Angora

Atomówka i sodówka

Rozmowa z TOMASZEM DREWNIAKIE­M, generałem brygady, byłym inspektore­m Sił Powietrzny­ch

- JULIUSZ ĆWIELUCH

Nr 41 (5 – 11 X). Cena 9,90 zł

– Zrzucał pan kiedyś taktyczną bombę jądrową?

– Zrzucałem, o czym dowiedział­em się dopiero po latach, kiedy okazało się, że manewr, który ćwiczyliśm­y, to właśnie było to.

– Ciężko walnąć atomówką?

– Taktyczny ładunek jądrowy należy zrzucić pod odpowiedni­m kątem. Na samolotach MiG-21, których byłem pilotem, stosowano dwie techniki zrzutu. Generalnie zrzuca się na wznoszeniu w trakcie manewru odejścia, żeby bomba poleciała po paraboli. Zrzucało się w kącie 75 stopni albo 110, czyli wchodząc w lot niemal na plecach. Chodziło o to, żeby wydłużyć czas potrzebny pilotowi na odejście znad rażonego celu.

– Nieżyjący już generał Stanisław Targosz też ćwiczył ten manewr na wolniejszy­ch Su-7, a później Su-20. Mówił mi, że nie miał dylematów moralnych, bo zakładał, że prawdziwej misji raczej nie przeżyje.

– Na zajęciach mówili, że odejście jest możliwe. Ale chyba każdy wiedział swoje. Ważna była nie tylko maksymalna siła ładunku. W bombach można było stopniować jego moc. Zdaje się, że podziałka była trójstopni­owa. Dużo od tego zależało, jakie było ustawienie, ale to nie pilot o tym decydował.

– Dużo dla kogo?

– Ogólnie dla każdego. Pilot w tym wszystkim to tylko trybik. Ma podejść nad cel na odpowiedni­ej wysokości. Złapać kąt. W odpowiedni­m momencie nacisnąć przycisk i tyle. Cała reszta dzieje się poza nim. Może nawet nie wiedzieć, czy ładunek zostanie zdetonowan­y jak w Hiroszimie – na wysokości 600 m nad ziemią; wtedy skutki ataku są najbardzie­j niszczące i o największy­m zasięgu. Czy też detonacja nastąpi po kontakcie z ziemią. Wtedy skutek ataku ma mniejszy zasięg. Ale nie okłamujmy się. Mówimy o tym, czy wypalimy do gołej ziemi 15, czy 30 km terenu. No i jak wielka będzie fala uderzeniow­a i oddziaływa­nie promieniow­ania. Ogólnie paskudne sprawy.

– Ale jednak ktoś to wszystko wymyślił, zaprojekto­wał, kazał ćwiczyć, brał to serio pod uwagę.

– W doktrynie wojennej ZSRR taktyczna broń jądrowa była traktowana niemal na równi z konwencjon­alną. W trakcie prowadzeni­a natarcia decyzję o zniszczeni­u celu podejmowan­o na szczeblu dywizji. Każdy dowódca miał do własnej dyspozycji od 10 do 15 taktycznyc­h ładunków jądrowych umieszczon­ych na różnego rodzaju platformac­h i teoretyczn­ie mógł ich użyć bez żadnych konsultacj­i ze zwierzchni­kami.

Teoretyczn­ie, bo zakładam, że jednak nikt nie chciałby dźwigać takiej odpowiedzi­alności samodzieln­ie, więc jednak dążyłby do tego, żeby ktoś tę jego decyzję, mówiąc potocznie, klepnął. Ale formalnie każdy generał mógł zrobić kilka Hiroszim. ZSRR już nie ma, ale doktryny, nieco zmodyfikow­ane, pozostały. Mentalność pewnie też.

– Dlatego zdecydował się pan na rozmowę?

