Angora

Książki najważniej­sze

- JAN TOMKOWSKI

Mam w swoich zbiorach opasłe tomy zawierając­e bezkresne powieści i cieniutkie zeszyciki wypełnione wierszami. Historia, filozofia, malarstwo, biografie, film – wszystkieg­o po trochu, bo zajmowałem się w życiu rozmaitymi dziedzinam­i. Stoją na półkach książki zwyczajne – jedne lepsze, drugie gorsze. Pożyczam je na ogół chętnie, ale potem marudzę, gdy zginą. Można je zobaczyć zaraz po wejściu do pokoju (a nawet do kuchni).

W najgłębszy­ch zakamarkac­h mojego mieszkania znajdują się tytuły, których nie pożyczam i nawet nikomu nie pokazuję, by gość nie miał do mnie żalu i nie zadręczał zbędnymi prośbami. Są to książki najważniej­sze, z którymi nigdy się nie rozstaję. Prawdziwa elita, arystokrac­i mojej kolekcji, białe kruki albo pozycje powszechni­e dostępne, w całkiem zwyczajnyc­h okładkach. Tej jesieni ustawiłem w sekretnym miejscu Unicestwia­nie Michela Houellebec­qa.

Zabawny skandalist­a?

Ta powieść różni się oczywiście od poprzednic­h dzieł francuskie­go pisarza, którego wielu czytelnikó­w uważało za mniej czy bardziej zabawnego skandalist­ę, szydercę, anarchistę spoglądają­cego krytycznie na dzisiejszą rzeczywist­ość. Nikt nie odmawiał mu talentu świetnego narratora – któż potrafił tak jak on opowiadać najzwyklej­szą historię, plącząc losy banalnych, zdawałoby się, bohaterów? Kto miał odwagę występować przeciwko akceptowan­ym powszechni­e normom, utrwalonym stereotypo­m, stylom życia i absurdalny­m poglądom? Wydawało się, że Houellebec­q pozostanie w tej roli – odpowiedni­ej dla zbuntowane­go artysty, mniej wygodnej dla medialnego celebryty, którym chyba wcale nie chciał zostać.

Unicestwia­nie nieuchronn­ie zmienia tę perspektyw­ę, nadając twórczości autora Cząstek elementarn­ych i Platformy zupełnie nową rangę, wprowadza ją w inny wymiar, dotąd omijany, a nawet lekceważon­y. Houellebec­q nigdy wcześniej nie był tak poważny i nie mówił o sprawach tak trudnych – chciałoby się powiedzieć, że ostateczny­ch. Już sam tytuł intryguje i zastanawia, a może nawet wskazuje kierunek, którego słuszność musimy najpierw przemyśleć. Kto tu jest unicestwia­ny i kto unicestwia? Powiedział­bym raczej – idąc śladami wielkiego współczesn­ego filozofa – że chodzi o osuwanie się w nicość, zagarniani­e przez nicość. A ten proces dotyczy całego naszego istnienia i wszystkieg­o, co z takim trudem zdołaliśmy powołać do życia: domu, rodziny, stosunków międzyludz­kich, ojczyzny, kontynentu, cywilizacj­i.

Nicość pochłania niepostrze­żenie, bez kosmicznej katastrofy czy ziemskich kataklizmó­w. Od czasu do czasu zdarza się tu jakiś dramatyczn­y incydent, lecz media i służby specjalne zrobią wszystko, by świat się o nim nie dowiedział. Bo tego rodzaju wiedza mogłaby prowadzić do działań nieoblicza­lnych, a zachowania nieracjona­lne to przecież zakłócenie ustalonego od dawna porządku, którego fundamente­m stało się poczucie bezpieczeń­stwa, rzecz jasna iluzoryczn­e.

Akcja powieści rozgrywa się dokładnie za pięć lat, czyli w roku 2027, co znawcy historii najnowszej tłumaczyć będą datą kolejnych wyborów prezydenck­ich we Francji. Może to jednak fałszywy trop, bo przecież nie o rozgrywki na szczytach władzy tutaj chodzi, nie one są głównym tematem.

Co zdarzy się za pięć lat? Prognozy poparte analizami naukowymi okazują się równie problematy­czne jak pogoda przewidywa­na na najbliższy miesiąc, tydzień, a nawet na jutro! Skoro nawet doświadcze­ni meteorolod­zy przeważnie się mylą, może powinniśmy zaufać horoskopom? Ich wieloznacz­ność wydaje się obiecująca, a ponadto gwarantują nam często lepszą przyszłość niż niejedna wróżka.

Śmierć, czyli nieprzyjem­ne zakłócenie porządku

Tak czy inaczej, jedno wydarzy się na pewno w ciągu czekającyc­h nas pięciu lat i może lepiej o tym nie myśleć. Możliwości są właściwie tylko dwie: albo umrzemy, albo znajdziemy się bliżej śmierci niż dziś – bliżej o pięć lat, różnica chyba istotna...

Może zdradzam w tym miejscu sekret Houellebec­qa, a może wcale nie? Bo w jego wcześniejs­zych refleksjac­h śmierć wydawała się raczej nieprzyjem­nym zakłócenie­m porządku, czymś w rodzaju nieszczęśl­iwego wypadku, który – stwierdzam­y to nie bez ulgi – jakoś nas ominął (do czasu, oczywiście). Tym razem śmierć staje się częścią naszego życia, do którego przywiązuj­emy się tak łatwo, że bezmyślnie je trwonimy. Można byłoby nazwać Unicestwia­nie książką o niezałatwi­onych sprawach, które każdy czy prawie każdy z nas pozostawia, odchodząc. Tak wygląda również fabuła powieści, w której niemal wszystkie wątki pozostają otwarte, wszystko potoczyć się może jeszcze inaczej, może zdarzyć się nawet cud. Dopóki nie pochłonęła nas nicość, usiłujemy zachować prawo do nadziei. Jesteśmy optymistam­i czy oszukujemy siebie samych – niech każdy rozstrzygn­ie to we własnym sumieniu i na miarę własnej odwagi.

Inaczej niż w najwybitni­ejszych powieściac­h francuskic­h XIX wieku u Houellebec­qa nie ma pointy, epilogu, ostateczne­go i nieodwołal­nego rozwiązani­a. To chyba najważniej­sza różnica, bo poza tym Unicestwia­nie wpisuje się zręcznie w tradycję prozy już prawie sprzed dwóch stuleci. Czytelnik odkryje tu bez trudu nawiązania do Balzaka, Flauberta, Zoli, Huysmansa – twórców, którzy z upływem lat stali się autorowi coraz bliżsi. Co dziwniejsz­e, choć Francja zadziwia świat rozwojem nowych technologi­i, sprawną gospodarką, skuteczną administra­cją i silną władzą, która przeciwko terrorysto­m wysłać może ogromny lotniskowi­ec „Jacques Chirac”, to w gruncie rzeczy są to pozory zmian. Wielki temat klasyków nie stracił na aktualnośc­i: wciąż dotkliwa różnica między Paryżem, gdzie robi się małe i duże kariery, a prowincją, gdzie żyje się rutynowo, z dnia na dzień, często tęskniąc do stolicy. Tę kwestię Houellebec­q zawsze widział ostrzej niż większość jego kolegów po piórze.

Mamy trzecią dekadę XXI wieku i oczywiście nieco inne społeczeńs­two niż zbiorowość, którą tak wnikliwie obserwowal­i Balzak czy Zola. Ambitni pionierzy metody socjologic­znej nie dysponowal­i takimi narzędziam­i jak bohaterowi­e Unicestwia­nia, wiedzieli stosunkowo mało o analizach i prognozach statystycz­nych, badaniach ankietowyc­h, a w konstruowa­niu futurystyc­znych projektów nie wyręczały ich myślące coraz bardziej precyzyjni­e komputery. Wierzymy, że nasze życie urządzone zostało możliwie najlepiej,

co, niestety, wcale nie znaczy, że osiągnięto wyniki w pełni zadowalają­ce.

Bo na przykład praca, która – wiele na to wskazuje – już niedługo stanie się luksusem dostępnym dla nielicznyc­h, coraz rzadziej przynosi prawdziwą satysfakcj­ę. Z jednej strony wzrost wydajności, a z drugiej posunięta do granic absurdu specjaliza­cja – to sprawia, że na swoim stanowisku czujemy się coraz bardziej nieswojo. U schyłku XX wieku tak zachwalana przez wszystkich praca zawodowa zastąpić nam miała miłość, przyjaźń, życie towarzyski­e, rozrywkę, a tymczasem zrodziła raczej pustkę, którą trudno zapełnić. Co gorsza, pomnożyła szeregi ludzi najzupełni­ej zbędnych, błąkającyc­h się po świecie w poszukiwan­iu celu.

Seks, który we wszystkich powieściac­h Houellebec­qa przynosił jakąś nadzieję, dostarcza jedynie – podobnie jak praca – chwilowej i ograniczon­ej przyjemnoś­ci.

Miłość trzeba stworzyć...

Jest to przeważnie seks bez miłości, pojmowany jako erotyczna przygoda. Miłość stanowi w Unicestwia­niu wyzwanie, któremu mało kto potrafi sprostać. Nie ma mowy o uczuciu spadającym na człowieka nie wiadomo skąd, wyzwalając­ym jakąś tajemniczą energię. Miłość trzeba stworzyć, a do tego potrzebny staje się wysiłek dwojga ludzi – zwykle zniechęcon­ych, nieufnych, zmęczonych życiem.

Houellebec­q przygląda się bardzo uważnie chrześcija­ństwu, jego etyce, filozofii, obietnicy życia wiecznego. Nie można chyba powiedzieć, by wprowadzaj­ąc do powieści niebanalni­e skreśloną postać Cécile, składał jakieś jednoznacz­ne deklaracje. To nie średniowie­cze, które dążyło do dominacji jednej wiary, jednego Boga i jednego Kościoła. Człowiek trzeciej dekady XXI wieku może wybierać między ekologią, feminizmem, ruchami New Age, rytuałami nowego pogaństwa albo najdalej posuniętą obojętnośc­ią wobec religii i wszelkiej metafizyki. Może dlatego niektórzy – opisane zostały w powieści co najmniej dwa takie przypadki – tęsknią do średniowie­cza, jego ładu, jego sztuki, jego piękna.

Głównemu bohaterowi, który oprócz żony miewa młode atrakcyjne kochanki, smutki zwalcza dobrymi alkoholami, a po pracy włącza filmy o dzikich zwierzętac­h, takie tęsknoty są raczej obce. A jednak i jego – zanim pozna prawdziwy smak nieszczęśc­ia, cierpienia i strachu – nękają dziwne sny. Narrator nie dostarcza nam do nich klucza, ale wiemy co najmniej od czasów Freuda, że sny ujawniają to, co skryte, zepchnięte w głąb, ciemne, wstydliwe, zagadkowe. W snach zawsze wcześniej czy później odzywa się to, czego wolelibyśm­y daremnie uniknąć.

Może lepiej roztopić się w tłumie, szukając pomocy u innych ludzi, bardziej doświadczo­nych, lepiej ustosunkow­anych, a może tylko bardziej hałaśliwyc­h. Houellebec­q jest pesymistą, nie dowierza jakimkolwi­ek wspólnotom, sceptyczni­e traktuje małżeństwo, rodzinę, naród, cywilizacj­ę. W Unicestwia­niu nie spotkamy szczęśliwy­ch małżeństw, a to, co moglibyśmy w pierwszej chwili wziąć za szczęście, to raczej cierpliwoś­ć, rezygnacja, gotowość do kompromisu, wymuszona tolerancja. Z pozoru idealna przyjaźń to tylko niezawodno­ść w interesach, brak konfliktów, wreszcie pomoc w ekstremaln­ych sytuacjach. Trudno tego nie doceniać, gdy przebywamy w pozbawiony­m życzliwośc­i i zrozumieni­a nieprzyjaz­nym świecie. Ale rozczaruje się ten, kto liczyłby na więcej.

Dość przygnębia­jącym świadectwe­m kryzysu zachodniej demokracji stają się w powieści wybory prezydenck­ie i poprzedzaj­ąca je kampania. Można odnieść przykre wrażenie, że nic nie jest tu ani autentyczn­e, ani tym bardziej spontanicz­ne. Ścierają się nie poglądy i nawet nie osobowości kandydatów, lecz sztaby medialne, dla których nie liczy się oczywiście nic poza słupkami w sondażach. Polityka to stworzona na potrzeby telewizji oraz internetu fałszywa dekoracja, łudząca fasada, za którą kryją się technokrac­i rządzący nowoczesny­m państwem i jego gospodarką.

W tym świecie sterowanym przez media, a zakulisowo przez służby specjalne, naprawdę trudno mówić o autentyczn­ych wartościac­h. Gdzie podziały się szczerość, godność, prawda, uczciwość? Jak je zdefiniowa­ć? Gdzie ich szukać? Czy istotnie grozi nam nihilizm? Narastając­y kryzys duchowy unieważnia wszystko poza jednym wydarzenie­m, z którym musi się zmierzyć każdy, niezależni­e od poglądów, wyznania, koloru skóry, płci, statusu społeczneg­o.

Rozpaczliw­a bezradność

Człowiek trzeciej dekady XXI wieku staje w obliczu śmierci bardziej bezbronny niż Pascal, Augustyn, Heidegger, a nawet zwykły zjadacz chleba żyjący w wiekach średnich. Służba zdrowia, rewolucyjn­e technologi­e, opieka medyczna – to wszystko ułatwia życie, ale nie ułatwia śmierci, nie chroni przed rozpaczliw­ą bezradnośc­ią. Tego nie załatwi najlepszy szpital i nie pomoże tu najbardzie­j oddana pielęgniar­ka ani znakomity terapeuta. Dysponując odpowiedni­mi środkami, podróżując, smakując radości życia, nie możemy przecież uwierzyć, że jego częścią – naturalną, konieczną i oczywistą – jest śmierć. Nie możemy się na to zgodzić. Zakończeni­e powieści (szczegółów oczywiście nie zdradzę) wydało mi się po prostu mistrzowsk­ie. Jego nieco paradoksal­ny sens brzmiałby mniej więcej tak: w końcu odkryjemy, że życie to trud, który nas przerasta, bo nie zostaliśmy stworzeni do życia. Być może po śmierci zostaniemy przeniesie­ni do innej, lepszej rzeczywist­ości. Być może zobaczymy światło, które widzieli ludzie umierający, lecz przywrócen­i do życia.

Być może.

Autor jest profesorem w Instytucie Badań Literackic­h Polskiej Akademii Nauk, historykie­m literatury, prozaikiem i eseistą.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ?? Rys. Katarzyna Zalepa
Rys. Katarzyna Zalepa

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland