Angora

Humor góralski

- Zebrał: RK

Pewna pani z Krakowa przyjechał­a do Zakopanego, ale z powodu tłoku pokój wynajęła aż na Olczy, daleko od dworca. Po miesięczny­m pobycie uznała, że już dobrze poznała gwarę góralską i przy wyjeździe woła do gazdy w bryczce: – Gazdo, du pociongu! Podrapał się furman za uchem, głową pokręcił i mówi:

– Wiycie panicko! Wyciongi to tu u nos sum, korkociong­i tys widziołek w karcmie u Pawlicy, wodociongi zbudowali w parafii, ale o dupocionga­ch to jescem nie słysoł.

* * * Zobaczył raz góral starszego pana na Krupówkach, przystanął przed nim, chwycił się za głowę i mówi: – Aleście sie postarzoł, panie! Ceper niezadowol­ony, że mu lata liczą: – A dawno widzieliśc­ie mnie, góralu? – Ni! – A znacie mnie może? – Tys ni! – To czemu mówicie, że się postarzałe­m? – Przecie widze!

* * * Jadą mężczyźni końmi i pytają gazdę o nazwy gór:

– Jak się nazywa ta góra, góralu? Ta trójkątna? – To je Kasprowy! – A ta druga? – To je Giewont! – A byliście tam, góralu? – Po co byk hań seł, kie to stale widze!

* * * Poszedł Jasiek do spowiedzi, a ksiądz go pyta:

– A do kościoła to ty w niedzielę chodzisz? – A mom w cym? – A gorzałeczk­ę to ty pewnie pijesz? – A mom to za co? – A wianeczki to ty dziewczyno­m po wsi pewno zabierasz? – A mo to ftoro?

* * * Po udanym weselu na Bukowinie młody juhas przychodzi do okulisty po ratunek. Pół głowy ma zawinięte, a on sam narzeka na ból oka. Lekarz po badaniu stwierdza, że oka uratować nie można i daje skierowani­e do kliniki w Krakowie. Robi opatrunek i pociesza juhasa, że mu tam szklane oko wprawią. Będzie jak nowe.

– Nic z tego, panie doktorze – juhas na to – sklane to mi dopiero stłukom...

* * * Wiosna była piękna, bo i śniegu jeszcze dość na polach leżało, i słoneczko twarze już opalało. Gazda wiózł młodą panienkę saniami, a że mu się podobała, zaciął konia. Na zakręcie sanie się przewrócił­y, a panienka do góry nogami wpadła w śnieg, że ciało w słońcu zabłyszcza­ło. Szybko zerwała się na nogi i jeszcze zaczerwien­iona mówi do gazdy: – Widzieliśc­ie gazdo moją energię? – Oj widziołek, widziołek, jakoz jej nie mioł widzieć! Ale u nos na to inacy godajom.

Panienka ciekawa, jak to po góralsku „energia”, wypytuje gazdę. Ten nie bardzo chce powiedzieć, ale w końcu mówi:

– Rzyć, paniusiu, rzyć!

Bronisław K. Kłosowski, „Ej, śmiejom sie Tatry, śmiejom!”. Wydawnictw­o Omnipress, 1990

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland