I taki właśnie mamy klimat
Z wiosny, lata, jesieni i zimy zrobiła się u nas pora sucha i mokra, przeplatana tropikalnymi upałami. Już trochę czasu upłynęło na rozeznanie się w meteorologicznych nowościach i przyzwyczajenie się do nich. Niby człowiek wie, że powinien iść z pogodowym duchem czasu, ale jednak uparcie trzyma się starych nawyków. Po przeczytaniu wieczornej prognozy kombinuję, co następnego dnia na siebie włożyć. I naiwnie myślę, że jest takie odzienie, które będzie odpowiednie na cały dzień. Tymczasem różnica temperatur w ciągu jednego dzionka może wynosić nawet 10 stopni. Albo i więcej. W godzinach rannych trzeba być ubranym w coś ciepłego, co później będzie łatwo zdjąć i przechować. Bo w połowie dnia występuje konieczność rozbierania się. Wieczorem z kolei znów wypada nałożyć na siebie kilka warstw. Stała przebieranka jest nie tylko wskazana, ale nawet konieczna. Wyjątkowo wkurza mnie zimny wiatr przy jednoczesnym palącym słońcu. Człowiek poci się z gorąca i jednocześnie mu zimno. Znalezienie odpowiedniego ubioru na taką pogodę jest prawie niemożliwe. Pozostaje metoda prób i błędów. A głównie pomyłek, skutkujących jakąś infekcją. I nie ma komu się poskarżyć. A wypadałoby, bo kto to słyszał, żeby jednego dnia występowało kilka stref klimatycznych. Nie ma to nic wspólnego z umiarkowaniem, o którym zapewniały podręczniki do geografii. Przez to, że taki właśnie mamy klimat, jestem zmuszona uprawiać ubieranie się ekstremalne. Moi znajomi też, chociaż niebezpieczne sporty to nie zakres naszych zainteresowań.