Mobilizacja, czyli jak przeżyć?
W ubiegły czwartek rosyjskie władze oficjalnie przyznały, że na wojnie z Ukrainą zginęli pierwsi żołnierze wysłani na front w ramach tzw. częściowej mobilizacji. Rosjanie gorączkowo szukają sposobów na uniknięcie wcielenia do armii lub – w najgorszym razie – na bezpieczne poddanie się ukraińskim żołnierzom.
Ogłoszona 21 września mobilizacja od początku zbiera krwawe żniwo. Pięć dni po jej rozpoczęciu sfrustrowany rezerwista z obwodu irkuckiego zastrzelił komisarza wojskowego w siedzibie komisji uzupełnień. Pod koniec miesiąca w Krasnodarze popełnił samobójstwo 27-letni powołany do wojska miejscowy raper, który wcześniej nagrał wideo z listem pożegnalnym. Wiadomo już co najmniej o trzech takich samobójstwach. Docierają też wieści o zgonach poborowych w jednostkach wojskowych i na poligonach.
– Od początku mobilizacji zginęło nie mniej niż 17 osób – podsumowało w ubiegłym tygodniu te wiadomości Radio Swoboda. – Jeszcze przed wysłaniem ich na wojnę na Ukrainę.
Zaczynają jednak ginąć i tam... W miniony czwartek oficjalnie potwierdzono straty wśród pierwszych zmobilizowanych bezpośrednio w strefie konfliktu zbrojnego. – Niestety, wojskowa komenda uzupełnień potwierdziła informację o śmierci pięciu mieszkańców Uralu Południowego – przekazały za pośrednictwem regionalnego portalu informacyjnego 74.ru władze obwodu czelabińskiego.
Nic dziwnego, że również takie wiadomości sprawiają, iż coraz większą popularnością wśród rosyjskich mężczyzn cieszą się tzw. lifehacki, czyli praktyczne porady, jak powołania do armii uniknąć. Można np. konsekwentnie odmawiać przyjęcia wezwania, jak zrobił to Igor z Moskwy, którego historię opisuje portal Mediazona. Młody mężczyzna nie ulegał presji policjantów i wojskowych przez cały dzień pracy komisji, do której zawieziono go prosto z jego biura. Kiedy godziny urzędowania się skończyły, dano za wygraną i delikwenta... puszczono do domu. – Wezwania nie uważa się za doręczone, jeśli nie wzięło się go do ręki i nie podpisało. Nie przewidziano za to żadnej odpowiedzialności – podkreśla Mediazona.
Okazuje się, że w takich przypadkach nie skutkują groźby dotyczące odpowiedzialności karnej za taką odmowę. Przyznała to prokuratura w Penzie, która musiała umorzyć postępowanie wszczęte przeciw jednemu z mieszkańców. Wyjaśniło się bowiem, że odpowiedzialność karna za uchylanie się od służby wojskowej jest przewidziana tylko w przypadku służby zasadniczej, a nie mobilizacji. Teraz niedoszły uczestnik tzw. operacji specjalnej, który zdążył odsiedzieć dwa dni w areszcie, może liczyć nawet na odszkodowanie za bezprawne zatrzymanie. Jak zaś przypominają obrońcy praw człowieka, nawet podpisanie wezwania, a następnie niestawienie się do komisji uzupełnień to jeszcze nie wyrok. Maksymalna przewidziana za to kara to jedynie grzywna w wysokości do 3 tys. rubli. To równowartość raptem 235 zł.
Co jednak zrobić, kiedy już jest za późno? Szukać jak najszybciej innych porad – jak przeżyć na froncie. I takie porady też w internecie można już bez trudu znaleźć. Łącznie ze szczegółowymi wskazówkami, jak spróbować w miarę bezpieczny sposób poddać się żołnierzom Sił Zbrojnych Ukrainy i w ten sposób ocalić życie. Takie instrukcje w języku rosyjskim zamieszczono na przykład na stronie dovidka.info, przygotowanej przez Ukraińców dla żołnierzy wrogiej armii. Ale jak ostrzegają niezależne media, „najpierw warto zawczasu uprzedzić stronę ukraińską o swoich zamiarach”. Można to zrobić za pomocą specjalnej infolinii lub kanału w Telegramie. Dziennikarze telewizji Nastojaszczeje Wriemia, którzy badali tę sprawę, nie ukrywają jednak, że „teoretycznie brzmi to dość prosto, ale w praktyce wszystko może okazać się nieco trudniejsze”. „Wywiesić białą flagę, pokazać, że nie ma się broni w rękach i tak oddać się do niewoli. Nie ma gwarancji, że to skuteczny schemat, ale daje więcej szans na przeżycie” – Nastojaszczeje Wriemia cytuje jednego z ukraińskich oficerów proszonych o fachowe „konsultacje”.
Jak to wygląda (lub ma wyglądać) w praktyce, pokazuje nagranie wideo, które obiegło w zeszłym tygodniu internet. Widać na nim wjeżdżający na ukraińskie pozycje rosyjski czołg z literą „Z” na burcie i zawieszonym na lufie kawałkiem białego materiału. – Chłopaki, wszystko według umowy! – krzyczą w jego stronę ukraińscy żołnierze, którzy po chwili sprawnie rozbrajają poddającą się załogę. Bez oporu, bez jednego wystrzału.
Według ekspertów była to „ustawka”, ale nawet jako poglądowy instruktaż na pewno wykonała swoją rolę. W zeszły czwartek pod Chersoniem miała poddać się „duża grupa” zmobilizowanych Rosjan, którzy najpierw bezskutecznie prosili o wycofanie ich na drugą linię frontu w celu przeprowadzenia choćby krótkiego szkolenia i otrzymania minimum niezbędnego sprzętu. Przekazali więc Ukraińcom, że w takim razie wolą się poddać. Aby to zrobić, byli zmuszeni zabić swojego dowódcę – doniosła telewizja 24 TV.