, swojego wieku, dużej odległości do sądu z Podlasia, a nawet z powodu... trwającej wojny w Ukrainie. Oczekiwał zdalnego przesłuchania, na co sąd nie wyraził zgody.
Duże zdumienie spowodował natomiast niespodziewany przyjazd na rozprawę Adrianny S., dyrektor ds. handlu i marketingu, która miała złożyć zeznania później. Okazało się jednak, że kobieta została niedawno prokurentem firmy, co pozwalałoby jej uczestniczyć w rozprawie podczas zeznań swojego szefa. Ten z kolei tłumaczył, że Adrianna S. ma o tej sprawie znacznie większą wiedzę od niego.
Na taką zmianę nie zgodzili się obrońcy oskarżonych, uznając to za zabieg taktyczny. W rezultacie kobieta złożyła zeznania dopiero na kolejnej rozprawie, a zaraz po niej prezes Dariusz S.
List otwarty pracowników
Adrianna S. zeznawała m.in. tak: – Dowiedzieliśmy się, że nagrania, które rzekomo miały nas skompromitować, wyniósł pracownik hurtowni w Kościanie, a dziś oskarżony Przemysław S. To inni pracownicy powiadomili o tym w liście otwartym do prezesa. Pisali, że Przemysław S. zrobił prowokację i nagrał jakieś materiały, korzystając z monitoringu firmowego. Proszono też, żeby go zwolniono dyscyplinarnie i tak się stało.
– Jakie miała pani kontakty z oskarżonym Pawłem M.? – pytał sąd.
– Był z nami w stałym kontakcie. Pan Paweł M. był jednak wiecznie niezadowolony z naszych odpowiedzi na jego maile i ciągle zadawał coraz bardziej szczegółowe pytania. Zamieszczał też obraźliwe wpisy na Twitterze, ośmieszające nas i sugerujące, że ja i prezes kłamiemy. Nie używał, co prawda, nazwy firmy, ale ludzie się domyślali.
– Jak państwo potraktowali informację oskarżonego Marcina O., że posiada kompromitujące firmę materiały?
– Oglądaliśmy wnikliwie nasze monitoringi, sprawdzaliśmy daty przydatności produktów i czy jest w ogóle możliwe antydatowanie. Później było spotkanie w kancelarii adwokackiej w Lesznie i wyjaśnialiśmy, że nie było żadnego antydatowania. Było kilka takich spotkań w kancelarii i na jednym z nich oskarżony Marcin O. pokazał na swoim telefonie kwotę 4 mln złotych, co uznaliśmy za szantaż. Prezes firmy kategorycznie sprzeciwił się tej propozycji, złożyliśmy doniesienie do prokuratury.
Nie chodzi o surowy wyrok...
Obrońcę Pawła M. interesowało, dlaczego Mlekovita zdecydowała się na prowadzenie rozmów z domniemanymi
szantażystami i przestępcami jeszcze przed rozpoczęciem śledztwa w tej sprawie, a później proponowała ugodę.
– Nie byłby korzystniejszy dla państwa wizerunkowo jednak wyrok skazujący? – dociekał adwokat Karol Rusin.
– Mlekovita jest znaną i cenioną marką, a naszym celem nie jest prowadzenie spraw sądowych, które szkodzą wizerunkowi. Nie chcemy, żeby sprawa miała długi przebieg i chcieliśmy to szybko zakończyć. Nie chodzi nam także o surowy wyrok, ale o to, żeby oskarżeni więcej już takich rzeczy nie robili. Tak przecież nie wolno, Mlekovita zawsze działała i działa zgodnie z prawem.
– W jakim celu państwa pracownica Zuzanna C.J. miała się spotkać z oskarżonym Przemysławem S.?
– Podejrzewam, że chodziło o wyjaśnienie tej przykrej sprawy. Nie wiedziałam jednak, że dostała takie polecenie służbowe.
– Skoro już prokuratura miała się zająć wyjaśnianiem tego, to dlaczego zlecono rozmowy oskarżonej?
– Nie mam pojęcia, to się działo chyba jakoś równolegle. Sytuacja była bardzo dynamiczna, nie pamiętam jednak szczegółów.
– Czy ktoś pouczył panią Zuzannę C.J., jak ma rozmawiać z człowiekiem, który był potencjalnym szantażystą?
– Nie wiem. Jednak gdyby pani Zuzanna miała jakieś wątpliwości, zapewne ktoś by jej to wyjaśnił.
– Nie zastanawiali się państwo w takiej sytuacji nad bezpieczeństwem swojego pracownika?
– To nie jest pytanie do mnie, nie zajmowałam się tym. Gdyby jednak pani Zuzanna czegoś się obawiała, pewnie prezes wziąłby to pod uwagę i nie pozwolił na to spotkanie.
– Czy to prawda, że oskarżona przekazała kancelarii prawnej w Lesznie dokumenty firmowe? – Tak, sama się do tego przyznała. – Czy była wcześniej przeszkolona, jakich dokumentów nie wolno wynosić z firmy?
– Nie byłam przełożoną pani Zuzanny i tego nie wiem. Jednak, co do zasady, wszystkie dokumenty wewnętrzne są tajne.
– Czy wie pani o tym, że z oskarżonym Pawłem M. kontaktował się Artur P., który w przeszłości jako biegły rewident prowadził audyty w spółdzielni?
– Niestety, przekazywał on oskarżonemu błędne informacje na temat działalności firmy i jej szefostwa.
Rozliczana każda złotówka
Bardzo obszerne wyjaśnienia składał także Dariusz S., prezes SM Mlekovita.
– Wszelkie informacje o rzekomych nieprawidłowościach w hurtowni w Kościanie potraktowałem bardzo poważnie.
Dlatego poleciłem w trybie natychmiastowym, żeby skontrolować wszystkie oddziały. A później prawnik firmy zasugerował mi, że sprawa może być szantażem, a nie próbą poprawy jakości naszych produktów. Zacząłem zastanawiać się, czy mamy spór z jakimś klientem, czy to działalność konkurencji. Dlatego wynajęliśmy warszawską kancelarię prawną.
– Dlaczego odwiedził pan kancelarię oskarżonego Marcina O. w Lesznie? – pytał sąd.
– Chciałem spotkać się z tym prawnikiem i wyjaśnić, że w naszym kościańskim zakładzie nie dochodziło do antydatowania produktów. Rozmawialiśmy także o ewentualnej ugodzie z naszym byłym pracownikiem Przemysławem S. Nie przyszło mi jednak do głowy, żeby negocjować jakąś łapówkę. Właścicielami spółdzielni jest kilkanaście tysięcy rolników i każda złotówka jest rozliczana i monitorowana. Nie ma możliwości, żebyśmy działali niezgodnie z prawem i żebyśmy wręczyli jakąś łapówkę, o której nie wiedziałaby rada nadzorcza albo walne zgromadzenie. Takich rzeczy nigdy nie robiłem i nie mam zamiaru. Po spotkaniu w Lesznie przynajmniej raz rozmawiałem telefonicznie z Marcinem O. i powiedziałem, że żadnych pieniędzy od nas nie dostanie i traci czas na marne.
– Czy polecił pan oskarżonej Zuzannie C.J. skontaktowanie się w tej sprawie z oskarżonym Przemysławem S., by zebrała więcej informacji o potencjalnych szantażystach?
– Nie mieliśmy żadnych informacji, kto z tej hurtowni działa na naszą szkodę. Trzeba było to jakoś wybadać.
Mecenas Karol Rusin chciał się dowiedzieć, czy świadek wiedział o rozmowie biegłego rewidenta Artura P. z jego klientem.
– Spotkałem się z nim w Warszawie i przyznał, że oskarżony tak go „nakręcił”, że zaczął opowiadać o mnie i o firmie nieprawdziwe informacje. Płakał i przepraszał...
– A z czyjej inicjatywy doszło do tego spotkania? – naciskał adwokat. – Nie pamiętam... Obrońca Pawła M. wniósł o włączenie do akt i odsłuchanie zapisu rozmowy telefonicznej z początku października 2019 r. przeprowadzonej między jego klientem a prezesem spółdzielni mleczarskiej. Zdaniem mecenasa ma to wnieść nowe wątki do sprawy. Wnioskowi sprzeciwili się prawnicy Mlekovity oraz prokurator, twierdząc, że takie nagranie jest w materiale dowodowym. Oskarżony oświadczył wówczas:
– Jeżeli oskarżyciel twierdzi, że takie nagranie jest w aktach, to wprowadza wszystkich w błąd, bo takiego nagrania tam nie ma.
Sąd dopuścił ten wniosek dowodowy. Kolejne terminy rozpraw zaplanowano na ten tydzień.