Miesza już w piekielnym kotle...
Ceremonia pogrzebowa Jerzego Urbana odbyła się bez salw honorowych, ale na cmentarzu nie zabrakło awantur
Nie będzie dziś spokojnie na warszawskich Powązkach Wojskowych, bo niebawem przywiozą urnę z prochami Jerzego Urbana – człowieka, który jednym dawał radość, a w drugich wzbudzał i wciąż wzbudza nienawiść. Kiedy umarł, Polska podzieliła się na tych, którzy się smucili, i na tych, którzy otwierali szampana.
Już przy bramie cmentarza, obok grobu Kornela Morawieckiego i byłego premiera Jana Olszewskiego, żałobników witała grupa protestujących z transparentem: „Goebbelsourbany padli. Kolej na innych oprawców”. Mieli też portrety zamordowanych w czasie PRL-u: księdza Jerzego Popiełuszki, księdza Stanisława Suchowolca, księdza Stefana Niedzielaka i Grzegorza Przemyka. Była również karykatura zmarłego. I krzyki:
– Precz z mordercami, hańba sprzedawczykom!
Powązki nie dla wszystkich?
Mężczyzna w zielonej kurtce z megafonem w ręce zdradza dziennikarzom plan stworzenia ogrodzonej „strefy Z” pod płotem.
– Tam ich wszystkich przeniesiemy: Bierutów, Jaruzelskich i Urbanów. Tam będzie miejsce dla zdrajców i zbrodniarzy. Powązki Wojskowe to Panteon Narodowy i leżą tutaj bohaterowie. Nie ma miejsca dla kanalii.
– Na plac Czerwony trzeba ich wywieźć, do Putina! – dodaje jakaś kobieta.
– Jakby Urban ożył, toby wam wszystkim swój jęzor pokazał – ripostuje starszy pan, pewnie ze „starej nomenklatury”.
– Powagi trzeba trochę więcej i szacunku do zmarłego – dodaje ktoś inny, znacznie młodszy.
To pewnie ktoś z liberałów, bo protestujący burczą:
– O, III RP głos daje, zdrajcy z III RP! Przecież świnię będą dzisiaj chować. Przecież to był cham, idiota i człowiek bez twarzy. Tylko uszy mu latały wte i wewte i się ślinił. Nie obowiązuje w tym przypadku zasada, że o zmarłych nie mówi się wcale albo dobrze.
Mateusz Morawiecki, choć nie był tego dnia na Powązkach, też wie swoje: „Urban to perwersyjny dziadek i obrzydliwy sługus” – powiedział przed pogrzebem premier. I zadeklarował, że „osobiście dołoży starań, by Jerzy Urban doczekał się uczciwej opowieści na swój temat, a więc takiej, która obnaża jego potworność”.
Tylko boczna alejka
Prawdę mówiąc, awantura zaczęła się znacznie wcześniej. Poszło o miejsce pochówku. Gdy wicenaczelny tygodnika „Nie”, którego założycielem był zmarły, przekazał informację od rodziny, że Jerzy Urban spocznie na powązkowskim Cmentarzu Wojskowym, od razu zastrzegł, że to grób jego rodziców. Nie w Alei Zasłużonych, tylko w „jakiejś bocznej, nierzucającej się w oczy alejce”.
Natychmiast zareagowało Ministerstwo Obrony Narodowej. Wydano komunikat, że Urban nie będzie pochowany według wojskowego ceremoniału.
Wiadomość o jego śmierci rozbudziła emocje w sieci. Życie i działalność byłego rzecznika rządu PRL komentowali zarówno poważni politycy i publicyści, jak i niepoważni internauci. Pisano:
„Przerażający przykład fascynacji złem za życia”, „sowiecki kacyk”, „komunistyczny kolaborant”, „złowrogi propagandzista”, „siewca nienawiści”, „kwintesencja plugastwa i łajdactwa”, „bardzo zdolny, zdolny do wszystkiego”, „koniunkturalista i cynik”.
Były nawet pomysły na epitafia: „Tutaj leży Urban Jerzy, pokój jego duszy, a krok w lewo i krok w prawo leżą jego uszy”, „Boga nie ma – Jerzy Urban. Urbana już nie ma – Bóg”.
Ale zachwycano się też jego „bezkompromisowością” i „ciętymi ripostami”, „szydzeniem z hipokryzji”. Wspominano go jako „znakomitego felietonistę i bezwzględnego obserwatora rzeczywistości”. Pisano: „Klasa sama w sobie i odwaga”.
Jedni pamiętali bowiem Jerzego Urbana z tekstów z „Po Prostu”, ze „Szpilek” czy „Kulis”, inni z propagandowych konferencji prasowych w stanie wojennym i słynnego powiedzenia: „Rząd się sam wyżywi”. Dla jeszcze innych to kochający wytworne życie milioner i twórca tygodnika „Nie”, gdzie szargano na wszystkie sposoby i za pomocą wulgarnego języka narodowe i katolickie świętości. Tych z najmłodszego pokolenia bawił natomiast swoimi nagrywanymi w domu happeningowymi filmikami.
Księża nie dojechali
Pogrzeb oczywiście jest świecki. Prowadząca ceremonię ma na głowie czarny cylinder i piękną dykcję:
– Niestety, żaden z księży nie znalazł czasu, żeby odprawić mszę za duszę pana Jerzego. Jeden z duchownych zatrzymany został w sołectwie, a drugi miał awarię maybacha.
Wcześniej jednak mistrzyni ceremonii recytowała wiersz Juliana Tuwima, bo
ta poezja będzie motywem przewodnim uroczystości pogrzebowych.
A później swoją mowę, w nieco felietonowym stylu, zaczęła tak:
– To nie jest żaden happening czy próba generalna, na pewno nie żart i zabawa. Jerzy Urban naprawdę umarł. Nie jest nieśmiertelny – podobnie jak królowa Elżbieta, ale odszedł, zachowując dobre maniery, tuż po monarchini. Niestety, złamał obietnicę, że doczeka końca obecnej władzy. Nie wystawi już też na sprzedaż swojej „mało używanej sztucznej szczęki”. Panie Jurku, tak się nie robi...
Dalej będzie zarówno dowcipnie, jak i ckliwie. Długa opowieść o życiu byłego rzecznika rządu i naczelnego „Nie”, o jego trzydziestoletnim związku z obecną, trzecią żoną Małgorzatą Daniszewską, o dzieciach i wnukach oraz o zwierzętach. A także o tym, że nie należy płakać i wierzyć, że „pan Jerzy miesza już w piekielnym kotle, bo nie uwierzył w zapewnienia rządu, że węgla nie zabraknie tej zimy, i zawczasu udał się w ciepłe miejsce”.
Trochę Batman, trochę Presley
W pierwszym rzędzie siedzi Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent za chwilę powie:
– Jerzy był człowiekiem bardzo wrażliwym. Ten dziennikarski, często wulgarny język nie był jego stylem w życiu codziennym, bo nigdy nie przeklinał. Wydaje mi się, że ta forma, ta chęć prowokacji, była jakąś tarczą ochronną. Chronił się przed brutalnością, której się obawiał. Znałem też Jerzego Urbana jako lojalnego i szczodrego wobec przyjaciół człowieka, który wielu ludziom pomagał.
Kwaśniewski nie omieszkał zakpić sobie z obecnego premiera.
– Zarzuca się Jurkowi, że w okresie PRL-u kłamał. Owszem, zdarzało się. A Mateusz Morawiecki dzisiaj nie kłamie? Można powiedzieć, że przejął rolę Jerzego. Tyle tylko, że on nie ma za grosz talentu.
W domu pogrzebowym biją brawo, a na zewnątrz skandują: „Komuniści, komuniści!”.
Jakby na przekór tym hasłom przemawia Waldemar Kuchanny, wiceszef tygodnika „Nie”;
– Tuż po śmierci Jerzego jeden z przyjaciół zapytał mnie, dlaczego Urban wzbudza tyle nienawiści, choć Goebbelsem był czterdzieści lat temu. I to jest chyba istota tego wszystkiego. Jedno jest pewne, Urban był, jest i będzie ikoną popkultury jak Elvis Presley, Marilyn Monroe, Muminki czy Batman. Ale można go też porównać do Boya-Żeleńskiego, Melchiora Wańkowicza i Kisiela, choć oczywiście różniły ich poglądy. My go z Gosią Daniszewską nazywaliśmy „dobrem narodowym i srebrem rodowym”...
Słuchają przemówień reżyserka Olga Lipińska, pisarka Katarzyna Grochola, polityk i dziennikarz Piotr Gadzinowski, Adam Michnik oraz profesor Jan Hartman, filozof, i dziennikarz Krzysztof Bobiński, który brał udział w konferencjach Jerzego Urbana dla zagranicznych korespondentów. Ci dwaj ostatni również zabiorą głos i powiedzą parę ciepłych słów o zmarłym.
Bye, bye, idziesz do piekła...
Ciężko jest przenieść urnę do czarnego mercedesa, bo protestujący na to nie pozwalają. – Hańba, hańba dla morderców! – Powązki tylko dla patriotów! – Precz z komuną! Jak już uda się utworzyć kondukt żałobny, zabrzmi jeszcze pieśń: „My, Pierwsza Brygada”...
Gdy zaś urna będzie przy grobie i głos zabierze młody czytelnik „Nie”, który „przyjechał na pogrzeb z drugiego krańca Polski”, wszyscy usłyszą głos z megafonu:
– Uwaga, uwaga! Koniec akcji, zbieramy się do domu. Bye, bye, Urban! I nie mówimy do zobaczenia, bo ty idziesz do piekła. Ktoś dopowiada: – Lucyfer z radości już wydaje przyjęcie.
Tym razem Jerzy Urban nie zrobi tak, jak niegdyś w nagranym przez siebie memie. Nie wstanie w trumnie i szyderczo nie krzyknie: „Prima aprilis, skurwysyny!”.
Prowadząca ceremonię zacytuje inny mem zmarłego i powie przed złożeniem urny do rodzinnego grobu:
– Mamo, tatusiu, przesuńcie się. A pan, panie Jurku, uszy do góry...
Bez wątpienia tak będzie, bo ktoś wśród kwiatów postawił dużą butelkę wódki Smirnoff.