Arsen, czyli przestroga dla kobiet
Rozmowa z prof. dr. hab. n. med. JANEM LUBIŃSKIM, kierownikiem Zakładu Genetyki i Patomorfologii Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie
– Prowadzi pan badania nad wpływem arsenu na ryzyko powstawania nowotworów. Co sprawiło, że zainteresował się pan tym tematem?
– Od ponad 30 lat zajmujemy się czynnikami genetycznymi, które mogą mieć wpływ na powstawanie i rozwój nowotworów. Wiedza na ten temat jest niezwykle ważna, bo pozwala podejmować działania prewencyjne, które zmniejszą ryzyko choroby. Tak jest choćby w przypadku odkrycia, że mutacje w genach BRCA1 i BRCA2 powiązane są silnie z rakiem piersi u kobiet. Z kolei z badań przeprowadzonych swego czasu na zwierzętach wywnioskowałem, że na ryzyko raka mogą mieć wpływ również różne pierwiastki. Jednym z nich jest wspomniany arsen, uznany przez Międzynarodową Agencję do Walki z Rakiem za pierwiastek silnie kancerogenny.
– Czy problem ten dotyczy także polskiego społeczeństwa?
– Oczywiście. I to w większym stopniu, niż mogłoby się wydawać. Proszę sobie wyobrazić, że aż 75 proc. polskich kobiet jest zatrutych arsenem.
– To brzmi przerażająco.
– Przed trzema laty opublikowaliśmy w „International Journal of Cancer” wyniki naszego pierwszego badania. I była to jednocześnie pierwsza na świecie praca wskazująca, że arsen działa silnie rakotwórczo nie tylko w krajach o wysokiej ekspozycji na ten pierwiastek, np. w Bangladeszu, Chile czy niektórych rejonach Chin. Problem dotyczy także Polski, gdzie nawet tzw. teoretycznie niskie, zgodne z obowiązującymi normami ekspozycje na arsen, są już niebezpieczne.
– W jaki sposób zostało to ustalone?
– W badaniu wzięło udział 1700 kobiet, głównie pacjentek naszej poradni, z których większość miała rozpoznaną predyspozycję do dziedzicznego raka piersi. Pobraliśmy od nich krew, gdy jeszcze były zdrowe, i obserwowaliśmy je przez blisko 5 lat. W ponad 100 przypadkach doszło do rozwoju raka. Gdy podzielimy tę grupę na cztery części, po 425 pacjentek, to w podgrupie z najniższym stężeniem arsenu (poniżej 0,6 μg/l krwi) jedynie u 4 pojawiła się choroba. W grupie kobiet z poziomem arsenu 0,6 – 0,8 μg/l nowotwory odnotowaliśmy już w 24 przypadkach, a więc sześciokrotnie częściej. Natomiast u kobiet z najwyższym stężeniem arsenu (powyżej 1,19 μg/l) nowotwór rozwinął się 47 razy. Mamy więc ponad 10-krotną różnicę w ryzyku raka u kobiet z pierwszej i czwartej grupy, gdzie poziomy arsenu były najniższe i najwyższe. Wyraźnie widać, że stężenie arsenu u kobiet powinno być poniżej 0,6 μg/l, bo wtedy to ryzyko jest od 6 do 13 razy mniejsze niż w pozostałych grupach.
– Dlaczego mówimy o kobietach?
wyłącznie
– Bo u mężczyzn ryzyko zależne od arsenu wygląda inaczej. Mało tego, nawet nieznacznie wyższy poziom arsenu nie prowadzi do rozwoju nowotworów. Dla mężczyzn optymalny poziom arsenu wynosi ok. 1 μg/l, co u kobiet jest już uznawane za wysokie stężenie, mogące prowadzić do groźnych następstw. Takie rozróżnienie ze względu na płeć wyraźnie sugeruje, że działanie arsenu powiązane jest z naszymi hormonami.
– Skąd się bierze arsen w naszych organizmach?
– Głównie z produktów zbożowych, nieekologicznych, które są „zasypane chemią”. Ale także z morskich ryb i owoców morza.
– Ale przecież zdrowa dieta zakłada spożywanie ryb.
– Nie twierdzę, że należy ich unikać. Spożywanie ryb jest wskazane choćby w odniesieniu do chorób układu krążenia. Dlatego należy je jeść, ale w odpowiednich proporcjach, by nie doprowadzać do wysokiego stężenia arsenu w organizmie.
– Co jeszcze może być źródłem tego pierwiastka?
– Ostrożnie należy podchodzić też do ryżu. Najbardziej niebezpieczna jest żywność produkowana z użyciem chemii. Wszystkie nawozy i środki ochrony roślin zawierają arsen. Dlatego warto jeść jak najwięcej żywności ekologicznej. Przestrzeganie tych reguł sprawi, że w ciągu kilku miesięcy stężenie arsenu w naszym organizmie może się znacznie obniżyć.
