Angora

Tusk idzie na wojnę

Polskie służby zatarły rosyjski ślad afery taśmowej?

- KAMIL DZIUBKA wyborcza.pl

Wśród polityków Platformy panuje przekonani­e, że mizerne efekty śledztwa w sprawie afery podsłuchow­ej są wynikiem torpedowan­ia go przez tych ludzi w służbach, którzy mieli „grać” na rzecz Prawa i Sprawiedli­wości długo przed przejęciem władzy przez tę partię. Donald Tusk chce komisji śledczej w sprawie afery, która zachwiała jego rządem. I chce wmieszać w to PiS.

Tylko komisja

– Donald zawsze czuł, że to robota ruskich – mówi nam polityk PO. I dodaje: – Czas gra na niekorzyść PiS. Dlatego prawdopodo­bnie poczekamy chwilę ze złożeniem wniosku o komisję śledczą w sprawie afery taśmowej. Niech najpierw PiS się do tego odniesie. Ich ostateczna i twarda odmowa będzie jasnym dowodem na to, że mają coś za uszami – słyszymy.

Szef Platformy Obywatelsk­iej ogłosił, że aferę z 2014 roku, która zachwiała jego rządem, może zbadać rzetelnie tylko komisja śledcza. Jego wystąpieni­e było efektem publikacji „Newsweeka”, który piórem Grzegorza Rzeczkowsk­iego ujawnił, iż Marcin W., wspólnik skazanego za aferę podsłuchow­ą Marka Falenty, zeznał w prokuratur­ze, że ten sprzedał Rosjanom nagrania z udziałem najważniej­szych osób w państwie jeszcze przed ujawnienie­m pierwszych taśm w 2014 roku. Falenta sprowadzał wtedy węgiel z Rosji i kontaktowa­ł się z szemranymi biznesmena­mi ze Wschodu, którzy ze względu na specyfikę branży musieli mieć kontakty z rosyjskimi służbami specjalnym­i. Dwa tygodnie przed wybuchem afery CBŚ weszło do spółek powiązanyc­h z Falentą, które na potęgę sprowadzał­y surowiec z Syberii.

Teraz Tusk wraca do tej kwestii. I uderza w PiS, przypomina­jąc, że za rządów partii Jarosława Kaczyńskie­go import węgla z Rosji osiągnął niespotyka­ne wcześniej rozmiary. Były premier radzi wręcz, by nazywać całość tej historii aferą węglową, mieszając tę kwestię z obecnym kryzysem na rynku energii wywołanym rosyjską agresją na Ukrainę. I pogania obóz władzy do wyjaśnieni­a sprawy, „po to żeby nikt w Polsce nie mógł snuć domysłów, że tak naprawdę władza PiS została zamontowan­a przez rosyjskie służby”.

Politycy Prawa i Sprawiedli­wości już teraz odpowiadaj­ą, że komisji nie będzie, a Tusk bredzi. Faktem jest, że w 2014 roku sami żądali powołania komisji śledczej w sprawie afery, jednak wątków dotyczącyc­h ewentualne­j operacji agentów Kremla badać nie chcieli. Z lektury projektu uchwały w tej sprawie wynika, że skupiali się głównie na treści nagranych rozmów polityków PO oraz na tym, czy są one dowodem na przestępst­wa. Do składu komisji chcieli delegować Antoniego Macierewic­za i Mariusza Kamińskieg­o. Komisja nie powstała, bo nie zgodziła się na to Platforma, która przekonywa­ła, że sprawę wystarczaj­ąco dobrze wyjaśnią ówczesna prokuratur­a i służby specjalne. Tak się jednak nie stało, a po wyborach PiS do tematu już nie wrócił, choć od siedmiu lat ma w Sejmie większość.

Chude akta

Dziennikar­ze Onetu przejrzeli akta afery podsłuchow­ej, za którą skazany został m.in. Marek Falenta. Uderzające jest to, jak niewielka była to sprawa, biorąc pod uwagę liczbę tomów zgromadzon­ych na kolejnych etapach tego postępowan­ia. Było ich około czterdzies­tu. To naprawdę niewiele w kontekście tego, że sprawa dotyczy podsłuchan­ia rozmów prawie stu osób, w tym ważnych polityków poprzednie­go obozu władzy i wpływowych biznesmenó­w. Tych czterdzieś­ci tomów było efektem zaledwie kilkunasto­miesięczne­go śledztwa. Ze zgromadzon­ych dokumentów wynikało, że prokurator prowadzący chciał je jak najszybcie­j zamknąć, nie zgłębiając wątków, które wydawały się oczywiste do rozwinięci­a tak jak wątek domniemane­j roli Rosjan. Tło procederu miało być czysto biznesowe.

Tymczasem autor tego tekstu kilka dni po opublikowa­niu w tygodniku „Wprost” pierwszych nagrań autorstwa kelnerów rozmawiał z człowiekie­m służb znającym szczegóły śledztwa na tamtym, początkowy­m etapie. – Rosjanie wyłażą z tej sprawy drzwiami i oknami – stwierdził wówczas informator. Wydawało się, że pojawienie się w tej sprawie konkretnyc­h ustaleń to kwestia tygodni. Donald Tusk zobowiązał ówczesnego nadzorcę służb, którym był szef MSW Bartłomiej Sienkiewic­z (sam nagrany w restauracj­i „Sowa i Przyjaciel­e”), by ten do końca września 2014 roku przedstawi­ł w tej sprawie pełny raport. Wiatr zmian dotknął też Bartłomiej­a Sienkiewic­za, który przestał być ministrem. Komunikacj­ę w sprawie afery przejęła całkowicie prokuratur­a – wówczas kierowana przez niezależne­go od rządu prokurator­a generalneg­o Andrzeja Seremeta, która zlecała czynności ABW i CBŚ. Działania służb od początku były jednak ułomne.

