Biografie polonusów
W podparyskim Issy-les-Moulineaux odbyło się Międzynarodowe Sympozjum Biografistyki Polonijnej „Polacy w Paryżu”, któremu przewodniczył Krzysztof Tadeusz Walendzik. Wystąpień było kilkanaście, m.in. o Meli Muter, wielkiej damie malarstwa, o Florianie Trawińskim, Polaku, który uratował Luwr, o André Citroënie, synu Francuza i warszawianki, założycielu fabryki samochodów, których marka do dziś nosi jego nazwisko, a pod koniec lat 20. ubiegłego wieku była największym producentem aut w Europie, i o innych przykładach polskich biografii, które trwale wpisały się w społeczność Paryża i Francji.
Florian Trawiński, historyk sztuki, syn powstańca z 1863 roku. Walczył po stronie Komuny Paryskiej, która powierzyła mu funkcję kierownika resortu kultury i sztuki. Miał się sprzeciwić komunardom chcącym spalić Luwr w maju 1871 roku. Rozpowszechniona jest historia, że rozstawione już w muzealnych salach beczki z naftą zamienił na beczki z wodą, uniemożliwiając zniszczenie Luwru. Po klęsce Komuny został dyrektorem muzeum w Luwrze, którym kierował przez 35 lat, do śmierci w 1906 roku. W tym czasie malarka Mela Muter już od pięciu lat przebywała w Paryżu. Pochodziła z rodziny żydowskiej zasymilowanej w Polsce. Przeszła na katolicyzm, a jej rodzicami chrzestnymi byli Lili i Władysław Reymontowie. Ta przedstawicielka modernizmu była związana z kręgiem École de Paris. Fascynowała się twórczością Cézanne’a, van Gogha, Vuillarda. Malowała portrety, ekspresyjne kompozycje, pejzaże, porty, cumujące barki. Utrzymywała kontakty z paryską elitą artystyczną i intelektualną; do jej przyjaciół należał m.in. Rainer Maria Rilke. Zmarła 55 lat temu w Paryżu, gdzie spędziła większość życia.
W drugiej części sympozjum było kilka wystąpień o ludziach, którzy gościli w Paryskim nie-co-dzienniku. Jak zmarły przed rokiem Maciej Morawski. Paryski korespondent Radia Wolna Europa ostatnie miesiące życia spędził w Domu św. Kazimierza, gdzie mieszkał i zmarł Cyprian Norwid. O legendarnym redaktorze opowiadał Piotr Witt, który ze względu na niedyspozycję nie był bezpośrednim uczestnikiem sympozjum, mówił przez nagłośniony telefon, co przypominało korespondencję RWE, słynne wywiady telefoniczne Macieja Morawskiego z działaczami PRL-owskiej opozycji.
Słuchając Piotra Witta, słyszałem „szpiona” Wolnej Europy, jak ubecja nazywała Macieja Morawskiego, jak opowiadał on nie-co-dziennikowi o swojej specjalnej misji zdobywania zakulisowych informacji, o jednym z informatorów, z którym spotykał się ze względów konspiracyjnych w kościelnym konfesjonale; no i o polskim pojednaniu: „Ojciec (Kajetan Morawski) wpoił mi kult tolerancji i chęć jednania Polaków. Polacy zawsze się kłócili. Boli mnie ten podział Polski. Staram się apelować o rozwagę, wpływać na jednych i drugich, walczyć o wspólne pogodzenie. Znając Polaków, znając polską duszę jestem głęboko przekonany, że po obu stronach są ludzie, którzy starają się przełamać spory, dążą do pewnej formy porozumienia, do dogadania się, pojednania w interesie Polski, żeby sprawy nie przybrały rozmiarów dla nas zbyt szkodliwych”.
Przyjaciółka Macieja Małgorzata Krystyna Świrczewska pokazała film z ostatnich dni życia red. Morawskiego w Domu św. Kazimierza. A w rozmowie z Krzysztofem Tadeuszem Walendzikiem zaprezentowała swoją książkę „Egografia lub życie polskiej emigrantki”, powieściową autobiografię, wyróżnioną nagrodą Paula-Loupa Sulitzera. Pani Małgosia opowiadała o przygodach zza oceanu, o rozczarowaniu Ameryką, o udziale w kampanii prezydenckiej Richarda Nixona, o konkursie obierania kartofli, który przegrała z Barbarą Piasecką, starając się o pracę u Johna Sewarda Johnsona, czy o swojej rodzinnej genealogii sięgającej 300 lat obecności na ukraińskiej ziemi doświadczanej dziś wojenną pożogą, o czym napisała ciekawy tekst wspomnieniowy.
Na niebezpieczeństwo grożące naszej cywilizacji, na konieczność stałego dążenia do porozumienia, tolerancji, umacniania pokojowego współistnienia zwraca uwagę „Światowy Projekt Pokoju” Wojciecha Siudmaka, którego symbolem jest jego rzeźba „Wieczna miłość”. Jeden z głównych przedstawicieli realizmu fantastycznego miał mówić o tym swoim projekcie, ale nie mógł przyjechać na sympozjum. 10 października kończy 80 lat. To jego wystawa oficjalnie otwierała trzecie tysiąclecie na wieży Eiffla.
Paryż to moje miasto – wspominał na łamach „nie-co-dziennika”. Miałem 24 lata, jak tu w 1966 roku przyjechałem. Całe moje bogactwo artystyczne i intelektualne wyrosło na tym gruncie. Moimi pierwszymi drzwiami do Paryża był Luwr. Nie mogłem uwierzyć, że tutaj wszystko jest prawdziwe. Godzinami stałem przed jakimś obrazem i patrzyłem, jak to można zrobić. Prawie w każdą niedzielę całe przedpołudnia spędzałem w Luwrze. Po kryjomu dotykałem obrazów, oczywiście, nic nie zniszczyłem, bo wiedziałem, jak je należy dotykać. To najbardziej harmonijnie zbudowane miasto świata. Można zdać sobie z tego sprawę, kiedy się przegląda albumy ze zdjęciami robionymi z lotu ptaka, wszystko jest wykończone harmonijnie. Jest przepiękny, szczególnie późnym popołudniem, jak zaczyna zapadać zmrok, jak zapalają się latarnie, a jeszcze widać kontury domów oświetlane końcówką naturalnego światła. Lubię ten moment...
I dalej: Fantastyka nie ucieka od rzeczywistości, ale się stara poprzez swoją zuchwałość wydeptywać nowe ścieżki.
Idźmy tymi ścieżkami w stronę tolerancji, porozumienia, pokoju.