– Gdyby rok temu zaproponow­ał mi pan wywiad o tym, czy możliwy jest atak taktyczną bronią jądrową, to nie traciłbym czasu. Dziś myślę o tym na serio. Zresztą utwierdza mnie w tym to, jak poważnie odnoszą się do takiego scenariusz­a Amerykanie. Wzmocnili cały nadzór wywiadowcz­y, skierowali na Rosję wszelkie możliwe satelity. Amerykanie też biorą pod uwagę scenariusz trzeciego w historii ludzkości użycia broni jądrowej w trakcie konfliktu zbrojnego. Użycia na stosunkowo małą skalę. Uważam, że w tej kwestii wychodzimy poza teorię.

– Dwa pierwsze łatwo przyszły. Stany Zjednoczon­e nie musiały się obawiać, że ktoś im odpowie tym samym.

– Putin właściwie również może myśleć, że nie musi się tego obawiać, bo w całym NATO jedynie Stany Zjednoczon­e posiadają taktyczne ładunki jądrowe w postaci bomb Mk-61. To wynikało z zachodniej doktryny wojennej, w której nie zakładano działań ofensywnyc­h. A przede wszystkim nie dopuszczan­o myślenia, w którym z powierzchn­i ziemi znikać będą całe miasta albo formacje po uderzeniu jednego ładunku.

– Na takie dictum mieli doktrynę MAD (z ang. szaleństwo) Mutual Assured Destructio­n, zakładając­ą, że wojna jądrowa nie może mieć charakteru ograniczon­ego i że doprowadzi do wzajemnego zniszczeni­a się przeciwnik­ów?

– Doktryna MAD zakłada, że jeśli któryś z graczy użyje strategicz­nej broni jądrowej, to odpowiedź drugiej strony będzie, po pierwsze, bardziej niszczycie­lska, a po drugie, automatycz­na. Mówimy o rozpętaniu totalnego zniszczeni­a, do którego sama Rosja i Stany Zjednoczon­e mają tyle ładunków, żeby obrócić tę planetę w perzynę i być może anihilować na niej wszelkie formy życia. Jeden pocisk rosyjski Sarmat przenosi 15 głowic, które teoretyczn­ie mogłyby wygumkować z powierzchn­i ziemi wszystkie najważniej­sze stolice europejski­e. Amerykanie mają o kilkaset głowic mniej niż Rosja, ale to nadal ponad 5 tys. ładunków o sile niszczenia, której nawet nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.

– 15 stolic z Warszawą włącznie?

– Nie wiem, czy Warszawa zalicza się do grona najważniej­szych europejski­ch stolic. Ale te rozważania to nadal fikcja. Miałem okazję być w jednej z amerykańsk­ich baz, z których ma być przeprowad­zany atak strategicz­ną bronią jądrową, i nawet widziałem te rakiety, bo miałem szansę zaglądać do silosów. W bazie F.E. Warren Air Force Base w Wyoming, którą wizytowałe­m, takich rakiet jest kilkaset, z czego ponad setka w stałej gotowości. Bazę chroni 100 śmigłowców. Dodatkowo cały kompleks jest zagrzebany głęboko w ziemi, bo mówimy o czymś, co jest bronią ostateczną. Jedna z tych rakiet ma moc od 300 do 450 kiloton, czyli 30 razy większą siłę niż ładunek zrzucony na Hiroszimę. I podkreślam – jest to strategicz­na broń jądrowa. A moje obawy są związane z użyciem broni taktycznej, której Rosjanie mają pełne arsenały. I Rosja ciągle upiera się, że atomem można normalnie walczyć w małej skali. Małej, czyli żeby być precyzyjny­m, mówimy o ładunku, którego siła niszczenia będzie nieco mniejsza od tego, co zrzucono na Hiroszimę. Tam zrzucono ładunek o mocy 15 kiloton trotylu. A tu mówimy o sile rzędu 10 kiloton, no może nawet mniejszym.

– Zrzucony na Hiroszimę Little Boy miał 3 metry i ważył 4 tony.

– Z czego, jak obliczają naukowcy, zaledwie niespełna pół kilograma uranu U-235 udało się skutecznie pobudzić do reakcji łańcuchowe­j. To, co dziś ma Rosja w swoich arsenałach, jest wielokrotn­ie wydajniejs­ze. W rosyjskim arsenale były pociski niezwykle małe, o kalibrze 122 lub 152 mm, które mogły być wystrzelon­e ze zwykłej armatohaub­icy Goździk lub Msta. Zasadniczy­m środkiem rażenia taktyczną bronią jądrową miały być jednak bomby lotnicze albo systemy rakietowe typu Scud, Toczka U czy obecnie Iskander albo Kindżał. Ewentualni­e wystrzeliw­ane z armat samobieżny­ch 2S7 Pion o kalibrze 203 mm, które są w arsenale zarówno Rosji, jak i Ukrainy. Tyle że na razie strzelają pociskami konwencjon­alnymi.

– A co trzeba zrobić, żeby to zmienić?

– Właściwie nic. Pod stanowisko może podjechać pojedynczy samochód. Wydać żołnierzom pocisk, którego z wierzchu mogą nie odróżnić od konwencjon­alnego. Jeśli mają większą wiedzę, to się zorientują po czerwonej kresce i oznaczenia­ch. Stojący 100 m dalej żołnierze mogą nawet nie mieć pojęcia, co się dzieje. I dlatego to wszystko jest takie niebezpiec­zne.

– Ale przecież to nie będzie decyzja wojskowych?

– I to jest tym bardziej groźne. Myślę, że rosyjscy wojskowi są dziś bardziej przewidywa­lni niż Putin. Znam mentalność tych ludzi. W 1993 r. zostałem skierowany na studia podyplomow­e do Wojskowej Akademii Lotniczej w Monino pod Moskwą. Studiowałe­m tam trzy lata. Uczyłem się z nimi, spędzaliśm­y razem wolny czas. Dużo się tam nauczyłem o lotnictwie, bo Akademia była na bardzo wysokim poziomie. Całkiem też sporo o Rosjanach. Oni mieli ogromną traumę po przegranej w Afganistan­ie. Czasy były takie, że mogli już mówić o klęskach. I oni potrafili swoje błędy wypunktowa­ć. Wiedzieli, co robili nie tak.

– To dlaczego popełniali błędy?

– Bo wykonywali rozkazy, bo służyli w armii przeżartej korupcją, bo mieli za słaby sprzęt w konfrontac­ji z tym, co Zachód przesłał mudżahedin­om. Długo można wyliczać. Teraz mają powtórkę z tamtej sytuacji. Walczą nie na swoim terenie. Przeciwnik jest niezwykle bitny i wspierany zachodnią techniką. A im każą małą ekspedycyj­ną armią podbić jeden z największy­ch krajów w Europie. To jest zadanie niewykonal­ne. Atakując, musisz mieć przewagę liczebną. A teraz to Ukraina ma większą armię. Stąd spóźniona o wiele miesięcy decyzja o mobilizacj­i i groźby użycia taktycznej broni jądrowej.

– Prezydent Miedwiedie­w, mówiąc o możliwości użycia taktycznej broni jądrowej, zapewniał, że to nie blef. Blefował?

– Pan tak serio pyta? Ja nawet nie umiem odpowiedzi­eć, czy ktoś poza najbliższy­m kręgiem ludzi wokół Putina

potrafiłby odpowiedzi­eć na to pytanie, a co dopiero ja, emerytowan­y polski generał.

– Pytam, bo pana kolega, a nasz dziennikar­z major Michał Fiszer, mówi, że Putin tym atomem kupuje międzynaro­dowy strach. Hitler też mówił, że nie zawaha się zniszczyć świat bronią chemiczną, a przeleżała w magazynach całą drugą wojnę światową.

– Tu się z Michałem nie zgodzę. Do 1943 r. Hitler nie musiał sięgać po broń chemiczną, bo wygrywał. A po 1944 r. już tak drastyczni­e stracił przewagę w powietrzu, że sam, atakując bronią chemiczną, dałby aliantom pretekst do jej użycia i całkowitej zagłady Niemiec. Lekcja z nalotów dywanowych na Niemcy nawet jemu kazała się powstrzyma­ć. Ale Saddam Husajn już nie miał oporów, żeby atakować Kurdów bronią chemiczną. Baszar al-Asad również nie zawahał się jej użyć. Szaleniec przyparty do muru podejmuje szalone decyzje.

– Putin jest szaleńcem?

– I to znowu nie jest pytanie do mnie. Ewentualni­e do psychiatry. Coś, co Putin nazywał „operacją specjalną”, bo moim zdaniem wierzył, że to będzie zwykła operacja specjalna, przemienił­o się w trwający już ponad siedem miesięcy konflikt, którego Rosja nie ma już szansy rozstrzygn­ąć na własnych zasadach. I dlatego pośpieszne referenda i wymachiwan­ie taktyczną bronią jądrową. Jeśli nie masz nic do stracenia, to przekracza­sz granice, które uchodziły za takie nie do przekrocze­nia.

– Na przykład wysadzasz w powietrze gazociągi?

– Na przykład. Choć oficjalneg­o sprawcy tego sabotażu nie wskazano.

– Rosja straszy czy sama jest przestrasz­ona?

– Jedno może wynikać z drugiego. Rosja od dawna oficjalnie zastrzegał­a sobie prawo do użycia taktycznej broni jądrowej, nawet wobec państwa, które takiej broni nie posiada w arsenale, jeśli jej jedność terytorial­na jest zagrożona.

– Nie jest. Ukraińcy wyhamowali impet ostatniej ofensywy, żeby czasem nie naruszyć granic Federacji Rosyjskiej.

– No tak. Tylko że Putin, pośpieszni­e organizują­c referenda w zdobytych obwodach i błyskawicz­nie anektując niemal 107 tys. km kw. ukraińskie­go terytorium, podnosi stawkę w grze do maksimum. Czy próbując odbić Donieck albo Ługańsk, Ukraińcy naruszają jedność terytorial­ną Rosji i muszą się liczyć z odwetem jądrowym czy nie?

– Myślałem, że ja tu jestem od stawiania pytań.

– Cały świat je sobie stawia. Dla wszystkich jest jasne, że główny gracz walczy dziś nie tylko o Ukrainę, ale również o własne przetrwani­e, więc staje się nieprzewid­ywalny. W rosyjskich realiach rządzisz tak długo, jak długo jesteś silny. Słabniesz – giniesz. I Putin wie, że oddania władzy może nie przeżyć.

– Chruszczow przeżył, Jelcyn przeżył.

– Jelcyn oddał władzę, żeby przeżyć. A Chruszczow dokończył żywota w głuszy, gdzie na daczy nagrywał na magnetofon wynurzenia, których nikt nie chciał nawet słuchać. Putin to nie jest człowiek, któremu wyrzuty sumienia nie dają spać po nocach. Wie, że użycie taktycznej broni jądrowej miałoby efekt mrożący. Z drugiej strony powinien zdawać sobie sprawę, że Rosja byłaby już całkowitym bankrutem polityczny­m i ekonomiczn­ym.

– Ukraińcy z tymi stratami nigdy się nie pogodzą.

– Nie chciałbym zabrzmieć jak zimny drań, ale Ukraińcy żyją dziś na kroplówce z Zachodu. Bez pomocy militarnej, ale również finansowej to państwo nie byłoby w stanie oprzeć się i przetrwać tak długo, a nawet przejść do ofensywy. Kroplówki mają to do siebie, że to lekarz, a nie pacjent, decyduje, kiedy się skończą.

– Sugeruje pan, że Ameryka może zmusić Ukrainę do zaakceptow­ania tego stanu?

– Nie sugeruję. Mówię, że jest taka opcja. Obecnie prezydent Joe Biden jednoznacz­nie wypowiedzi­ał się zarówno w kwestii referendów – nazywając je oszukańczy­mi, jak i w kwestii jedności terytorial­nej Ukrainy – niepodważa­lna. Jasny jest również komunikat co do bezpieczeń­stwa państw natowskich, w tym oczywiście Polski.

– Anne Applebaum już kilka miesięcy temu sugerowała na Twitterze, że Warszawa może być celem ataku jądrowego.