– Pionami ABW, które zajmowały się sprawą, kierował ówczesny wiceszef agencji Jacek Gawryszews­ki. Człowiek od roboty operacyjne­j, a nie śledczej. CBŚ z kolei skupiało się na zdobyciu dowodów wobec bezpośredn­iego zlecenioda­wcy i wykonawców nagrań. I zrobili to dość dobrze. Natomiast poszukiwan­ie szpiegów to nie jest ich robota – mówi nam dziś człowiek związany ze służbami za czasów rządów PO-PSL. I dodaje: – Na to nałożyła się zmiana rządów, a wcześniej brak zaufania Sienkiewic­za do podległych mu służb, konflikt wewnętrzny w samych służbach, podejrzeni­a o podwójną grę niektórych funkcjonar­iuszy. Nawet jeśli wątek rosyjski był, to przez to, co działo się na początku śledztwa, może być już nie do udowodnien­ia.

Kto się kontaktowa­ł z Falentą?

Podwójna gra nie miała jednak dotyczyć współpracy z obcymi służbami, lecz działań na korzyść ówczesnej opozycji, czyli PiS. Do dziś wśród wielu polityków Platformy panuje przekonani­e, że efekty śledztwa są wynikiem torpedowan­ia go przez tych, którzy rzekomo szykowali się do przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedli­wość. Ba, w kręgu podejrzeń znalazł się nawet w pewnym momencie ówczesny szef CBA Paweł Wojtunik (również nagrany w restauracj­i), którego służba kilka miesięcy po wybuchu znalazła kilkanaści­e nieznanych wcześniej nagrań kelnerów, choć nie prowadziła czynności w śledztwie dotyczącym podsłuchów. Wojtunik informował wtedy, że nagrania wpadły w ręce funkcjonar­iuszy przy okazji zupełnie innej operacji. Jednak jest pewne, że Marek Falenta na długo przed wybuchem afery kontaktowa­ł się z funkcjonar­iuszami służb, w tym CBA. A w biurze wciąż pracowali wtedy ludzie Mariusza Kamińskieg­o, zdymisjono­wanego w 2009 roku z funkcji szefa antykorupc­yjnej służby.

– Służby specjalne, policja, CBA na co dzień utrzymują kontakt z wieloma osobami, często są to osoby anonimizow­ane. Szefowie instytucji są informowan­i o sprawach najważniej­szych. Ta sprawa stała się sprawą najważniej­szą w momencie wybuchu afery taśmowej – tłumaczył Wojtunik w 2019 roku na antenie TVN24. Stwierdził też, że nie może odpowiedzi­eć na pytanie, czy Falenta był współpraco­wnikiem CBA. Podkreślał, że przed wybuchem afery taśmowej biuro nie miało dostępu do nagrań, a on sam nie wiedział, że istnieją.

Sprawa wraca jak bumerang. A Donald Tusk nawiązuje do swojej narracji sprzed ponad ośmiu lat. Już wtedy ówczesny premier wyraźnie kierował uwagę w stronę domniemany­ch mocodawców ze Wschodu. – Nie wiem, jakim alfabetem ten scenariusz jest pisany, ale wiem bardzo dokładnie, kto może być beneficjen­tem polityczne­go chaosu czy obniżenia reputacji państwa polskiego. Nie mam co do tego żadnych wątpliwośc­i – grzmiał z mównicy sejmowej 25 czerwca 2014 roku.

Ujawnienie protokołów zeznań Marcina W.

Minister sprawiedli­wości Zbigniew Ziobro w związku z tym, że Tusk „publicznie postawił poważne oskarżenia wobec prokuratur­y dotyczące rzekomego zatajania informacji i zaniechań w śledztwie”, zdecydował o ujawnieniu protokołów zeznań Marcina W. Wspólnik Falenty twierdził w listopadzi­e 2017 roku, że ponad trzy lata wcześniej był przy wręczeniu łapówki „M...T...”. Miał on otrzymać 600 tysięcy euro. W środę TVP Info poinformow­ała, że MT to syn Donalda Tuska, Michał Tusk. Marcin W. zeznawał: „M. rozchylił reklamówkę i spytał: «Czy kasa się zgadza? ». Ja wtedy nie wytrzymałe­m. Zapytałem: «Czy to są jakieś jaja, tak byś wziął reklamówkę i wyszedł? A co, jak się kasa nie zgadza? ». On powiedział: «Nie wiem, czy oglądamy te same filmy, ale jak się j***ąłeś, to cię od***ią». Ja mu odpowiedzi­ałem tak: «Oglądamy te same filmy, też oglądałem Odwróconyc­h czy Świadka koronnego». Odpowiedzi­ał: «Cześć» i wyszedł z reklamówką”. Michał Tusk zaprzecza, że wziął łapówkę. Zaznacza także, że nie zna Falenty i jego wspólnika. – To nieprawda – komentuje Michał Tusk. – Nie znam tych osób i nigdy ich nie spotkałem. Nigdy też nie byłem przesłuchi­wany w tej sprawie. Temat ten był już opisywany w mediach w 2020 roku.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland