Szopka przedwyborcza wystartowała
Ruszyli w Polskę! Politycy wszystkich opcji ruszyli w teren na wakacyjny objazd, aby wsłuchać się w głos ludu pracującego miast i wsi. Wsłuchać i wysłuchać, co gryzie prostych ludzi i co im leży na wątrobie. Obiecać im znaczącą poprawę ich bytu w niedalekiej już przyszłości. Wszak niedługo wybory. Oglądam w telewizorni relacje z tych spotkań i od razu widzę różnicę między spotkaniami partii rządzącej a spotkaniami partii opozycyjnych. A oglądam i TVN, i TVPiS, i Polsat.
Spotkania Tuska, Hołowni czy Czarzastego nie różnią się prawie od siebie. Chodzą panowie wśród lokalnych mieszkańców lub przemawiają do nich na rynku. Tak po prostu. PiS poszedł zupełnie inną drogą. Drogą żenady i błazeństwa. Na spotkania z wyborcami ruszył sam, jeszcze nie emerytowany, zbawca narodu, czyli prezes Kaczyński, a jego spotkania z wyborcami nie mogą, rzecz jasna, mieć charakteru otwartego. Spotkania na rynku z plebsem są nie dla niego, ponieważ mogłyby paść, o zgrozo!, pytania niewygodne, nieuzgodnione wcześniej z organizatorem albo, co gorsza, jakieś jajka lub pomidory od niewdzięcznego ludu.
W związku z tym lokalne pisowskie egzekutywy oraz lokalne stowarzyszenia klakierów i dupolizów wynajęły sale, agencje ochrony i wezwały na pomoc policję, która szczelnym kordonem oddzieliła zbawcę od ludu niewdzięcznego. Na salę wstęp miały tylko sprawdzone pod względem partyjnym osobniczki i osobniki, a pytania wyselekcjonowano tak, żeby dostojny gość nie zaplątał się w odpowiedzi jak morświn w sieci. Oczywiście odpowiednio wcześniej przećwiczono pod okiem partyjnych aparatczyków skandowanie imienia Jarosław (...).
Organizatorzy spotkań z prezesem Kaczyńskim doszli do wniosku, słusznego zresztą, że skoro takie „spontaniczne” spotkania sprawdziły się już i w czasach Gomułki, i w czasach Gierka, to tym bardziej muszą się sprawdzić w czasach Kaczyńskiego.
W jednym z takich spotkań uczestniczył, tym razem w charakterze nadwornego błazna, były już (na szczęście) marszałek Sejmu Karczewski Stanisław. W wielbieniu pryncypała i ukochanego przywódcy przeszedł samego siebie, wziął również na siebie niełatwą sztukę zadawania oczekiwanych przez tegoż pytań od ludu.
Dla dopełnienia obrazu tej sielanki zabrakło tutaj jednej rzeczy, a mianowicie pobrzękującej dzwoneczkami czapecz
ki trefnisia na głowie marszałka. To wyraźne niedopatrzenie!
Takie „spontany” z wyborcami to ja rozumiem! Mili słuchacze, miła atmosfera, oklaski i okrzyki uwielbienia, hołdy i wyrazy poparcia. Aż chce się rządzić dalej. Niestety, te georgiki i bukoliki zakłócają zwykle stojące po drugiej stronie chroniącego Prezesa kordonu policji, nienawistne gęby drugiego sortu Polaków i zdradzieckie mordy zdrajców narodu. Co to nie są w stanie pojąć swoimi wrażymi umysłami, że tylko rządy Zjednoczonej Prawicy są w stanie zbudować kraj powszechnego dobrobytu i powszechnej szczęśliwości. Zapatrzeni w ten zgniły kapitalizm nie rozumieją wiodącej roli partii w urządzaniu życia przeciętnemu obywatelowi.
I gdyby nie ci nieodpowiedzialni ludzie, można by wyjechać z takiego spotkania w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wobec Ojczyzny, partii i Boga. A tak pozostaje pewien niedosyt. W konsekwencji Prezes podjął decyzję o zawieszeniu dalszych wyjazdów na czas nieokreślony.
A teraz na poważnie. Z powyższego wyłania się bowiem obraz śmiesznego człowieczka wygadującego bzdury do rozanielonej jego widokiem publiki. Zadufanego w sobie, kompletnie nierozumiejącego otaczającego go świata, owładniętego obsesją kontrolowania wszystkiego, co się da, czy to będzie niezależna prasa, ciąże czy smartfony młodzieży. I tak jak fikcją są jego spotkania z wyborcami, tak fikcją jest rządzenie krajem przez tę partię. Spotkania te są odzwierciedleniem sposobu sprawowania władzy przez Zjednoczoną Prawicę. Wszystko pod publiczkę, wszystko pod potrzeby żelaznego elektoratu, nazywanego przez prezesa Kurskiego nie bez kozery „ciemnym ludem”. JACEK M. (nazwisko i adres internetowy
do wiadomości redakcji)