Jaram się tym wszystkim
Rozmowa z MAJKĄ JEŻOWSKĄ, piosenkarką i kompozytorką
Nr 10. Cena 9,98 zł
– Kiedy ktoś pisze w internecie: „Pani Majko, idę na pani koncert, proszę włożyć kokardę na głowę”, to się pani denerwuje?
– Nie, jestem przyzwyczajona, bo różne rzeczy czytam o sobie w internecie. Kilka lat temu, kiedy miałam zagrać na największym w Polsce festiwalu Pol’and’Rock, na forach festiwalowych pisano: „Ten festiwal się kończy! Majka? Może jeszcze smerfne hity?”. Niektórzy przyszli dla beki, a potem pisali do mnie, że to był najlepszy koncert na festiwalu. Skończyło się wspólnym pogo i śpiewem skinów, punków, starych i młodych – pod sceną zebrało się około 100 tysięcy ludzi. A na scenie ze mną mój kochany band i syn z kamerą w dłoni, dla którego wiele lat wcześniej nagrałam „A ja wolę moją mamę”. To był kosmos, najwspanialszy moment w całej mojej czterdziestoletniej karierze! Można powiedzieć, że zostałam odkryta na nowo. Koncert został zarejestrowany i wydany na albumie live, za który otrzymałam nominację do nagrody Fryderyk 2021 w kategorii muzyka rockowa. Kto by wcześniej pomyślał?
– Wcześniej czuła się pani uwięziona w szufladce piosenkarki dla dzieci?
– Każdy człowiek wykonujący przez wiele lat jeden zawód ma chwile zwątpienia, wypalenia. Ja też je miałam. Denerwowało mnie, że ludzie patrzą na mnie przez pryzmat tej szufladki, o której pani mówi. Czasem miałam wrażenie wykluczenia z show-biznesu.
– Bo?
– Nie zapraszano mnie na festiwale, odrzucano moje propozycje. Jednocześnie czułam sympatię publiczności i nie narzekałam na brak pracy. Uznanie słuchaczy i fanów sprawiło, że 15 lat temu powstał w Radomiu festiwal piosenek Majki Jeżowskiej, a sześć przedszkoli w Polsce nosi moje imię. Jednak miewałam momenty, kiedy chciałam rzucić to wszystko i uciec jak najdalej.
– I czemu pani tego nie zrobiła?
– Bo nie umiem żyć bez sceny. Śpiewanie i pisanie muzyki to moje powołanie. Osiem lat temu powstał Majka Jeżowska Band, w którym grają świetni młodzi muzycy. To oni sprawiają, że czuję się nastolatką na estradzie, a każdy nasz koncert to wulkan energii i dobrej muzy. Publiczność szaleje, śpiewa ze mną wszystkie przeboje w nowych, rockowych aranżacjach. Kiedy schodzę ze sceny, czuję się szczęśliwa i totalnie na swoim miejscu. Nie ma drugiej takiej Majki, po prostu.
– Lubię, kiedy kobiety cenią swoje dokonania, ale w Polsce to nadal niepopularne. O takich kobietach mówią: „narcystyczne babska”.
– Może, ale co mnie to obchodzi. Kto ma mnie kochać, jak nie ja sama siebie? Wiele razy leciałam w dół i musiałam się ratować. Kiedy były kryzysy zawodowe, ale też wtedy, gdy kończyły się związki czy po prostu miałam poczucie, że nie mogę dłużej tak żyć. Najpierw był etap obwiniania się o różne rzeczy, ale później zawsze stawałam do walki o siebie. Nie widzę nic złego w pewności siebie i świadomości tego, kim się jest. Oczywiście faceci mogą mieć z tym problem.
– Jaki?
– Boją się, że pewna siebie kobieta ich zniszczy. Bywało, że próbowali mnie utemperować, pytając: „Chcesz być sama jak twoje koleżanki singielki?”. Wreszcie pomyślałam, że tak, wolę być sama, niż być w kiepskim związku, w którym nie mogę być sobą. Niedługo wypuszczę nowy singiel, który o tym mówi, „Skazana”. Tekst i muzykę napisałam po rozstaniu z moim trzecim partnerem Darkiem, ale długo leżał w szufladzie. Śpiewam tam: „Wolę być całkiem sama, niż na wieczną zimę być skazana”. Po co mam siedzieć na kanapie z kimś, kto mnie nie chce albo mówi, żebym nie podskakiwała? Kiedy moje związki się rozpadały, zawsze cierpiałam, ale po jakimś czasie przychodziła ulga. Przyszedł moment, że lepiej mi było samej. Teraz jestem najszczęśliwsza w życiu. Sama sobie to szczęście wykułam. – – Na życiu tak, jak chcę, na spotkaniach z ludźmi, których lubię. Na pewno na występowaniu. Nie umiem bez tego żyć. – – Tak. Już jako dziecko byłam raczej śmiała, grałam dla innych na pianinie. Mama dostrzegła moje zdolności i zapisała mnie do szkoły muzycznej. Chciałam się pokazywać, brać udział w festiwalach, przeglądach. Trzeba mieć ten imperatyw, żeby zostać wokalistką. A przynajmniej trzeba było mieć wtedy, bo nie było internetu. Nie mogliśmy po prostu wrzucić czegoś do sieci i już. Musieliśmy stanąć na scenie, przed ludźmi i poddać się ocenie. I robiłam to od najmłodszych lat. Nawet bez jednego zęba.
Na czym ono polega? Tak było od dzieciństwa? – Proszę?
– W dzieciństwie! Kiedy byłam w podstawówce, w siódmej klasie, zostałam pianistką zespołu maturzystów. Brakowało mi jednego zęba, bo jeszcze nie wyrósł. Wyglądałam jak chuligan. I bez tego zęba grałam z nimi, waliłam w klawisze. Byłam dumna, że występuję ze starszymi chłopakami, ciągnęło mnie wtedy do takiego towarzystwa. Zupełnie inaczej niż dziś, kiedy wolę młodszych.
– Tak generalnie czy w miłości?
– I tak, i tak. Młodzi ludzie wciągają mnie w nowe obszary twórczości, działalności medialnej, inspirują. Spotykam się teraz z młodszym facetem. Dodaje mi skrzydeł do działania. Dla mnie to idealna sytuacja.
– Nie bała się pani upływu czasu?
– Mam teraz 62 lata i nigdy nie czułam się lepiej. To mój najlepszy czas pod każdym względem. Wiem, kim jestem i czego na pewno nie chcę robić. Nie boję się głośno mówić o tym, co mnie boli. Jestem spełniona, szczęśliwa, doceniona, kochana – to jest sztos sztosów! Kobiety dojrzałe mają wiele do zaoferowania światu, a jeśli są niezależne finansowo i potrafią o siebie zadbać, mogą być bardzo fascynujące.
– Ma pani za sobą trzy długie związki, które się skończyły. Była
pani trudną partnerką?
– O to trzeba zapytać moich eks! Z perspektywy czasu myślę, że jestem świetną babką, poważnie. „Prosta w obsłudze” – jak mawiają moi znajomi. To znaczy w związku chcę się czuć spełniona, ważna, kochana... Czy to
takie dziwne? Jestem otwarta, dowcipna, czuła i dbam sama o siebie. Pierwsze – krótkie i burzliwe – małżeństwo zaowocowało moim jedynym dzieckiem. Już wtedy zrozumiałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Nigdy nie dostałam alimentów.
– I wtedy, w latach 80., trochę za chlebem wyjechała pani do USA.
– Poznałam tam drugiego męża, Amerykanina. Z Tomem nagraliśmy wiele moich hitów, on jest autorem muzyki do jednego z najpiękniejszych polskich kawałków „On nie kochał nas”, który śpiewałam w duecie z Krystyną Prońko. Wychowywaliśmy razem mojego syna Wojtka i do dziś mamy dobry kontakt. Kiedy poznałam Darka, moją trzecią miłość, świat wywrócił się do góry nogami. To było jak grom z jasnego nieba. Zostawiłam dla niego Amerykę, dopiero co kupiony dom w Chicago i wróciłam do Polski, bo zawsze marzyłam o tej wielkiej namiętności jak z książek czy filmów. Codzienność nas wypaliła, ale przeżyliśmy razem wiele pięknych lat i rozczarowań. W sumie 21 lat.
– Mogłaby pani być z kimś, kto nie ceni pani twórczości?
– Nigdy! Chociaż... Jak byłam sama, jeszcze niedawno, to myślałam, że kupię sobie mieszkanko w dalekim kraju, wyjadę do wioski i zwiążę się z rybakiem, który będzie mi przynosił ryby do domku na plaży.
– A mogłaby pani z miłości zrezygnować z występowania na scenie?
– A kto by tego chciał? Chyba tylko ktoś szurnięty. Przecież ja się też dlatego podobam, że jestem, kim jestem, i robię, co robię. Jestem silną osobowością. Nikt normalny nie oczekiwałby, żebym przestała robić to, co kocham.
– Praca i potrzeba występowania szybko przyniosły efekty. Wystrzeliła pani w latach 80. Cała Polska nuciła „A ja wolę moją mamę” czy „Wszystkie dzieci nasze są”. Chciała pani zostać gwiazdą muzyki dla dzieci czy to wyszło przez przypadek?
– Miałam dwadzieścia parę lat, trzyletniego synka i właśnie wróciłam do Polski po dwuletnim pobycie w USA. Chciałam nagrać dla niego piosenkę. Dostałam tekst Agnieszki Osieckiej „A ja wolę moją mamę” i jeszcze dwa inne. Napisałam muzykę, Janek Borysewicz to zaaranżował i nagraliśmy je dla radiowej Trójki. „A ja wolę moją mamę” trafiła na szczyt listy przebojów Marka Niedźwieckiego obok zespołu Marillion. – Zrobił się szał na Majkę. – Pomyślałam, że chyba muszę nagrać całą płytę z piosenkami dla dzieci. Grałam ponad 200 koncertów rocznie, nagrywałam płyty, występowałam na stadionach i w największych halach. Wciągnęłam się w to na maksa. Wymyśliłam się sama.
– Razem z szalonym wizerunkiem scenicznym – tiulową spódnicą i kokardą na głowie, które ubarwiały naszą młodość w siermiężnym PRL-u.
– Na ten pomysł wpadłam w USA. Poznałam tam Hannę Bakułę, która wiedząc, że nie mam kasy, wzięła mnie do second-handu. Byłam zachwycona stylem ulicznym, tym, że można włożyć gruby sweter i tiulową spódnicę, nosić punkowy makijaż i cekiny! Kupiłam sobie mały, czarno-biały telewizor, żeby uczyć się angielskiego. Oglądam telewizję i patrzę, a tam jakaś dziewczyna śpiewa: „Girls just wanna have fun”. Myślę sobie: „O rany! To ja!”. Zdziwiłam się, że istnieje już taka osoba, czyli Cindy Lauper. Kiedy wróciłam do kraju w tiulowej spódnicy, zostałam okrzyknięta „polską Cindy” i kolorowym ptakiem.
– Czuła się pani freakiem?
– W Polsce śpiewało się wtedy poważne piosenki: „Jaka róża, taki cierń”, „Jeszcze się tam żagiel bieli”, a ja wyskoczyłam z rockandrollowym „Małym Piccolo”, w żółtych tiulach i asymetrycznej fryzurze. Było szaro, brzydko, pusto, a ja na scenie robiłam scenografię kolorowymi kieckami.
– Po wielkim sukcesie przychodzi czasem gorszy moment.
– Nie było mi wcale łatwo. Po 12 latach życia w Chicago wróciłam do Polski. Zanim wydałam „Kolorowe dzieci”, chyba moją najlepszą płytę, która zyskała status platynowej, pukałam od jednej wytwórni do drugiej i nikt nie był zainteresowany moim materiałem, bo uznano, że zajmuję się twórczością dla dzieci i to się nie sprzeda.
– I co pani zrobiła?
– Założyłam własną firmę fonograficzną Ja-Majka Music i wydawałam swoją muzykę przez następne dekady. Zostałam producentem swoich teledysków. Nauczyłam się inwestować w siebie i nie żałuję. Jestem właścicielką praw do większości swojej twórczości. Śmieję się czasem, że byłam wtedy gwiazdą undergroundu, bo przecież moich piosenek nie grały główne stacje radiowe ani telewizyjne.
– Dziś łączy się pani z młodym pokoleniem również poprzez media społecznościowe.
– Mam nawet konto na TikToku! Ale nie jestem gigantem, nie mam wielkich zasięgów. Jestem tam jako Majka Jeżowska – piosenkarka. Chcę się dzielić ze światem, fanami tym, co robię zawodowo. Czasem wrzucam zdjęcie z plaży w bikini i dostaję tysiące lajków! Kiedy wrzucam relacje z koncertów, to zainteresowanie jest nikłe.
– Taki świat.
– Próbuję go ogarnąć. Rozkręciłam nawet kanał na YouTubie i robię vlogi, nakręcił mnie na to pewien młody człowiek. Czuję się tam jak ryba w wodzie.
– A nigdy pani nie myślała, że trzeba ze sceny zejść, ustąpić pola młodym?
– Ale komu? Młodych jest dużo, to nas jest coraz mniej! Wierzę, że każdy ma swoją publiczność. Dla wszystkich jest miejsce. Wciąż mam dużo do powiedzenia w muzyce. W tym roku wydałam piosenkę „Nie wciągaj mnie”. To manifest kobiecości, niezależności. Taki, który mówi: Chcesz płakać, starzeć się na kanapie, przy facecie? To rób to, ja nie chcę! Kobiety chyba potrzebują takiej zachęty do działania, przykładów silnych postaci kobiecych. A te, które piszą czasem w necie: „Odwaliło jej”, pewnie często chciałyby umieć myśleć tak samo.
– Jest jakieś wyzwanie, którego by się pani nie podjęła?
– Chyba nie. Kiedyś bałam się różnych rzeczy, teraz myślę: „Co masz do stracenia?”. Mam się bać, że ktoś rzuci we mnie pomidorem? Niech rzuci! Ostatnio byłam nawet DJ-ką w klubie na warszawskim Powiślu. Występuję z PRO8L3M na hiphopowych festiwalach. Gramy koncerty na juwenaliach, imprezach offowych. Niedługo zadebiutuję w filmie fabularnym na podstawie książki „Pokolenie Ikea”. Jestem również bohaterką i inspiracją nowej gry RPG „nutka_w_nutkę_zgadza się. exe”. Jaram się tym wszystkim totalnie. Jestem ciekawa, co jeszcze mnie czeka.