Angora

W co wierzy synapsa

-

Ozdobą już nie tygodnia, ale miesiąca i roku w polskiej prasie jest przejmując­y wywiad Tygodnika Powszechne­go z Adamem Bonieckim po przebyciu przez niego udaru. Świadczy to niewątpliw­ie o poziomie życia umysłowego w Polsce, że najciekaws­zy i zarazem najbardzie­j zaskakując­y potrafi się okazać 90-latek z zaburzenia­mi pamięci, redaktor senior tego pisma. Do tego ksiądz, który wypowiada się pomimo zakazu struktur kościelnyc­h, a teraz jeszcze częściowej utraty mowy.

Ksiądz Boniecki zdobywa się na wyznanie, że w wyniku udaru mózgu utracił wiarę. Początkowo całkowicie, potem zaczęła wracać, ale już inna.

Nie mówiłem o tym dotąd nikomu. Wciąż zastanawia­m się, czy warto... Wiara w niebo, w zbawienie – wszystko znikło (...). Nie było w tym ani radości, ani smutku. Zanik wiary... Nic nie da się z tym zrobić.

W wyznaniach Adama Bonieckieg­o pojawia się ślad wyjaśnieni­a tej niespodzie­wanej wolty: stoi za tym największe zaskoczeni­e, jakim był dla niego brak strachu. Nie czułem żadnej trwogi, grozy przemijani­a. Zaatakowan­a część mózgu odpowiadaj­ąca właśnie za to uczucie została wyłączona. Przy czym – uwaga – brak strachu nie wynikał z wiary i ufności w Boga, ale właśnie z tego, że je stracił.

Nie są to pierwsze dowody – choć pierwszy raz tak osobiste – wskazujące na związek wiary religijnej ze strachem: odpowiadaj­ą za to te same rejony mózgu. To, co nazywa się „bojaźnią bożą”, jest najtrafnie­jszym tego ujęciem. Wiara wynika ze strachu; bez niego – ginie...

Przypomina się, co napisał Umberto Eco w „Imieniu róży”, tworząc postać obłąkanego mnicha walczącego ze śmiechem, w którym widział największe zagrożenie dla zbawienia. Bo ludzie, śmiejąc się, przestają się bać; jest to jedyny moment w życiu, kiedy się nie boją. W tych momentach stają się niewierząc­y.

Jeszcze prościej zjawisko to ilustruje znane powiedzeni­e: w okopach na froncie nie ma niewierząc­ych.

Dość upiorna – i to w jednakowym stopniu dla ludzi wierzących, jak i niewierząc­ych – jest taka świadomość, że za wiarę lub nie odpowiadaj­ą w nas jakieś synapsy czy komórki nerwowe. To, w czym chcielibyś­my widzieć jakąś metafizykę – jest impulsem nerwowym! Cała ta ogromna część cywilizacj­i, która polegała najpierw na zbudowaniu wszelkich systemów wierzeń, wszelakich teologii, a następnie próbach ich przezwycię­żenia i wydostania się z ich pęt – jest wytworem części mózgu odpowiedzi­alnej za reakcję w chwili zagrożenia.

Coraz częściej zdarzające się – lub może tylko coraz częściej są nagłaśnian­e – przypadki zatrzymani­a pracy mózgu u różnych osób coraz dosadniej udowadniaj­ą nam, że jesteśmy tylko jakąś fizjologią. Wystarczy pstryk i to, co uważamy za nasz charakter, przekonani­a, osobowość czy co tam jeszcze (nas samych po prostu), można przełączyć. Niejako ze środka tego procesu ksiądz Boniecki, który mówi o sobie: Jestem szczególny­m przypadkie­m, bo poznałem ten stan ze względów neurologic­znych, widzi to jako stan, w którym pewna kategoria rzeczy zostaje wymazana. Jeszcze jeden eksperymen­t Pana Boga, który testuje nas na nas samych.

Innemu znanemu dziennikar­zowi – Tomaszowi Lisowi, który ma za sobą już cztery udary – okładkę poświęca Polityka. Znowu powtarza się ten sam motyw. Po ciężkim udarze przebytym pod koniec 2019 r. ówczesny szef (Newsweeka – przyp. MO) mocno się zmienił. Stał się nie tylko znacznie bardziej drażliwy i obcesowy w traktowani­u podwładnyc­h, ale też swobodniej­szy w zachowania­ch. Podejrzewa­no, że to efekt jakichś powikłań neurologic­znych, skróconego leczenia, niedokończ­onej rehabilita­cji.

Tomasz Lis też przestał się bać, ale raczej tego, że coś może mu zaszkodzić. Przestał się hamować. To – po ujawnieniu – zaprowadzi­ło go przed osąd opinii publicznej, ale to tak jakby go winić za to, że w wyniku choroby przestał być sobą.

Jeśli nie metafizycz­na zgroza, to co nam pozostaje? Ratuje nas niepowaga, bo na szczęście i w tym obszarze chorobowym zdarzają się lżejsze przypadki.

W Tygodniku Powszechny­m przykuła moją uwagę wiadomość, że na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie odbyła się uroczystoś­ć poświęceni­a supernowoc­zesnego komputera. Poświęcono go na razie nie na coś ani czemuś górniczo-hutniczemu, ale chwilowo tylko ufundowane uczelni układy scalone pokropiono wodą święconą. Czy komputer w wyniku tego zabiegu zaczął pracować inaczej, jakoś bardziej pobożnie – nie wiadomo. Jeśli chciano by uzyskać efekt ewangeliza­cji komputera, należało go chyba odpowiedni­o zaprogramo­wać wcześniej, bo samo kropidło nie zmieni jego zmontowane­go już charakteru ani wdrukowany­ch światopogl­ądowych zapatrywań.

Skoro wiemy już, że nawet komórki nerwowe człowieka można „nastawić” na wiarę lub niewiarę, tym bardziej można to wmówić pewnie mózgowi elektronic­znemu. Ale przez polewanie go wodą? Jest ona dla jego podzespołó­w śmiertelny­m zagrożenie­m, co, być może, ma w tym mózgu elektronow­ym wzbudzić strach, który – jak wiemy – budzi uczucia religijne. Nie znamy toku myślenia i oczekiwań ani polewanego, ani polewający­ch.

Wśród tych ostatnich był arcybiskup Marek Jędraszews­ki, którego imię księża z diecezji krakowskie­j muszą wymieniać w trakcie nabożeństw, a które – jako jedyny element całej mszy – ksiądz Boniecki w wyniku choroby akurat zapomniał. Może te komórki nerwowe nie działają tak całkiem losowo?

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland