Dawno temu w Ameryce
Rozmowa z ELŻBIETĄ DZIKOWSKĄ, podróżniczką i pisarką
– 12 października 1492 roku Krzysztof Kolumb „odkrył” Nowy Świat i przez setki lat po obu stronach Atlantyku był uważany za bohatera. Teraz w Barcelonie lewicowi aktywiści próbowali podpalić jego pomnik. W kolumbijskim mieście Popayan obalono pomnik jego założyciela, hiszpańskiego konkwistadora Sebastiana de Belalcazara. Hernána Cortésa, zdobywcę Meksyku, i Francisca Pizarra, który podbił państwo Inków, na zachodnich uczelniach coraz częściej nazywa się ludobójcami.
– Myślę, że to kontestowanie jest jednak bardziej widoczne wśród przedstawicieli lewicy w USA. Dla każdego mieszkańca Ameryki Łacińskiej, bez względu na to, kto jakie ma korzenie i poglądy, odkrycie Ameryki to ważne wydarzenie, ważna data. Po ponad pięciu stuleciach dla zwykłych mieszkańców Meksyku, Peru czy Brazylii nie ma już chyba wielkiego znaczenia, kto jest potomkiem zdobywców, a kto podbitych, gdyż ogromna większość mieszkańców Ameryki Łacińskiej to mieszańcy: Metysi, Mulaci, Zambo (potomkowie czarnych i Indian – przyp. autora). Rdzennych mieszkańców jest niewielu (ok. 19 mln, czyli 3,5 proc. – przyp. autora). Kreolów, potomków konkwistadorów i białych imigrantów, także jest mniejszość. Więc, jak już mówiłam, niemal wszyscy są mieszańcami.
– Nie można zapomnieć, że kolonizacja doprowadziła do wymierania Indian na niespotykaną w dziejach skalę przez zakaźne choroby, na które tubylcy nie byli uodpornieni.
– Czarna ospa, odra, a nawet zwykła grypa siały spustoszenie.
– I jeszcze dur rzekomy, który podobno uśmiercił ponad połowę Azteków. Niektórzy historycy uważają, że w ciągu 150 lat populacja Ameryki Łacińskiej skurczyła się o 90 proc. Ale są badacze, którzy twierdzą, że w imperium Inków ospa pojawiła się jeszcze przed przybyciem Pizarra. Czytając historię, trudno uwierzyć, że świetnie zorganizowane, scentralizowane prekolumbijskie cywilizacje rozpadły się jak domek z kart. Meksyk został podbity w pięć lat, a Peru – w czterdzieści.
– Tubylcy nie znali żelaza, koni, koła ani prochu. To była przepaść technologiczna. Co prawda Indian były dziesiątki tysięcy, a Hiszpanów setki, ale proszę pamiętać, że pomagały im indiańskie plemiona. Cortés otrzymał w darze od indiańskiego wodza Malintzin, która po przyjęciu chrztu została Donną Mariną. Podobno była piękna, a na pewno wybitnie inteligentna. Miała zmysł polityczny. Bez jej pomocy Cortés miałby o wiele bardziej utrudnione zadanie. Z kolei w Peru władca Inków Atahualpa tuż przed przybyciem Hiszpanów pokonał w wojnie domowej swojego przyrodniego brata Huascara, który w chwili gdy pojawił się tam Pizarro, miał jeszcze wielu zwolenników. Inkowie byli zbyt łatwowierni, a Hiszpanów pchała żądza złota i nawracania. I mieli przy tym szczęście, co na wojnie ma znaczenie.
– Minęło ponad pół tysiąca lat, a i finansowe nadal stanowią głównie
– Oczywiście, miejscowe elity stanowią głównie Kreole, ale to nie znaczy, że przedstawiciele innych ras są całkowicie na marginesie. Alberto Fujimori, potomek japońskich emigrantów, przez 10 lat był prezydentem Peru (1990 – 2000 – przyp. autora), a Juan Evo Morales, Indianin z plemienia Ajmara, od 2006 do 2019 roku był prezydentem Boliwii. Zmarły w 2013 roku prezydent Wenezueli Hugo Chávez miał w sobie krew indiańską, afrykańską i hiszpańską. Indianie w większości nie uważają się za gorszych, ale przeważnie trzymają się na uboczu.
– Gdy na Kubie jeszcze rządził Fidel Castro, rozmawiałem z pewnym wysoko postawionym działaczem Komunistycznej Partii Kuby, który przy kieliszku powiedział, że oczywiście wszyscy ludzie na Kubie są sobie równi, ale u nich w najwyższych gremiach potomkowie Indian i murzyńskich niewolników są wybierani z klucza. Żeby dobrze to wyglądało podczas obrad Komitetu Centralnego czy Zgromadzenia Narodowego Władzy Ludowej (parlament), chociaż całą władzę mieli w swoich rękach biali, czyli Kreole.
– Kolonializm upadł, ale stare zależności pozostały. Potomkowie hiszpańskich konkwistadorów przez setki lat zgromadzili największe majątki i dziś nadal je mają. Fidel Castro był adwokatem, synem plantatora trzciny cukrowej (komunistyczna propaganda podkreślała, że ojciec był biedny, a Fidel jako dziecko niedojadał – przyp. autora),
elity polityczne Kreole.
Kreolem. Komunizujący prezydent Chile Salvador Allende (obalony i zabity w 1973 r. – przyp. autora) wywodził się z chilijskiej arystokracji. Augusto Sandino, nikaraguański rewolucjonista, był synem plantatora. Wreszcie Simón Bolívar, który wyzwolił spod władzy Hiszpanii większość kontynentu (o jego życiu emitowany jest właśnie w Polsce serial telewizyjny – przyp. autora), pochodził z hiszpańskiej arystokracji.
– Czytając o Bolívarze, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie tyle chodziło mu o zrzucenie władzy Hiszpanów, co o zdobycie jej dla siebie. Został przecież prezydentem Wenezueli, Peru, Boliwii, Wielkiej Kolumbii (Wenezuela, Kolumbia, Ekwador, Panama).
– Ale w świadomości Latynosów na zawsze pozostał wyzwolicielem.
– Jeszcze do początku XX wieku w Europie dominował pogląd, że co prawda Hiszpanie dokonali spustoszeń wśród mieszkańców dzisiejszego Meksyku, ale przecież prawie wszystkie cywilizacje prekolumbijskie dokonywały ofiar z ludzi, a Aztekowie robili to na masową skalę.
– Cywilizacje Starego Świata też to robiły, tyle że znacznie wcześniej. Przecież nawet w Biblii Abraham miał złożyć ofiarę ze swego syna Izaaka. Potem jako chrześcijanie Europejczycy nie składali już takich ofiar, ale za to masowo mordowali tubylców w podbitych koloniach. Przecież jeszcze w drugiej połowie XIX wieku „cywilizowani” biali kolonizatorzy – za zgodą i wiedzą króla Belgów Leopolda II – uśmiercili kilka milionów Kongijczyków. Aztekowie stworzyli religię, która może szokować, ale nie powinniśmy oceniać ich z dzisiejszej perspektywy, myśleć ahistorycznie. Po upływie pięciuset lat wydaje się, że to Hiszpanie byli bardziej krwiożerczy i bezwzględni, ponieważ zabijali przede wszystkim z chęci zysku.
– Inkowie stworzyli wielkie imperium i bogatą cywilizację. Ich sieć dróg jest równie imponująca jak starożytnego Rzymu. Nie zapominajmy jednak, że było to imperium niezwykle opresyjne. W przypadku ludzi, którzy znajdowali się na dole hierarchii społecznej, państwo decydowało nawet, kto kogo ma poślubić.
– Nie możemy tego odnosić do dzisiejszych czasów. Nawet najbiedniejsi Inkowie nie cierpieli głodu, mieli gdzie mieszkać, w co się ubrać, byli przy tym zdyscyplinowani, więc wydaje się, że żyło się im lepiej niż np. pańszczyźnianym chłopom w XV-wiecznej Hiszpanii.
– Konkwista kojarzy się także z przymusową chrystianizacją podbitych plemion na masową skalę.
– Indianie przyjęli chrześcijaństwo, ale zmodyfikowali je nieco na swoją modłę. W 1976 r., kiedy po drodze do Vilcabamby (ostatnia stolica Inków zdobyta przez Hiszpanów w 1572 r.; jej ruiny na nowo odkryli Elżbieta Dzikowska, Tony Halik i prof. Edmundo Guillén – przyp. autora) zajrzeliśmy do sąsiedniej miejscowości, to na ołtarzu katolickiego kościoła zobaczyliśmy wizerunek słońca (główne bóstwo Inków – przyp. autora). Prawie w całej Ameryce Łacińskiej panuje synkretyzm, bo wierzenia się wymieszały. Do tej pory, jak dawniej, oddaje się cześć siłom natury, tyle że obecnie utożsamia się je z konkretnymi świętymi. Mam tylko nadzieję, że nie oddają czci św. Jakubowi, patronowi konkwistadorów Cortésa i Pizarra, który moim zdaniem powinien być w Ameryce zapomniany.
– Ale św. Jakub jest Bogu ducha winny, bo umarł 1500 lat przed konkwistą. Jego kult w Hiszpanii jest dla mnie zagadką. Jak głosi legenda, ciało Jakuba przypłynęło w pustej łodzi bez wioseł z Bliskiego Wschodu na atlantyckie wybrzeże Hiszpanii, co wydaje się mniej prawdopodobne niż zamiana wody w wino.
– Jakub nie był winny konkwiście, ale był jej patronem i to wystarczy, żeby o nim zapomnieć.
– Ameryka Łacińska ma jakiegoś własnego świętego, który nie wzbudza u pani takich negatywnych emocji?
– Świętą Różę z Limy (1586 – 1617 – przyp. autora). A wracając do synkretyzmu, to większość duchownych się temu nie przeciwstawia, bo tradycja jest zbyt silna. W Gabonie, który co prawda leży w Afryce, poznałam franciszkanów, którzy mieli wielką kolekcję masek i talizmanów, które dostawali od nawróconych Gabończyków. W zamian dawali im krzyżyki. Nie przeszkadzało to Gabończykom być katolikami i jednocześnie kultywować dawne zwyczaje.
– Gdy w Europie kościoły i zbory pustoszeją, to w Ameryce Łacińskiej protestantyzm i katolicyzm rozkwitają, czego dowodem było także wybranie kardynała Bergoglia na papieża.
– Katolicyzm nadal jest religią dominującą, ale protestantów przybywa w szybkim tempie (w 1970 r. katolicy stanowili 92 proc. mieszkańców Ameryki Łacińskiej, a dziś jest ich 64,5 proc. W tym samym czasie odsetek protestantów wzrósł z 5 do 22 proc. – przyp. autora).
– Czy współcześni Indianie, żyjący gdzieś w wysokich Andach lub Amazonii, utożsamiają się ze swoimi krajami, rządami w Mexico City, Limie, Brasilii?
– Tacy Indianie przeważnie uważają się za „tutejszych”. W wielu krajach, daleko na prowincji, o życiu miejscowej społeczności decyduje indiański wójt. Ale oczywiście mają oni świadomość zależności od urzędników znajdujących się gdzieś daleko. To jest szczególnie widoczne w Amazonii, gdzie rząd brazylijski od lat toleruje wycinanie puszczy na masową skalę (tylko od sierpnia 2019 r. do lipca 2020 r. zniszczono około 1,1 mln ha lasów deszczowych), przeznaczając te tereny pod uprawę lub przemysł. Indianie, którzy żyją na tych terenach, muszą się z tym pogodzić i zostać tanią siłą roboczą albo odejść na tereny, gdzie jeszcze została nietknięta przyroda. W Brazylii nadal żyją plemiona, które strzelają z łuków do lecących samolotów, ale większość przystosowała się do nowych czasów i stara się żyć także z turystyki. Zdejmują współczesne T-shirty, wkładają swoje rodzime skąpe stroje i pozują do fotografii. Jak trzydzieści lat temu byłam u Lakandonów (plemię zamieszkujące pogranicze Meksyku i Gwatemali – przyp. autora), to mieli wówczas swoje świątynie, wierzyli w bóstwa opiekuńcze i sadzili kukurydzę za pomocą drewnianych kołków. 20 lat później jeździli samochodami, patyki do sadzenia kukurydzy wyciągali tylko dla turystów, a zamiast oddawać cześć dawnym bogom, stali się protestantami.
– Ameryka Łacińska jest miejscem, gdzie zyskują popularność różne lewicowe utopie. Tak było w Chile, a jest nadal w Wenezueli, na Kubie, w Nikaragui. Tu narodziła się teologia wyzwolenia i neomaoistowski terrorystyczny Świetlisty Szlak.
– Powód był prosty – bieda. Chociaż Wenezuela przed rewolucją Cháveza była jednym z najbogatszych krajów na kontynencie. Dziś w Ameryce Łacińskiej już nie wrze. Miejsce rewolucjonistów zajęli kokainowi bossowie, którzy prowadzą ze sobą i rządami wojny narkotykowe.
– Polacy w historii Ameryki Łacińskiej odegrali niewielką rolę. Po pierwsze, byliśmy długo pod zaborami, po drugie, większość naszej emigracji wyjechała do Stanów Zjednoczonych.
– To prawda, ale z kilku postaci możemy być naprawdę dumni. Edward Jan Habich utworzył w Limie Politechnikę, pierwszą w całej Ameryce Łacińskiej. Ernest Malinowski, bohater obrony Callao w 1866 (w wojnie z Hiszpanią – przyp. autora), zbudował Kolej Transandyjską, która do 2006 roku, kiedy oddano do użytku Kolej Tybetańską, była najwyżej położona na świecie. Wreszcie najbardziej znany jest chyba Ignacy Domeyko, geolog, który przez 16 lat był rektorem Universidad de Chile, przekształcając go w nowoczesną i największą w kraju uczelnię (jej absolwentami było dwóch noblistów i dwudziestu prezydentów Chile – przyp. autora). Nie można zapomnieć też o brazylijskiej Kurytybie, gdzie polskie korzenie może mieć 200, a nawet 300 tysięcy mieszkańców.