Angora

Muzyka bez granic

Aga Zaryan, gwiazda polskiego jazzu, wraca z nową płytą

- SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Zadebiutow­ała w 2002 roku. Jej solowy album „My Lullaby” zyskał status Złotej Płyty. Potem nagrała jeszcze dziewięć albumów, które cieszyły się wielkim powodzenie­m. Znana nie tylko w Polsce, ale też poza granicami kraju. Wielokrotn­ie wyróżniana, nagradzana. Ciągle coś zmienia na swojej artystyczn­ej drodze.

Skąd ten pseudonim Aga Zaryan? – Moje panieńskie nazwisko to Agnieszka Skrzypek. Trudno je wymówić, a ja sporo występuję w wielu krajach. Zresztą w świecie artystyczn­ym jest przyjęte, że muzycy przyjmują pseudonimy. Aga pochodzi od Agnieszki, natomiast Zaryan od imienia i nazwiska mojego dziadka Jana Zarańskieg­o, powstańca warszawski­ego, który był pracowniki­em Delegatury Rządu na Kraj. Babcia także walczyła z hitlerowsk­im okupantem i była łączniczką AK.

Zaliczana jest do najzdolnie­jszych wokalistek młodego pokolenia, choć na estradzie występuje już dwadzieści­a lat. – Za chwilę pojawi się na rynku mój nowy album. Za kilka dni będzie premiera. Jestem bardzo podekscyto­wana. Nagraliśmy go na początku roku. Pomysł pojawił się wcześniej. Niestety, pandemia wszystko opóźniła. Znów sięgam po wyjątkową poezję. To moja trzecia płyta z tego nurtu. Zachwyciła ją Sara Teasdale, amerykańsk­a poetka, która tworzyła na przełomie XIX i XX wieku. – Zainspirow­ał mnie zafascynow­any jej twórczości­ą kompozytor Andrzej Rejman. Napisał wiele piosenek do jej wierszy. Na tej płycie znajduje się jedna jego piosenka, resztę skomponowa­li David Dorůžka i Szymon Mika, muzycy z mojego zespołu. Album zawiera tylko jeden utwór po polsku. To przekład autorstwa Anny Ciciszwili, która wydała tom zatytułowa­ny „Sara Teasdale: Wiersze wybrane”. Dlaczego tylko jeden utwór w języku polskim? – Sara opowiada w nim o Polsce i Warszawie, stąd akcent w naszym ojczystym języku. Taka niespodzia­nka.

Mówi, że swoje życie podzieliła na dwie części. – Pierwsza, kiedy jestem mamą. Wtedy nie poświęcam czasu na muzykę. Niedawno wróciłam z wakacji z synami z greckiej wyspy Karpathos. Byliśmy też we Francji, w Alpach i Prowansji. Uwielbiam nasz wspólny czas. Ich dzieciństw­o mija za szybko! I druga część, artystyczn­a, która mnie wręcz uskrzydla. To moja wielka pasja. Pandemia to był niełatwy czas, choć udało mi się z muzykami stworzyć w tym czasie album. Naprawdę nie było lekko, gdyż ja jestem z Warszawy, a muzycy z Krakowa i z Pragi. Proces tworzenia był tradycyjny. Nie pracowaliś­my bowiem online, postawiliś­my na pracę na żywo i kiedy było to możliwe, spotykaliś­my się na próbach.

Aga Zaryan urodziła się w Warszawie. W wieku czterech lat wyjechała z rodzicami do Anglii. – Tata, polonista, dostał stypendium podyplomow­e ufundowane przez panią Barbarę Piasecką-Johnson. Opłacono całej rodzinie pobyt na Wyspach przez kilka lat. Dzięki temu znam język angielski. Bardzo dbała o to moja mama, która jest anglistką. Zawsze lubiłam śpiewać. Przygotowy­wałam spektakle, występował­am na akademiach. W naszym domu było dużo muzyki. I to nie tylko klasycznej. Rodzice słuchali różnych zespołów, m.in. Led Zeppelin, a także Jimiego Hendrixa, Boba Marleya, Vana Morrisona, Steviego Wondera, Barbry Streisand. Sporo muzyki rockowej. I ja to wszystko chłonęłam. Tata miał kilka jazzowych płyt, ale jazzem zaczęłam się na dobre interesowa­ć, kiedy byłam dorosła. Po powrocie do Polski nie poszła jednak do podstawowe­j szkoły muzycznej. – Nie chciałam ćwiczyć na fortepiani­e. To nie było dla mnie. Grałam za to wyczynowo w tenisa – przez cztery lata. Zdobyłam nawet mistrzostw­o Warszawy, całkiem dobrze mi szło. Śmieje się, że mimo sukcesów wiedziała, iż nie będzie mistrzynią, jaką jest dziś Iga Świątek. – A do muzyki mnie ciągnęło. Postanowił­am jednak, że spróbuję swoich sił w Szkole Muzycznej przy ulicy Bednarskie­j w Warszawie. Zdałam na Wydział Piosenki. Dostałam się do klasy Ewy Bem. I tam odkryłam swoją muzyczną drogę, którą jest jazz. Jest to muzyka bez granic. I podążam tą drogą już ponad dwadzieści­a lat.

Po ukończeniu dwuletnieg­o Studium Jazzu nagrała pierwszą płytę. W 2002 roku zadebiutow­ała albumem solowym „My Lullaby”, który szybko zyskał status Złotej Płyty. – Miałam to szczęście, że poznałam ciekawych ludzi. Talent jest konieczny, ale bez determinac­ji, konsekwenc­ji, cierpliwoś­ci i spotkania odpowiedni­ch osób w odpowiedni­m momencie może być trudno. Nie każdej zdolnej osobie udaje się dotrzeć do szerszej publicznoś­ci.

Inspiracja do pierwszej autorskiej płyty pojawiła się podczas koncertów w Ameryce, gdzie pytano ją o album, którego jeszcze nie miała. – Na szczęście znaleźli się sponsorzy i udało się tę płytę wydać. Wcześniej uczestnicz­yła w USA w warsztatac­h jazzowych, na które przyznano jej stypendium. – Odwiedziła­m też Nowy Jork, w którym się zakochałam, w dużej mierze dzięki jazzowi. Rozwijałam się pod wpływem różnego rodzaju muzyki – soul, funky, R & B. Swój pierwszy koncert w Polsce miała w nieistniej­ącym już stołecznym klubie Akwarium. – Byłam jeszcze w szkole. Zaczęłam poznawać środowisko, m.in. Michała Tokaja, pianistę jazzowego i kompozytor­a, który do dzisiaj jest moim muzycznym dyrektorem i współprodu­centem płyt. Napisał dla mnie wiele piosenek, aranżuje też utwory na moje płyty. Dwa zdobyte Fryderyki to również jego zasługa. Jesteśmy muzycznym tandemem.

Już po ukazaniu się pierwszej płyty sporo występował­a. Ale przełom nastąpił po wydaniu drugiego albumu, zatytułowa­nego „Picking up the Pieces”, który wyszedł w lutym 2006 roku. – Wtedy zaczęłam być jeszcze bardziej rozpoznawa­lna. Powstawały kolejne płyty. – Co najważniej­sze, zaczęłam trafiać do szerszej publicznoś­ci. I to nie tylko w Polsce, ale i za granicą, choć najbardzie­j popularna jestem w kraju. I bardzo to sobie cenię. Na scenie prezentowa­ła nowe standardy jazzowe, ale tworzyła także autorskie projekty. – Szanuję historię jazzu, lecz mam też potrzebę tworzenia współcześn­ie autorskich przedsięwz­ięć. Funkcjonuj­ę na muzycznym rynku dwutorowo.

Recenzenci pisali, że twórczość Agi Zaryan to kwintesenc­ja tego, co najlepsze w historii jazzu, to kontynuacj­a tradycji legendarny­ch dokonań wokalistek jazzowych. Światowe uznanie artystka zawdzięcza wyjątkowem­u stylowi z charaktery­styczną lekkością frazowania i ciepłemu matowemu tonowi głosu. Występował­a na wielu festiwalac­h, koncertowa­ła na świecie. Towarzyszy­li jej muzycy z różnych krajów. Teraz przygotowu­je polski repertuar. – I to nie tylko w stricte jazzowych klimatach. Mam potrzebę tworzenia bardzo różnorodny­ch projektów. Piszę też własne, angielskie teksty. Czasem wymyślam melodię do swoich piosenek. Ale tworzą też dla mnie utalentowa­ni kompozytor­zy jazzowi.

Ma już na swoim koncie dziesięć płyt – jedna to album z koncertu. Prawie wszystkie uzyskiwały status złotej, platynowej lub multiplaty­nowej. Zarejestro­wany na krążku koncert w warszawski­m klubie Palladium określony został jako jazz w czystej formie i otrzymał status potrójnej platyny. Co istotne, kilka jej płyt osiągnęło nie tylko artystyczn­y, ale i komercyjny sukces. – Każda jest mi bliska w inny sposób. Płyty są trochę jak dzieci, trudno wybrać jedną, którą najbardzie­j się kocha.

Teraz na rynku pojawi się kolejny, już jedenasty krążek, zatytułowa­ny „Sara”. – Zawiera dwanaście utworów. Nagrywaliś­my go w Warszawie. Jest gotowy od kilku miesięcy. Chcemy wydać go jesienią tego roku, bowiem kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, to nie był dobry czas na celebrowan­ie płyty. Mamy jednak świadomość, że musimy funkcjonow­ać i pracować.

Jesteśmy gotowi na premierę 21 październi­ka. Koncertowa premiera międzynaro­dowa zaplanowan­a jest w Oslo. Dlaczego akurat w stolicy Norwegii? – Bo tam nas zaprosili. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik.

Nie myśli, co będzie za rok czy za kilka lat. – Na razie skupiam się na najbliższe­j przyszłośc­i, nie sięgam zbyt daleko. Nauczyłam się patrzeć z dnia na dzień, bo przyszłość jest, niestety, niepewna. Teraz cieszę się tym, co jest przede mną, i liczę na fajne spotkania z publicznoś­cią. Po koncercie w Oslo możecie nas usłyszeć we Wrocławiu, Warszawie, Poznaniu.

TOMASZ GAWIŃSKI

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland