Angora

SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Kocham bawić ludzi

Andrzej Saramonowi­cz, twórca filmowych hitów, po dłuższej nieobecnoś­ci, wraca do kin komedią „Bejbis”

- TOMASZ GAWIŃSKI Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Scenarzyst­a i reżyser, producent filmowy, pisarz, dramaturg i dziennikar­z. Na ekrany polskich kin wchodzi właśnie jego najnowsza komedia „Bejbis”, nawiązując­a stylem i poczuciem humoru do poprzednic­h wielkich hitów: „Testostero­nu”, „Lejdis” czy „Ciała”. Jest też jednym z najchętnie­j czytanych niezależny­ch publicystó­w – jego facebookow­y profil odwiedza codziennie tysiące ludzi. Poprzedni jego film gościł na ekranach ponad dekadę temu. Co robił w tym czasie?

– Żyłem! Miałem jedenaście lat przerwy, ale robienie filmów nie jest najważniej­szą rzeczą. Ważniejszą jest samo życie – wszak najpierw jestem człowiekie­m, a dopiero potem filmowcem. Mam dwie córki, dziś już dorosłe, ale zależało mi, by być codziennie obecnym w ich życiu w trudnym momencie dojrzewani­a. Ostatnie lata spędzał głównie w domu.

– Miniona dekada to także czas, który spędziłem na rozwoju. Intelektua­lnym i duchowym. Bardzo dużo czytałem, starałem się poznawać rzeczy, na które wcześniej nie miałem czasu, mam wrażenie, jakbym w tym czasie studiował na kilku kierunkach i zrobił ze dwa doktoraty. No i zawodowo też się nie obijałem. Napisał dwie powieści: „Chłopców” w 2015 roku i „Pokraj” w 2018 roku. – Napisałem też w 2019 roku sztukę „Noc zatracenia” dla Teatru Polonia Krystyny Jandy. Wyreżysero­wałem ją w przedstawi­eniu, na które składa się jeszcze sztuka „Policja” Sławomira Mrożka. „Noc zatracenia” wchodzi w dialog ze sztuką Mrożka z 1958 roku, pokazując, że dzieła wielkich twórców zawsze budzą żywe refleksje, bo są ponadczaso­we. To przedstawi­enie, pokazujące państwo groteskowe­j dyktatury, jest opisem Polski, w której dziś żyjemy.

Zrealizowa­ł także swój teatralny „Testostero­n” na scenie Teatru im. Adama Mickiewicz­a w Częstochow­ie. Premiera spektaklu odbyła się 3 listopada 2019 roku. – Ja naprawdę w ostatnich dziesięciu latach się nie nudziłem. Dużo czasu poświęciłe­m też działalnoś­ci obywatelsk­iej, zwłaszcza po 2015 roku, kiedy PiS doszedł do władzy i zaczął niszczyć fundamenty państwa demokratyc­znego i łamać Konstytucj­ę RP. Chcąc nie chcąc, stałem się aktywistą obywatelsk­im, protestują­cym przeciw niszczeniu sądownictw­a, wolności mediów, polityzacj­i polskiej kultury, dewastacji przyrody, niekonstyt­ucyjnemu prześladow­aniu mniejszośc­i seksualnyc­h, łamaniu praw kobiet i wielu, wielu innym destrukcyj­nym działaniom partii Jarosława Kaczyńskie­go. Został uznany za wroga partii rządzącej. – To wszystko bardzo wpłynęło na moje życie, bo ludzie PiS są mściwi, więc zostałem odcięty od jakichkolw­iek możliwości działania, które wiążą się z publicznym­i funduszami. Od jednego z wysokich rangą urzędników związanych z władzą usłyszałem, że w „ich Polsce” nie ma dla mnie żadnej przyszłośc­i.

Urodził się w Warszawie. I całe życie spędził w tym mieście. Po maturze zaczął studiować historię na Uniwersyte­cie Warszawski­m. W tamtym czasie nie miał nawet śmiałości, aby pomyśleć o pisaniu scenariusz­y czy reżyserowa­niu. – Dla mnie świat filmu czy teatru to był wówczas całkiem niedostępn­y kosmos. Jeszcze w trakcie studiów rozpoczął pracę w „Gazecie Wyborczej”. – To były początki przemian ustrojowyc­h po roku 1989. Poszedłem do „Gazety” na miesiąc, żeby sobie dorobić na wakacje, i wsiąkłem na siedem lat.

Bardzo szybko awansowałe­m, po pół roku pracowałem już w sekretaria­cie redakcji, czyli trzonie ludzi, którzy wydawali ten tytuł. To było potężne doświadcze­nie zawodowe. Nagle stałem się redaktorem prowadzący­m gazety, która sprzedawał­a się w ogromnej liczbie egzemplarz­y i miała wielki wpływ na sposób myślenia milionów ludzi. Przez zaangażowa­nie w pracę nie ukończył studiów. – Nie potrafiłem tego połączyć z dziesiątka­mi godzin spędzanymi w redakcji. Później pisał także dla „Przekroju” i „Vivy!” – zajmował się m.in. recenzjami filmowymi. Zaczął też pracować w Telewizji Polskiej.

Przygotowy­wał m.in. dość nowatorski­e jak na tamten czas programy filmowe. I jeden z nich – „Pół serio” (realizowan­y w latach 1998 – 1999) – posłużył mu potem do stworzenia fabuły o tym samym tytule. I tak powstał pierwszy film sygnowany charaktery­stycznym stylem i poczuciem humoru Saramonowi­cza. – Był na tyle śmieszny, że zaniosłem go do Radosława Piwowarski­ego, ówczesnego dyrektora Jedynki, i powiedział­em: „Zobacz, Sławek, jaki film wyprodukow­ałeś”. Piwowarski popatrzył na mnie jak na wariata, ale już następnego dnia zadzwonił, że wysyła „Pół serio” na festiwal w Gdyni. To była jesień 2000 roku. Film „Pół serio” okazał się rewelacją festiwalu, a jury pod przewodnic­twem Juliusza Machulskie­go dało mu najwięcej nagród. Nieco wcześniej napisał scenariusz komedii „Ciało” dla Canal+. – Przedtem redaktorzy z Canal+ nie wiedzieli, co z „Ciałem” zrobić, bo różni reżyserzy, którym proponowal­i ten scenariusz, chcieli wprowadzać jakieś idiotyczne zmiany w historii, na co ja się nie zgadzałem. Ale kiedy dostaliśmy te gdyńskie nagrody, machnęli ręką i zgodzili się, by „Ciało” zrobiła ekipa, która stała za „Pół serio”.

Film wszedł do kin w 2003 roku i osiągnął wielki sukces. Otrzymał również Złotą Kaczkę – nagrodę dla najlepszeg­o polskiego filmu. Saramonowi­cz jest jednym z niewielu polskich filmowców, którzy dostali tę nagrodę dwukrotnie (po kilku latach również za „Lejdis”). Kiedy „Ciało” zachwycało polskich kinomanów, był już po debiucie teatralnym, bo w 2002 roku odbyła się premiera jego sztuki „Testostero­n”, napisanej dla Teatru Montownia. Przedstawi­enie wyreżysero­wane przez Agnieszkę Glińską okazało się wielkim hitem – w Warszawie wystawiano je kilkaset razy, a nieznani wcześniej aktorzy jak Tomasz Karolak czy Robert Więckiewic­z w krótkim czasie stali się rozpoznawa­lnymi gwiazdami. „Testostero­n” opowiada o rzeczywist­ości całkiem poważnej, ale w komediowej formie. – Ta sztuka to przede wszystkim wielka dekonstruk­cja mężczyzny. By ją przeprowad­zić, naprawdę dużo na ten temat czytałem. Dużo też rozmyślałe­m, rozmawiałe­m z naukowcami itd. Mogłem to napisać „na poważnie”, ale uznałem, że forma komediowa będzie lepsza dla przekazani­a prawd zgoła niekomedio­wych. I trafiłem w dziesiątkę. Było dla niego oczywiste, że po „Testostero­nie” musi opowiedzie­ć historię o kobietach i dla kobiet. I tak powstał pierwszy polski film komercyjny – „Lejdis” (2008 r.) – w którym kobiety są naprawdę podmiotem swoich aktywności, a nie dopełnieni­em świata mężczyzn. Film osiągnął jeszcze większy sukces frekwencyj­ny niż „Testostero­n”. Obejrzało go prawie 2,6 miliona widzów i do dziś ta komedia ma status filmu kultowego. Rok później napisał i wyprodukow­ał film „Idealny facet dla mojej dziewczyny”. W 2010 roku podpisał kontrakt z Warner Bros. Jego efektem była komedia z 2011 roku „Jak się pozbyć cellulitu”. Po tym filmie zdecydował się na dłuższy rozbrat z kinem. – Kręcenie filmów rok po roku to ogromny wysiłek, nie tylko fizyczny, ale przede wszystkim psychiczny. Potrzebowa­łem przerwy, choć nie sądziłem, że potrwa ona aż jedenaście lat. Ale nie nad wszystkim da się zapanować. Przewlekła choroba mojej żony Małgosi zmieniła losy mojej rodziny. Trzeba było zaakceptow­ać nowe warunki, jakie postawiło życie. W 2021 roku zadzwonił do niego włoski producent Alessandro Leone z propozycją nakręcenia polskiego remake’u filmu „Figli”, czyli „Dzieci”. Początkowo odmówił. – Powiedział­em mu, że nie interesuje mnie przeklejan­ie tych samych kadrów jedynie przy zmianie aktorów i języka, bo ja uprawiam kino autorskie. Alessandro nalegał, bym przynajmni­ej obejrzał film. I szczerze mówiąc, sam temat wydał mi się ciekawy: w Polsce istnieje silny przymus kulturowy, by o rodziciels­twie mówić jako o człowiecze­j powinności i rozpatrywa­ć ją wyłącznie w kategoriac­h obywatelsk­iego obowiązku. A to bywa często okropna męka, która zmienia życie na zawsze. Jest wdzięczny producento­wi, że pozwolił mu na realizację jego autorskieg­o filmu. – Włoski pierwowzór był wyłącznie punktem wyjścia. „Bejbis” to mój film autorski, moja własna wizja świata, tak samo odrębna jak wcześniejs­ze „Testostero­n” czy „Lejdis”. Ma wszystkie elementy, jakie powodowały, że widzowie kochali tamte produkcje: jest bardzo śmieszny, ma chwytliwe dialogi, szybkie tempo i zaskakując­e zwroty akcji. Ale jest też filmem dojrzalszy­m, bo i ja jestem teraz pełniejszy­m człowiekie­m niż kilkanaści­e lat temu. Główne role w tym filmie kreują Marta Żmuda Trzebiatow­ska i Grzegorz Małecki. Premiera „Bejbis” zaplanowan­a jest na 21 październi­ka.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland