Łysy walnął w kalendarz
Nr 40 (7 – 13 X). Cena 6,66 zł
Kilka tygodni temu jedno z nas – Robert Jaruga – wpadło na pomysł unieśmiertelnienia Urbana: z fejkowego, ale wiarygodnie wyglądającego adresu mejlowego roześlemy do mediów komunikat o śmierci Jerzego Urbana; wiele redakcji powieli informację bez sprawdzania, nie opublikują jej tylko te nieliczne, którym będzie się chciało sprawdzić; w świadomości niemałej części publiczności Urban więc umrze; zdementujemy tę nieprawdziwą informację, zażądamy sprostowania; wówczas Urban ożyje; a gdy naprawdę umrze, mało kto o tym doniesie w obawie przed kolejną naszą hucpą; Urban będzie więc wiecznie żywy, skoro nikt nie napisze, że umarł.
Niezależnie od tego, że słaby to był pomysł, ktoś zapytał: „A Urban się nie obrazi?”. Wybuchliśmy śmiechem: „Urban? Obrazi się? Pewnie, że nie! Tyle razy już umierał, że jeden raz więcej nie zrobi mu różnicy”.
Tylko Urban miał tyle tupetu, żeby kpić z własnej śmierci.
Gdy naprawdę umarł, Jaruga napisał: „Nie tak żeśmy się umawiali, Panie Redaktorze”. Tylko bez łez, redaktorze Jaruga, tylko bez łez...
Tylko Urban miał tyle odwagi, żeby po opublikowaniu w „NIE” artykułu z niesprawdzonymi i, jak się okazało, nieprawdziwymi informacjami zamieścić sprostowanie: „Jestem chuj, nie redaktor”. Gdy wszyscyśmy się zachwycali, że tak skutecznie rozbroił minę, westchnął: „Szkoda, że można to zrobić tylko raz”.
Może nie wiecie tego, co my wiemy świetnie: Goebbels stanu wojennego nigdy celowo nie kłamał; prawdę uważał za podstawę dziennikarstwa. Jedynie raz w historii zdarzyło się, że Urban natychmiast i bez wcześniejszego ostrzeżenia wyrzucił kogoś z pracy: za plagiat.
Bez łez, napominamy się, plotąc, że Urban by nie chciał, żebyśmy wpadali w sentymentalizm. Ale skąd możemy wiedzieć, czego by chciał Urban, a czego nie?
Dopuszczał się – i był z nich dumny – oszustw primaaprilisowych. Na potrzeby publikacji urządził wręcz filmową akcję zakupu miasta przez nowobogackiego polonusa z USA. Kupił prawa do polskiego hymnu i zażądał tantiem od każdego publicznego wykonania, czym władzę doprowadził do rozpaczy.
Ale najbardziej był dumny z żartu, który zrobił w tygodniku „Polityka” jego redaktorowi naczelnemu Mieczysławowi F. Rakowskiemu. Urban sfabrykował urzędowe pismo ze stadniny koni w Janowie Podlaskim; zarząd stadniny zwracał się do towarzysza redaktora z serdeczną prośbą o wzięcie udziału w uroczystym nadaniu imienia najbardziej obiecującej młodej klaczy. Rakowski miałby zostać jej ojcem chrzestnym, a imię klaczy brzmiało Polityka. Rakowski chodził po redakcji, na początku radząc się, czy to wypada, a potem okazując zgoła ojcowską dumę. Żart przerwano w chwili, gdy naczelny „Polityki” wsiadał do samochodu z szoferem, który miał go zawieźć na chrzciny do Janowa. „Wziął swój najlepszy garnitur!” – cieszył się po latach Urban. Bez łez... (...)
ZESPÓŁ TYGODNIKA „NIE”
Próba wyrzucenia zmarłego Jerzego Urbana z Powązek, gdzie ma być pochowany, pokazuje, jak nienawiść i pycha degradują ludzi do hien cmentarnych. Nie jesteście godni Urbanowi butów czyścić. Takiej ohydy jak ten pośmiertny hejt na Urbana jeszcze nie było. Stulcie pyski!
Jan Hartman Ustalmy jedno: Jerzy Urban był człowiekiem zdolnym. Aż i tylko. Za wybitnie inteligentnego mogą go mieć ludzie, dla których szczytem wyrafinowania są trochę ambitniejsze seriale na Netfliksie. Za wybitnego felietonistę mogą go mieć ludzie, którzy nie czytali zbyt wielu felietonów. Jan Zelig
Najsłynniejsza prowokacja Urbana polegała na tym, że otworzył fałszywe biuro matrymonialne. Wynajął pokój we francuskim hotelu w Krakowie i ogłosił, że reprezentuje międzynarodową agencję matrymonialną, która będzie kojarzyła młode Polki z potencjalnymi kandydatami na mężów z Zachodu. – Trzeba przyznać, że dla wielu młodych kobiet było to szalenie atrakcyjne. Urban je przyjmował, odpytywał o szczegóły z życia osobistego. Później na tym właśnie zbudował reportaż ośmieszający te młode Polki. To właściwie jest symbol całej późniejszej działalności Urbana: skandalizowanie. To była jego metoda na życie – mówi prof. Antoni Dudek.
Podobno, gdy prymas Józef Glemp i redaktor Jerzy Urban spotkali się, Urban stwierdził, że są do siebie podobni: – Mamy takie same wielkie uszy – powiedział.
– To prawda – odrzekł Prymas. – Ale ja między nimi mam twarz.
Piotr Semka, publicysta „Do Rzeczy”: „Zmarł Jerzy Urban. To przerażający przykład fascynacji złem za życia. Nic nie zmyje jego roli siewcy nienawiści. Emocji, które przyczyniły się do zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki”.
Tomasz Lis, były szef „Newsweeka”: „Zmarł Jerzy Urban. Jako rzecznik Jaruzelskiego nie do obrony, ale jako dziennikarz piszący – człowiek wybitny. Jedno z najlepszych powojennych piór w Polsce”.
Bartłomiej Sienkiewicz z PO: „J. Urban na zawsze w Polsce pozostanie figurą kłamstwa i cynizmu władzy. Nie przykryje tego nawet obecna działalność PiS o wiele bardziej w tym zaawansowana – każde pokolenie ma swoje «czarne figury». I nie mówcie mi, że o zmarłych dobrze albo wcale”.
Maciej Gdula z Nowej Lewicy: „Nie żyje Jerzy Urban. Dla wielu złowrogi propagandzista. Dla innych prześmiewca i mistrz ciętego pióra. Na pewno jeden z najznakomitszych polskich felietonistów i świetny obserwator oraz krytyk charakterów. Niech spoczywa w pokoju, a jego teksty niech będą czytane!”.
Jerzy Urban był trzykrotnie żonaty. Swoją prawdziwą drugą połówkę znalazł w Małgorzacie Daniszewskiej. – Miałam 33 lata, Jerzy 55. On jeszcze tkwił w kolejnym związku, ja od kilku lat byłam rozwiedziona. Oczywiście wiedziałam, kto to jest Jerzy Urban, ale po raz pierwszy zobaczyliśmy się na prywatce u dziennikarza „Polityki” Zbyszka Rykowskiego, na którą Jerzy przyszedł ze swoją drugą żoną. I od razu jakby piorun w nas strzelił! To chyba była ta chemia, o której teraz tak piszą naukowcy. Po prostu wybuchło między nami i rzuciliśmy się na siebie. Bo dla mnie ten facet był superatrakcyjny. Miał odpowiednie usta i był dobry w łóżku. No i jakie listy do mnie pisał! Czemu się nie dziwię, bo on był od pisania. Co dzień dostawałam po kilka.
Małgorzata Daniszewska przyznała także, że nigdy się z mężem nie nudziła. – I nie nudzimy się na starość. Chociaż, co oczywiste, pewne sprawy wyglądają inaczej – wyznała, dodając, że np. od seksu teraz ważniejsze są: czułość, śmiech i serdeczność (...).