Wielka afera drobiowa
Podczas operacji Centralnego Biura Śledczego Policji przeszukano kilkadziesiąt zakładów produkujących paszę do karmienia drobiu. Śledczy mają dowody, że polskie kurczaki i kaczki dostawały w pożywieniu oleje techniczne, przeznaczone do produkcji smarów i biopaliw. Małżeństwo, które techniczne kwasy tłuszczowe sprowadzane z Rosji, Ukrainy i Malezji sprzedawało producentom pasz jako tłuszcze paszowe, zostało aresztowane.
Akcja CBŚP wywołała ogromne poruszenie w środowisku polskich producentów żywności. I trudno się dziwić. Według informacji Wirtualnej Polski policjanci zapukali co najmniej do 66 zakładów, należących do kilku największych koncernów, produkujących m.in. pasze dla zwierząt. W 2021 roku przychody czterech największych z odwiedzonych przez policję podmiotów sięgnęły łącznie ok. 15 miliardów złotych. Policjanci w każdym z miejsc zabezpieczali próbki pasz, ale także dokumentację związaną z produktami, które spożywczy giganci kupowali od szerzej nieznanej spółki z Poznania. Bo to właśnie poznańska spółka B., w której 90 proc. udziałów ma niemiecki koncern o tej samej nazwie, jest w centrum wielkiego śledztwa, które od stycznia tego roku prowadzi prokurator Krzysztof Gienas z Zachodniopomorskiego Wydziału Zamiejscowego Prokuratury Krajowej w Szczecinie. Firma B. chwali się na swojej stronie, że jest wiodącym producentem i dystrybutorem olejów i tłuszczów paszowych. A pół wieku funkcjonowania na rynku upoważnia pracowników firmy do nazwania się „specjalistami od lipidów”. Ze sprawozdania spółki za 2020 rok wynika, że jej polski oddział zanotował przychód ze sprzedaży tłuszczów ponad 90 milionów złotych. Sęk w tym, że według śledczych większość tej kwoty pochodzi ze sprzedaży sfałszowanych produktów, które w żadnym razie nie powinny się znaleźć w paszy spożywanej przez zwierzęta trafiające później na nasze stoły.
Małżeństwo chciało taniej
Drób, który ma być przeznaczony do spożycia przez ludzi, musi być hodowany w odpowiednich warunkach. W przemysłowej hodowli drobiu do pożywienia dodaje się tłuszcze, które zapewniają większy dzienny przyrost masy, a u niosek zwiększają liczbę znoszonych jaj. Do tego poprawiają przyswajanie składników pokarmowych z paszy. Tłuszcze mogą być dodawane do pasz w postaci sypkiej lub płynnej, produkuje się je m.in. z olejów rzepakowego, słonecznikowego, palmowego lub kokosowego. Ale muszą spełniać normy, być produkowane w odpowiednich warunkach, z pełnowartościowych komponentów. A to kosztuje. Małżeństwo J. uznało, że wie, jak zrobić to taniej. J. jest prezesem i właścicielem 10 proc. w spółce B., jego żona Monika prezesem i właścicielką dwóch mniejszych firm współpracujących z B. Według prokuratury co najmniej od kilku lat w ramach spółki B. małżeństwo ściągało do Polski techniczne kwasy tłuszczowe m.in. z Rosji, Ukrainy, Malezji i Rumunii.
Sprowadzane przez nich produkty w żadnym razie nie nadawały się do spożycia ani zastosowania w przemyśle spożywczym. Były albo odpadami z produkcji bardziej szlachetnych produktów, albo wytwarzano je z zastosowaniem mniej wymagających technologii niż te stosowane w przemyśle spożywczym. A co za tym idzie, były bardziej zanieczyszczone, nie spełniały norm dla produktów spożywczych. I nie powinno się ich stosować do produkcji pożywienia dla kurczaków, lecz do produkcji biopaliw, smarów i olejów technicznych.
Według materiałów, które zgromadzili śledczy, część substancji ściąganych przez firmę B. mogła zawierać m.in. duże ilości pestycydów. Pestycydy zwiększają ryzyko zachorowania na raka prostaty, płuc i białaczkę, uszkadzają układ nerwowy, a długotrwałe spożywanie ich lub kontakt z nimi może zwiększać ryzyko demencji, chorób Alzheimera i Parkinsona.
Z informacji wynika, że techniczne tłuszcze, które trafiały do poznańskiej firmy, miały wyraźne oznaczenie, że nie nadają się do wykorzystania w produkcji spożywczej. To nie przeszkadzało małżeństwu J. Gdy bezużyteczne w produkcji pasz, ale zdecydowanie tańsze, techniczne kwasy tłuszczowe trafiały do Polski, w laboratorium firmy B. dochodziło do ich „cudownego” zamienienia w tłuszcze paszowe, którymi można karmić drób. A na terenie podpoznańskiego zakładu należącego do spółki dochodziło do mieszania skażonych technicznych tłuszczów z tymi spożywczymi, żeby polepszyć właściwości produktu sprzedawanego później wytwórcom pasz.
Co ciekawe, niewielką partię kwasów technicznych od firmy B. miał kupić międzynarodowy koncern petrochemiczny i wykorzystać ją do produkcji smarów. Na podstawie sfałszowanych badań i certyfikatów firma B. oferowała producentom pasz produkt, który był wartościowy tylko na papierze, ale miał za to niezwykle korzystną cenę. Według informacji Wirtualnej Polski sfałszowany tłuszcz trafiał co najmniej do dwóch produktów przeznaczonych do wzbogacania pasz dla drobiu.
Cztery osoby zatrzymane
Jak wynika z materiałów zgromadzonych przez śledczych, ten proceder mógł trwać nawet od 2017 roku. Na razie policjanci z CBŚP zatrzymali cztery osoby: małżeństwo Macieja i Monikę J., księgowego i prokurenta oraz laborantkę z firmy B. Zarzuty obejmują okres od stycznia 2020 roku, ale jest pewne, że z czasem śledczy poszerzą je o wcześniejszy okres funkcjonowania firmy. Śledczy zarzucają całej czwórce udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz oszustwo polegające na fałszowaniu certyfikatów i badań tłuszczów, które trafiały do pasz. Z informacji Wirtualnej Polski wynika, że część podejrzanych przyznała się do winy, złożyła wyjaśnienia i wyszła na wolność. Natomiast Maciej i Monika J., którym prokurator postawił dodatkowo zarzut prania pieniędzy i uzyskania korzyści ze sprzedaży tłuszczów ze sfałszowaną dokumentacją co najmniej na 176 milionów złotych, trafili w czwartek na trzy miesiące do aresztu.
Oficjalnie Prokuratura Krajowa i CBŚP odmówiły nam jakichkolwiek informacji, zasłaniając się interesem prowadzonego postępowania. Poprosiliśmy o stanowisko niemiecką spółkę B., właściciela 90 proc. polskiej firmy B., odpowiedzialnej za fałszowanie certyfikatów i badań tłuszczów. Pytanie wysłaliśmy też do niemieckiego wiceprezesa polskiej spółki (w toczącym się śledztwie nie usłyszał on żadnych zarzutów). Do momentu publikacji tekstu nie dostaliśmy żadnych odpowiedzi.
O stanowisko poprosiliśmy również odbiorców tłuszczów ze sfałszowanymi certyfikatami i badaniami, czyli największe polskie firmy produkujące pasze. W ich imieniu stanowisko przedstawił Dariusz Goszczyński, dyrektor generalny Krajowej Rady Drobiarstwa. „W związku z działaniami prowadzonymi przez organy skarbowe w sprawie podmiotu wchodzącego w skład niemieckiej grupy kapitałowej, dostarczającego komponenty do produkcji pasz do wielu producentów w Europie, informujemy, że według naszej wiedzy postępowanie ma charakter karnoskarbowy. Podmioty, do których produkt był dostarczany, są stroną pokrzywdzoną w sprawie”.
Główny Inspektorat Weterynarii zapytaliśmy, w jaki sposób zareagował na informacje o wprowadzeniu do obiegu sfałszowanych olejów paszowych. Nie dostaliśmy odpowiedzi. Ale Wirtualna Polska dotarła do pism, które trafiły do powiatowych lekarzy weterynarii w całej Polsce. Inspektoraty z powiatów, w których produkowano pasze z tłuszczów firmy B., wysyłają ostrzeżenia do powiatów, do których mogła trafić skażona pasza.
Jak czytamy w jednym z pism, „podejrzany materiał był wykorzystywany do produkcji wszystkich pasz dla drobiu, kaczek i indyków przeznaczonych na tucz. W związku z powyższym informujemy, że w okresie od 1.08.2022 r. na teren państwa powiatu trafiła pasza potencjalnie niebezpieczna”. W dalszej części pisma weterynarz twierdzi, że będzie codziennie informował o wynikach badań podejrzanej paszy i dalszych decyzjach w tej sprawie.
W tym tygodniu prokuratura i Główny Inspektorat Weterynarii mają otrzymać szczegółowe badania fałszowanych olejów. Teoretycznie zgodnie z art. 9 ustawy o produktach pochodzenia zwierzęcego drób wyhodowany z użyciem pasz zawierających wadliwy olej nie ma prawa trafić na rynek. – A w praktyce brakuje mi wyobraźni, do czego może doprowadzić ta afera – przyznaje jeden z urzędników zaangażowanych w wyjaśnianie sprawy sfałszowanych olejów do pasz.
SZYMON JADCZAK
*** Jeszcze przed zatrzymaniem przedsiębiorców z Poznania handlujących komponentami do pasz prokuratura ustaliła, że w dostarczanych przez nich tłuszczach był nieznany poziom szkodliwych dioksyn. Podejrzany towar płynął do Polski szerokim strumieniem co najmniej od stycznia 2020 roku i bardzo długo nikt nie zwracał uwagi na oczywiste fakty.