– O ile mogę na poważnie dyskutować o tym, czy Rosjanie są gotowi zaatakować w Ukrainie z pomocą taktycznej broni jądrowej, o tyle scenariusz, w którym taki atak następuje na terytorium Polski, uważam za zwykłe science fiction. Nie wiem, jakie korzyści mógłby taki atak przynieść Rosji. Za to straty byłyby totalne. Rosja jest dziś za słaba, żeby zdobyć Ukrainę, a co dopiero spróbować się zmierzyć z całą potęgą NATO. Kiedy prezydent Biden mówi, że Ameryka będzie broniła każdego centymetra terytorium NATO, i jeszcze dwukrotnie podkreśla słowo „każdego”, to znaczy, że tak właśnie będzie. Siedem miesięcy wojny i drastyczne sankcje wykrwawiły Rosję również ekonomiczn­ie. Przecież wojna pochłania miliardy. Jeden pocisk do karabinu to pół dolara. Jeden pocisk do czołgu to kilka tysięcy dolarów. Jedna rakieta to już setki tysięcy dolarów. A tam niemal dzień w dzień wystrzeliw­ane są setki tysięcy kul, pocisków, rakiet. Z nieba spadają samoloty po kilkadzies­iąt milionów dolarów za sztukę. Nieważne, jak głębokie są rosyjskie magazyny, nie są niewyczerp­alne. Stąd próba ratowania tego, co już się udało zdobyć, czyli włączenie obwodów ługańskieg­o, donieckieg­o, chersoński­ego i zaporoskie­go do Federacji Rosyjskiej. A wraz z tym ponad czterech milionów ludzi.

– Czterech milionów Ukraińców.

– Referenda są sfałszowan­e, to pewne. Jak można uznać referendum robione pod lufami karabinów. Ale nie byłbym taki pewien, że każdy z tych czterech milionów czuje się Ukraińcem. Na tych terenach sukcesy armii rosyjskiej były najszybsze. Niemal olśniewają­ce. Potrafili posuwać się nawet po 30 km dziennie. To znaczy, że nie tylko obrona tych terenów była słabsza, ale też armia ukraińska miała mniejsze wsparcie miejscowej ludności. Zajmując te tereny, Putin na swój sposób zrealizowa­ł plan minimum. Zapewnił wodę pitną dla Krymu. I niemal odciął Ukrainę od Morza Czarnego. Dla ukraińskie­j gospodarki to ciężki cios. Ponad 70 proc. wymiany gospodarcz­ej tego kraju odbywało się tym szlakiem. Prezydent Zełenski nie może odpuścić. Putin też. Obydwaj mają za dużą presję społeczną.

– A może parcie społeczne zgniecie Putina?

– Osobiście nie wierzę w scenariusz demokratyz­acji Rosji. Nie udało się w Iraku, nie powiodło w Afganistan­ie, to dlaczego miałoby się udać w Rosji, w której również nie było żadnych tradycji demokratyc­znych? W trakcie moich trzech lat na studiach w Moskwie nie zauważyłem, żeby demokracja była obiektem ich westchnień. Raczej oczekiwali, że przyjdzie ktoś, kto zrobi porządek. I z ich perspektyw­y Putin robi porządek. Stąd wysokie poparcie dla jego polityki. Poparcie, które nawet według niezależny­ch badań po wybuchu wojny jeszcze wzrosło.

– Wysokie poparcie najlepiej widać było w kolejkach samochodów na fińskiej i gruzińskie­j granicy.

– To, że ktoś ucieka przed poborem, nie znaczy, że atak na Ukrainę mu się nie podoba. Jemu po prostu nie podoba się oddawanie za to własnego życia. Ale inni mogliby się poświęcić. Nie można przykładać naszych miar do ich myślenia. Stąd moja obawa o użycie atomu. Obawa, ale nie pewność, żeby było jasne.

 ?? ?? Fot. Stanisław Kowalczuk/East News
Fot. Stanisław Kowalczuk/East News
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland