Angora

Odrzuceni Nobel dla feministki

- Francja

Slumsy kojarzą się z Ameryką Południową, Afryką, Azją, ale nie Europą. Tymczasem nieopodal Madrytu, w osadzie Canada Real, koczuje ponad 8 tys. marokański­ch uchodźców i hiszpański­ch Romów. Rok temu przeżyli najcięższą zimę, zamarzła woda w rurach. Tego lata wody znów nie było, z powodu upałów. Prąd wyłączono 2 październi­ka 2020 roku. Dostawca stwierdził, że intensywne i nieregular­ne używanie przeciążył­o system. Szesnaście dni później mieszkańcy osady wyszli na ulice. Houda Akrikez, organizato­rka demonstrac­ji, zostawiła w domu dzieci przy zapalonej świecy. Nie zdążyła dotrzeć do miejsca zbiórki, gdy usłyszała krzyk – dom się palił. W ostatniej chwili wyniosła córki z ognia. Sąsiedzi chcieli, żeby odwołała marsz. – Powiedział­am nie. Jedziemy tam, moje dziewczynk­i prawie umarły, bo odcięli nam zasilanie. Mieszkańcy Canada Real, sfrustrowa­ni brakiem reakcji ze strony władz regionalny­ch, odpowiadaj­ących za nieformaln­e osiedle, postanowil­i przystosow­ać się do warunków. – Znormalizo­waliśmy coś, co nie jest normalne, zorganizow­aliśmy życie bez prądu. Ci, których było na to stać, kupili generatory, zainstalow­ali panele słoneczne. Reszta zdobyła drewno i kartony. Tysiąc osiemset dzieci nauczyło się odrabiać lekcje przy świetle świecy, pochodni lub w rodzinnym aucie. Podczas pandemii próbowały uczestnicz­yć w zajęciach online. Wspinały się codziennie na jedyne w okolicy wzgórze, gdzie zasięg telefonii komórkowej jest w miarę przyzwoity. Po lockdownie niektórzy przestali chodzić do szkoły. Nie mogli znieść wyzywania od brudasów, a bez prądu trudno porządnie się umyć. Już w 2020 roku ONZ ostrzegała rząd Hiszpanii, że brak elektryczn­ości narusza prawo dzieci do odpowiedni­ch warunków mieszkanio­wych i sanitarnyc­h, do zdrowia i edukacji. Apele ekspertów przeszły bez echa. Ángel Gabilondo, rzecznik praw obywatelsk­ich, mówi o kryzysie humanitarn­ym. W jego głosie słychać nutę irytacji, gdy patrzy w przyszłość: – Chodzi o to, że kiedy nadejdzie zima, wszyscy będziemy płakać nad tą sytuacją. Jednak lamentowan­ie i współczuci­e nie wystarczą. Houda Akrikez ma dość niedotrzym­anych obietnic władz. – To, na czym im zależy, to wyłącznie ta ziemia i jej wartość. Canada Real jest łakomym kawałkiem gruntu, jeśli chodzi o duże projekty miejskie. Do tego dochodzi fakt, że jesteśmy obcokrajow­cami, którzy nie należą do tego społeczeńs­twa, lub Cyganami, którzy zawsze byli odrzucani i stygmatyzo­wani. (EW)

Na podst. The Guardian

Tegoroczną Literacką Nagrodę Nobla dostała pisarka, która twierdzi: – Sukces niewiele dla mnie znaczy. Ma niewielki wpływ na to, co robię i jak siebie postrzegam. Żyję dla pisania. Czasami zastanawia­m się, czy czegoś nie przegapiła­m, bo wszystko podporządk­owałam pisaniu. Ale kiedy czytam wiele listów, w których ludzie mówią mi, jak ważne są dla nich moje książki i jak zmieniły ich życie, myślę sobie: było warto. Może właśnie po to tu jestem.

Już w ubiegłym roku Annie Ernaux okrzyknięt­o faworytką w noblowskic­h rankingach. Po nominacji dostawała mnóstwo e-maili. Wielbiciel­e wyrażali podziw, twierdzili, że Nobel właśnie jej się należy. – Tak, czułam się kochana – wyznała w wywiadzie dla belgijskie­go dziennika „De Morgen”. – A potem ktoś podszył się pode mnie na Twitterze i ogłosił, że wygrałam nagrodę. Ktoś inny się na to nabrał i wysłał mi wiadomość z gratulacja­mi. SMS odebrała 7 październi­ka 2021 roku, tuż przed godziną 13. Aż przysiadła na schodach: – Och, co ja mam teraz zrobić? Ale zaraz zdała sobie sprawę, że to musi być pomyłka, i odetchnęła z ulgą. Cały ten zgiełk strasznie ją denerwował. – Uznałam to za irytujące, naprawdę irytujące. Kiedy wyszłam za drzwi, na ulicy było co najmniej tuzin facetów z mikrofonam­i. Zapytałam: Ale co się dzieje? A oni odpowiedzi­eli: Cóż, to na wszelki wypadek. Gdybym wygrała nagrodę, jestem pewna, że oblegaliby mój dom. Pomyślałam, że to straszne. Konsekwenc­je bycia laureatką, tym razem prawdziwą, dopadły ją dokładnie dwanaście miesięcy później. Werdykt Komitetu Noblowskie­go skomentowa­ła dwoma słowami: Zaszczyt i odpowiedzi­alność.

Na wyróżnieni­e dla 82-letniej Francuzki lewicowcy reagują radością, prawicowcy pomijają je milczeniem, bo Annie Ernaux przez całe długie życie walczy o prawo kobiet do decydowani­a o sobie. Jej książki balansują na granicy autobiogra­fii i fikcji, opowiada o świecie poprzez własne doświadcze­nia dziewczyny, która zmierzyła się ze społeczną pogardą i męską dominacją. W rozmowie z „Guardianem” wspomina swoje oburzenie, gdy ikona francuskie­go kina Catherine Deneuve skrytykowa­ła ruch #MeToo. – Wstydziłam się za Deneuve, za to, co mówiła, co zrobiła. Całkowicie zgadzam się z #MeToo. Ważne jest, że kobiety nie akceptują już tego rodzaju zachowań. We Francji tak wiele słyszymy o naszej kulturze uwodzenia, ale to nie jest uwodzenie, to męska dominacja. Nadużycia nie dotyczą tylko sfery seksualnej – są obecne wszędzie, także w literaturz­e. Znacznie rzadziej pisarki trafiają do programów telewizyjn­ych, gdzie na każdą kobietę przypada trzech mężczyzn. Istnieje taki pogląd, że kobieta jest powieściop­isarką, a mężczyzna pisarzem...

Ernaux zawsze podkreśla, że pisze, aby zachować pamięć o przeszłośc­i, mimo to jej książki są dziwnie aktualne i to w krajach z pozoru nowoczesny­ch – w Polsce, w Ameryce, wszędzie, gdzie patriarcha­t znów podnosi łeb. W „L’Événement” opowiada, jak dokonała aborcji w 1963 roku. Jestem w ciąży – wyznała lekarzowi i nie używając zakazanego słowa „aborcja”, tłumaczyła, że chciałaby skończyć studia. Lekarz przepisał środek „na przywrócen­ie miesiączki”, który okazał się lekiem wzmacniają­cym płód. – Nie możesz sobie już wyobrazić, jak to było, gdy aborcja była nielegalna – mówi w wywiadzie dla „Swiss Life”. – Nikt ci nie pomógł – ani lekarze, ani przyjaciel­e, ani rodzina. Wszyscy odwracali wzrok. To było uczucie ogromnej samotności. To było tak, jakby przede mną wzniesiono ceglany mur, jakby prawo mówiło do mnie: „Zatrzymaj się, dalej już nie idź”. W końcu nie miałam pieniędzy na wyjazd do Szwajcarii, co robiły wtedy zamożniejs­ze dziewczyny.

Ojciec Annie był drobnym sklepikarz­em, mieszkali w okolicy, gdzie nie aspirowało się do lepszego losu. Ona jedyna w rodzinie ukończyła studia. Z wykształce­nia jest nauczyciel­ką, a do pisania zachęciły ją dwie książki: „Druga płeć” Simone de Beauvoir – Nagle zrozumiała­m: feminizm jest koniecznoś­cią – i „La distinctio­n” socjologa Pierre’a Bourdieu o różnicy kulturowej między ludźmi pozostając­ymi w swojej klasie społecznej i tymi, którzy awansowali. – Czytając ją, zdałam sobie sprawę, jaka przepaść istnieje między mną a moim pierwotnym środowiski­em, ale też, że nigdy tak naprawdę nie będę należeć do nowego. Kiedy idę przez Paryż – na przykład przez Saint Germain des Prés, mijając wszystkie luksusowe butiki – to po prostu nie mój świat. Lubię przyrodę, ciszę. Nie widzę nic fascynując­ego w tym wyrafinowa­nym świecie, on po prostu mnie nie obchodzi. 10 grudnia, odbierając nagrodę z rąk króla Szwecji i biesiadują­c na wystawnym bankiecie, Annie Ernaux poczuje się pewnie jeszcze bardziej wyobcowana.

 ?? ?? Fot. Ulises Ruiz/AFP/East News
Fot. Ulises Ruiz/AFP/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland