Z wizytownika Andrzeja Bobera(75)
Twarze ważne i średnio ważne, bo nieważnych bym nie umieszczał w swoim spisie. Każda z nich to jakaś sprawa, jakieś moje wrażenia, porażka lub radość z załatwionej sprawy. Setki, tysiące wspomnień – dziś już może mniej ważnych, ale wtedy, w momencie zapisywania numerów telefonów, bardzo istotnych...
Alicja Solska – towarzyszka
W latach 70. pracowałem w „Życiu Warszawy”. Interesując się budownictwem, jeździłem do Turoszowa, Bełchatowa, Polic, wszędzie tam, gdzie budowało się coś wielkiego. Dałem się raz namówić, by na któryś z wielkich placów budowy wybrać się zbiorowo, tzn. z klubem budownictwa SDP. Było nas 14 dziennikarzy i udaliśmy się do płockiej rafinerii.
W naszej grupie usiłowała nami dowodzić kobieta w średnim wieku, ładnie ubrana, ale zbyt wiele, jak na moje potrzeby, mówiąca. A mówiąc ściślej: decydująca. Może nie to raziło mnie najbardziej, tylko to, że zwracała się do nas w formie „wy”: zróbcie, podajcie, nie gadajcie... Miałem tego po dziurki w nosie i zapytałem Marka Chmielewskiego, dziennikarza „Trybuny Ludu”, kto to właściwie jest, ta narzucająca się wszystkim ze swoim zdaniem. Marek odciągnął mnie na bok i prawie na ucho powiedział: „To jest żona premiera Piotra Jaroszewicza, dziennikarka naszej redakcji”. Nie znałem osobiście premiera, ale wtedy właśnie poznałem osobiście premierową.
Pracowałem w gazecie, która nie miała znaczka „PZPR”, sam byłem od urodzenia bezpartyjny i to „wy” doprowadzało mnie do lekkich stanów nerwowych. Starałem się unikać p. Alicji, ale ona jednak cały czas chciała mi okazywać dystans nas dzielący. Gdy jednak podczas spotkania z dyrektorem Antkiem Roguskim (którego znałem od dawna) p. Alicja zwróciła mi publicznie uwagę, że to jest „towarzysz dyrektor”, a nie „pan dyrektor”, odwróciłem pytanie: czy „pani to jest pani”, czy „pani to jest towarzyszka”? Na co Antek zareagował, że pierwszy etap budowy zbliża się już do końca...
Po powrocie do Warszawy dowiedziałem się, że p. Alicja miała piękny życiorys powstańczy: w nocy z 13 na 14 września 1944 przepłynęła wraz z Ewą Prauss-Płoską z Armii Krajowej przez Wisłę na Saską Kępę, by poinformować dowództwo Armii Czerwonej i sztab 1. Armii Wojska Polskiego o sytuacji w walczącej Warszawie. Była łączniczką warszawskiego Sztabu Armii Ludowej, przewodniczką po kanałach...
I zrobiło mi się po prostu głupio... Ja w tym Płocku o duperelach, a ona... Więc kwiaty w garść, na plac Starynkiewicza do siedziby „Trybuny Ludu”, drugie piętro, pokój po prawej stronie. Nie było redaktor Alicji Solskiej, koleżanka z pokoju kwiaty postawiła w wazonie, sam dopisałem na karteczce: „Od towarzysza Andrzeja”...
Po czasie spotkaliśmy się gdzieś w przelocie i pani Alicja powiedziała, że ma na imię Alicja i tak mamy sobie mówić.
Za tydzień: Janusz „Kosa” Kosiński