– Ale są przecież narody, których dieta opiera się na rybach, ryżu i owocach morza. Dlaczego więc arsen nie szkodzi im w takim stopniu jak nam?
– Też się nad tym zastanawiamy. Przypomnę, że jako pierwsi na świecie udowodniliśmy wpływ arsenu na ryzyko nowotworów w odniesieniu do polskich kobiet. Nie mamy więc danych porównawczych. Dopiero chcemy to zbadać w różnych krajach, m.in. w Singapurze, we Włoszech, w Australii, USA. Czekamy na zatwierdzenie takiego projektu. Wracając zaś do pytania, pamiętajmy, że wszystkie zależności genetyczno-środowiskowe są bardzo zmienne. Jest coś takiego jak selekcja i adaptacja. W toku ewolucji w rejonach, w których przez wieki była silna ekspozycja na ryż czy owoce morza, nastąpiła naturalna selekcja ludzi. I obecnie kobiety wrażliwe na arsen tam się po prostu nie rodzą. My nigdy nie mieliśmy takiej naturalnej ekspozycji na arsen w przeszłości.
– Ale może z czasem i my się przystosujemy?
– Ekspozycja na konkretne produkty, charakterystyczne dla danego regionu, prowadzi również do adaptacji na nie. Ponieważ jakiś czas temu zyskaliśmy dostęp do najbardziej egzotycznych owoców czy warzyw, nasze kulinarne wybory się zmieniają. Trzeba jednak obserwować, jak może to wpływać na zdrowie. Na razie do adaptacji do wyższych stężeń arsenu w polskich warunkach daleka droga. Cały czas badamy kobiety i kolejne grupy potwierdzają wyniki pierwszego badania. Sytuacja więc się nie poprawia. Dodatkowym problemem może być suplementacja, która w Polsce przybrała ogromne rozmiary. Choć jeszcze tego nie potwierdziliśmy, ale wydaje się, że istnieje bardzo mocna interakcja między niektórymi suplementami a arsenem.
– Kiedyś pierwiastek ten stosowano w lecznictwie. Kiedy uznano, że bardziej on szkodzi, niż pomaga?
– Rzeczywiście, przez długi czas arsen był popularnym medykamentem. Jednak w połowie XX wieku uznano, że bardziej on szkodzi, niż pomaga. Obecnie uważa się, że arsen może znaleźć zastosowanie w leczeniu niektórych rzadkich chorób nowotworowych. Mówimy tu jednak o zupełnie innych dawkach, nieporównywalnych z naszą codzienną ekspozycją na ten pierwiastek. Pamiętajmy, że arsen odkłada się w organizmie i powoli zatruwa wszystkie narządy i układy.
– Jakie objawy mogą temu towarzyszyć?
– O widocznych objawach można mówić dopiero w przypadku zatrucia arsenem, a nie wtedy, gdy mamy jego podwyższony poziom. O zatruciu mogą świadczyć wymioty, metaliczny posmak w ustach, ból brzucha, biegunki oraz bóle mięśniowe.
– Wspomniał pan, że istnieje ścisły związek między stężeniem arsenu a rozwojem nowotworów. Czy wszystkich, czy jakichś konkretnych?
– W zbadanych przez nas rodzinach, gdzie istnieją predyspozycje genetyczne, to w połowie chodzi o raka piersi, a w połowie o raka w innych lokalizacjach.
– Czy u kobiet obciążonych genetycznie sprawdza się stężenie arsenu?
– Na razie nie. A szkoda, bo wykazaliśmy, że u kobiet z genem BRCA1, które utrzymują niski poziom arsenu, ryzyko zachorowania na raka zmniejsza się o połowę.
– Czy możliwe, że arsen sprzyja rozwojowi także innych chorób?
– Nie ma co do tego wątpliwości. I nie mówię tu jedynie o przypadkach zatrucia tym pierwiastkiem. Wysoki poziom arsenu może wiązać się z ryzykiem chorób skórnych czy chorób układu krążenia, choć dane na ten temat pochodzą z badań prowadzonych w krajach o bardzo wysokich ekspozycjach na arsen. Polska nie zalicza się do nich, ale jak wykazaliśmy, niebezpieczne mogą być już te niskie zakresy. Przynajmniej w odniesieniu do nowotworów.
– Czy można w łatwy sposób sprawdzić sobie stężenie arsenu?
– Tak. Badanie nie jest drogie, a może być też wykonane w ramach NFZ. Problem jednak w tym, że większość lekarzy nie wie, jak je interpretować.
– W jakim stopniu odpowiednią dietą można obniżyć poziom arsenu do bezpiecznego poziomu?
– Udaje się to u większości kobiet, ale nie u wszystkich. Uważam, że nawet najwyższe genetyczne ryzyko nowotworów może być obniżane dzięki przypilnowaniu parametrów żywieniowych. Być może pomocna w tym okaże się także witamina C, przyjmowana w dawce 1 g dziennie. Obecnie pracujemy nad udowodnieniem tej zależności.