Szkoła wolna do bólu
Lex Czarnek do kosza – skandowało przed Sejmem dwa tysiące Polaków oburzonych drugą już próbą wzięcia pod but placówek oświatowych. Minister edukacji Przemysław Czarnek też był oburzony i wyraził sprzeciw wobec twierdzeń o masowości protestu. – Protestuje jakaś garstka rozhisteryzowanych rewolucjonistów, którzy na potrzeby ideologii neomarksistowskiej i genderowskiej chcą ukryć przed rodzicami treści przekazywane w wielkich miastach polskim dzieciom. I z tym absolutnie kończymy – oznajmił w wywiadzie dla prorządowego portalu wPolityce.pl.
Historia się powtarza
Manifestacja dyrektorów szkół, nauczycieli, uczniów, rodziców, członków organizacji pozarządowych, polityków i przedstawicieli samorządów odbyła się 25 października, w czasie gdy w Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży toczył się spektakl będący „powtórką z rozrywki”. Choć o rozrywce trudno mówić, gdy chodzi o los kilkudziesięciu tysięcy szkół i przedszkoli, który ma przypieczętować nowelizacja ustawy o prawie oświatowym. Ale to już było! – chciałoby się zakrzyknąć. – I mieliśmy nadzieję, że nie wróci więcej. Niestety, wróciło. W lekko zmienionej, ale nawet groźniejszej odsłonie. Tym razem procedowano dwa projekty. Pierwszy, złożony w 2020 roku przez prezydenta Andrzeja Dudę, był elementem jego ostatniej kampanii wyborczej. Jak większość koncepcji opracowywanych na potrzeby zjednania elektoratu, nie zawierał niczego oryginalnego czy doniosłego. Decyzje o działalności stowarzyszeń i fundacji w placówkach oświatowo-wychowawczych oddawał w ręce dyrektorów oraz rodziców. Żadna rewelacja, ponieważ obecne prawo właśnie to gwarantuje. Prowadzenie przez organizacje pozarządowe zajęć w szkołach, przedszkolach czy internatach wymaga uzyskania zgody dyrektora (...), wyrażonej po uprzednim uzgodnieniu warunków tej działalności oraz po uzyskaniu pozytywnej opinii rady szkoły lub placówki i rady rodziców. Andrzej Duda poszedł krok dalej, proponując, by decydowały nie rady, lecz wszyscy rodzice w czymś w rodzaju referendum. Dwa lata temu projekt prezydencki mógł być postrzegany przychylnie jako alternatywa dla pomysłu Ministerstwa Edukacji blokującego organizacjom dostęp do szkół, trafił jednak do zamrażarki. Teraz został z niej wyciągnięty. Dlaczego? Historia się powtarza – Przemysław Czarnek znów podejmuje walkę z „demoralizacją dzieci”. O, przepraszam, tym razem nie minister toczy bój, lecz posłowie PiS, bo to oni podpisali się pod kolejną propozycją przepisów, jakimś cudem bliźniaczo podobną do poprzedniej wersji lex Czarnek, zawetowanej przez prezydenta. Szefowi resortu edukacji nie udało się wejść drzwiami, próbuje przez komin. W brzydkim stylu. – Zupełnie nie w porządku jest zajmowanie się czymś, co obywatele tak powszechnie oprotestowali i co już odrzucono pierwszy raz. Taki odwrót jest pokazaniem gestu Kozakiewicza wszystkim – rodzicom, nauczycielom i uczniom – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia
Kadry Kierowniczej Oświaty. Projekt poselski to zagranie poniżej pasa, ponieważ w przeciwieństwie do ministerialnego nie wymaga konsultacji społecznych. Nie ma zatem dialogu między przedstawicielami władz a obywatelami, ludzie i instytucje, których prawo dotyczy, nie mogą przedstawić swojego stanowiska ani wysunąć własnych propozycji. Oczywiście na posiedzeniu komisji obywatele się pojawili, zabierali głos: stowarzyszenia, samorządowcy, rodzice, lecz ich opinie nie były w żaden sposób wiążące dla prawodawców.
Władza absolutna
Najgorętszym punktem sporu jest rozszerzenie uprawnień kuratorów. Dostaliby oni władzę absolutną w decydowaniu, jaka organizacja pozarządowa przeprowadzi z dziećmi zajęcia pozalekcyjne. Nawet jeśli dyrekcja i rodzice wyrażą na nie zgodę, kurator stawia weto i po sprawie. A według „Gazety Wyborczej” to jeszcze nie wszystko. Dyrektor będzie mógł zostać zawieszony przez kuratora z dnia na dzień, jeszcze przed złożeniem wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Powierzenie stanowiska dyrektora osobie niebędącej nauczycielem będzie wymagać pozytywnej opinii kuratora. To samo, gdy konkurs na dyrektora skończy się remisem albo gdy nikt się do niego nie stawi (...). Również szkoły niepubliczne nie będą miały spokoju. Jeśli kurator uzna, że dyrektor takiej placówki nie stosuje jego poleceń, będzie mogła zostać wykreślona z rejestru. Czyli zlikwidowana. Pachnie autarkią? – Skądże! – Polska to wolny, demokratyczny i praworządny kraj (...). Polska szkoła jest wolna i ma być wolna do bólu – mówi Przemysław Czarnek. Kłody rzucane pod nogi ludziom szerzącym w szkołach wiedzę pozaprogramową minister nazywa ochroną umysłów trutych zewsząd tzw. ideologiami. Oficjalna narracja brzmi, że trzeba bronić dzieci przed propagandą LGBT, przedwczesną seksualizacją oraz innym plugastwem. W rzeczywistości zaś lex Czarnek, raczej świadomie niż nieświadomie, utrudnia dostęp do szkół absolutnie wszystkim stowarzyszeniom niezależnym od władzy. – Nie mamy w szkołach specjalistów od kryzysów psychicznych, od samobójstw, od edukacji ukraińskich dzieci. Tylko organizacje pozarządowe sobie radzą w tych tematach, są w nich wyspecjalizowane – tłumaczy Marek Pleśniar w rozmowie z „Wyborczą”. – Ale ten projekt odbiera dyrektorowi możliwość zadzwonienia do ekspertów, by udzielić dzieciom natychmiastowej pomocy. Jeśli wejdzie w życie, będziemy musieli czekać nawet trzy miesiące na zgodę kuratora. W tym czasie młodzi Werterowie zdążą podjąć próby samobójcze po kilkakroć. Dyrektorzy albo będą pomagali im poza prawem, albo będą karani, bo wylecieć ze stanowiska będą mogli błyskawicznie. To sytuacja stawiania szkoły pod ścianą. I to razem z jej uczniami. Pod dyktatem ustawy w szkole nie będą mieli głosu uczniowie, rodzice, nauczyciele ani lokalne samorządy, tylko kuratorzy.
Na przykład sławna Barbara Nowak, która Uniwersytet Jagielloński nazywa „agencją towarzyską”, kartę praw LGBT – „propagowaniem pedofilii”, szczepienia przeciw COVID-19 – „eksperymentem”, kibicom Legii chce dać medal Komisji Edukacji Narodowej za „kultywowanie tradycji patriotycznych”, a pierwszoklasistom radzi brać przykład z Jana III Sobieskiego, bo „potrafił obronić całą Europę przed islamem”. – Już dziś kurator Nowak, nie mając uprawnień, nakazuje, by zajęcia z religii były w środku lekcji, ale nie przejmuje się tym, że w szkole nie ma nauczyciela fizyki. Centralizacja ma twarz Barbary Nowak – zepsutej i zdewociałej – mówi Kinga Gajewska z KO. Pani Nowak to oczywiście przykład skrajny, lecz który kurator powołany przez ministra PiS będzie śmiał zapewnić szkole wolność od rządowej indoktrynacji, nie zważając, że łamie prawo? – To powrót do lat 50. PRL-u – twierdzi w wywiadzie dla portalu Wrocław.pl wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Ewa Wolak. – My nie chcemy takiej szkoły, którą zarządza z centrali minister lub kurator oświaty. Wiceszef resortu Dariusz Piontkowski uspokaja, że ustawa zagraża tylko nielicznym. – Nowelizacja ma usprawnić nadzór pedagogiczny nad szkołami i pozwolić kuratorium na eliminację sytuacji patologicznych, niezgodnych z prawem działań dyrektorów szkół. Takie sytuacje – na szczęście – zdarzają się bardzo rzadko, ale wówczas kurator pozostaje bezradny. Osobliwe to prawo, jeśli tworzy się je wyłącznie z myślą o przypadkach wyjątkowych.
W trybie pilnym
Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży miała debatować nad obydwoma projektami, ale prezydencki jakoś szybko pominięto. Na stole pozostał quasi-poselski. Wnioski Koalicji Obywatelskiej, Lewicy i Konfederacji o odrzucenie go nie przeszły. Poprawek nie przyjęto, krytycznych opinii wygłoszonych podczas debaty nie uwzględniono, wniosek o wysłuchanie publiczne oddalono. Pomysł, by powołać specjalną podkomisję do dalszych prac nad projektem, nie znalazł uznania. Obrady były jedną wielką szopką. Napisane na kolanie poprawki do projektu lex Czarnek 2.0 dotyczące edukacji domowej poseł sprawozdawca z PiS Tomasz Zieliński odczytywał z trudem, sam nie wiedząc, czego w zasadzie dotyczą – opowiada OKO.press. – Posłowie opozycji pokazywali, że na drukach, które mają zawierać poselski projekt zmian (...), widnieje metryka: „Stworzone w Ministerstwie Edukacji i Nauki” (...). Posłanka PiS Maria Kurowska w ferworze debaty sama zgubiła się w tym, kto w zasadzie zgłosił nowy projekt. „Minister Czarnek robi to wszystko z troską o uczniów” – mówiła (...). Przewodnicząca komisji Mirosława Stachowiak-Różycka (PiS) bezwzględnie przerywała wypowiedzi tłumnie zgromadzonym na sali przedstawicielom strony społecznej (...). Nie działała transmisja, przydzielona sala była za mała dla gości
ze strony społecznej, ludzie się w niej nie mieścili. Kiedy jedna z posłanek PO chciała przełożyć posiedzenie, wszyscy usłyszeli głos jakiegoś posła dobiegający z połączenia zdalnego: – O! A my jesteśmy tu na sali. K...wa. Posiedzenie było przewidziane. Co za k...wa chu...nia jeb... na. Nic to, komisja obradowała dalej.
Nowelizacja zgłoszona przez przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości zyskała 18 zwolenników i 16 przeciwników. W siódmej godzinie obrad Komisji Edukacji posłowie PiS wypięli się na prezydenta Andrzeja Dudę, opozycję, samorządowców, środowiska edukacyjne, rodziców i nauczycieli – zaćwierkał na Twitterze Piotr Borys (PO). O przewadze obozu władzy zdecydowała absencja w szeregach partii opozycyjnych. Zabrakło czterech posłów – Joanny Fabisiak i Macieja Laska z KO oraz Marcina Kulaska
Bogusława Wontora z Lewicy. Szymon Hołownia natychmiast dał upust emocjom na Twitterze: Lex Czarnek można było dzisiaj zablokować. Wystarczyło przyjść do pracy (...). I to dokładnie w czasie, w którym zdesperowani, wkurzeni i przerażeni ludzie przyszli pod Sejm protestować przeciwko tym barbarzyńskim idiotyzmom. Co im teraz powiecie? Problem nieobecności okazał się jednak nieco bardziej złożony. – To wina złej organizacji pracy Sejmu – wyjaśniał Maciej Lasek w mediach społecznościowych. – W tym samym czasie miałem zwołaną wcześniej Komisję Obrony Narodowej, podczas której byłem posłem wnioskodawcą. Niezwłocznie po zakończeniu Komisji Obrony zjawiłem się na Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży. Marcin Kulasek negocjował w Brukseli pieniądze z KPO. – Posiedzenie komisji rozpoczęło się o godz. 18, byłem już wtedy w samolocie. Po wylądowaniu przed godz. 23 byłem już w Sejmie, głosowałem nad poprawkami do godz. 1.20. To wrzutka PiS-owska; dopiero od kilku dni było wiadomo, że komisja we wtorek będzie zajmowała się tym projektem – tłumaczył „Gazecie Wyborczej”. Bogusława Wontora usprawiedliwia zwolnienie lekarskie, Joanna Fabisiak miała wcześniej zaplanowany wyjazd służbowy. Niespełna pięć dni dostali posłowie na zapoznanie się z projektem i rezygnację z wcześniejszych zobowiązań, by stawić się na debacie, którą zwołano w trybie pilnym. – Chcą przepchnąć lex Czarnek kolanem, błyskawicznie, żeby uciąć dyskusję i nie dać ludziom czasu na wyrażenie niezadowolenia – komentowała Krystyna Szumilas, szefowa resortu edukacji za rządów Platformy Obywatelskiej. Był pośpiech i nagle wszystko umilkło. Następne czytanie się nie odbyło. Projekt nie trafił także do porządku obrad posiedzenia Sejmu planowanego na 3 i 4 listopada. Politycy PiS nieoficjalnie mówią, że muszą się jeszcze dogadać, co z tym zrobić dalej – pisze „Newsweek”. – Najwyraźniej uznali, że aby prezydent drugi raz nie zawetował prawa oświatowego, musi coś dostać.