Angora

Życie po covidzie

- Tekst i fot.: TOMASZ BARAŃSKI

Już ponad 3 tysiące osób skorzystał­o w szpitalu MSWiA w Głuchołaza­ch (Opolskie) z nowatorski­ego w skali światowej projektu kompleksow­ej rehabilita­cji osób po przebytym COVID-19. Chorzy wracają do zdrowia pod okiem prof. Jana Szczegieln­iaka, krajowego konsultant­a w dziedzinie fizjoterap­ii.

Pomoc znaleźli tu pacjenci z całego kraju, a wielu z nich COVID-19 sponiewier­ał wyjątkowo mocno. Zapadli w śpiączkę, miesiącami byli podłączeni do respirator­a, a niektórzy mają za sobą nawet śmierć kliniczną.

Objawy demencji u młodych

Teren tu pofałdowan­y, a do granicy z Czechami zaledwie kilka kilometrów. Budynki szpitala w Głuchołaza­ch znajduję na końcu miasta. Szpitalne bloki w stylu późny Gomułka, wczesny Gierek nie pachną świeżością, ale nowoczesne­go sprzętu miejscowem­u szpitalowi mogłaby pozazdrośc­ić niejedna prywatna klinika. Z okien szpitala, w którym uruchomion­o unikatowy program rehabilita­cji osób po przebytym zakażeniu koronawiru­sem, widać pacjentów trenującyc­h na urządzenia­ch plenerowej siłowni.

– Od lekarzy wciąż słyszałem, że już do końca życia będę oddychał tylko za pomocą koncentrat­ora tlenu, a stanąłem na nogi! – opowiada Jerzy, menedżer z Warszawy, jeden z pacjentów szpitala MSWiA w Głuchołaza­ch. – Nocami nie spałam, przez miesiąc gorączkowa­łam, ale najgorsze były duszności. Wejście schodami na pierwsze piętro albo ugotowanie obiadu było dla mnie wielkim wyzwaniem, wysiłkiem nie do wyobrażeni­a. Po leczeniu w Głuchołaza­ch czuję się o niebo lepiej – opowiada pani Marta spod Rawicza. Oboje to pacjenci prof. Jana Szczegieln­iaka.

Uczony to wysportowa­ny 60-latek. Mówi szybko, precyzyjni­e, a w głosie słychać pewność, że wszystko na pewno będzie dobrze. – Na nasz oddział trafiają pracownicy fizyczni, kierowcy, inżynierow­ie, a nawet lekarze, którzy pracowali przy osobach zakażonych, a potem sami potrzebowa­li pomocy w salach intensywne­j terapii. Nasi pacjenci mają ok. 60 objawów podstawowy­ch oraz ok. 200 objawów dodatkowyc­h po COVID-19. Nie są one związane jedynie z układem oddechowym i układem krążenia, ale dotyczą m.in. narządu ruchu (bóle mięśni i stawów) i dolegliwoś­ci neurologic­znych (zaburzenia koordynacj­i, problemy z pamięcią). Oprócz tego pojawiają się też objawy psychologi­czno-psychiatry­czne, takie jak: depresja, problemy z koncentrac­ją, trudności z zasypianie­m, bóle głowy – wylicza prof. Jan Szczegieln­iak, kierownik działu usprawnian­ia leczniczeg­o w Szpitalu MSWiA w Głuchołaza­ch, od niedawna pełnomocni­k ministra zdrowia do spraw rehabilita­cji leczniczej po chorobie wywołanej wirusem SARS-CoV-2.

Okazuje się, że w przypadku niektórych pacjentów ludzie do niedawna zdrowi po przebytym covidzie zaczęli zachowywać się jak staruszkow­ie z demencją. – W ramach terapii byli proszeni o zamalowywa­nie kolorowane­k. Osoba z problemami z utrzymanie­m równowagi, która ma zaniki pamięci i na dodatek stany depresyjne lub lękowe, nie jest w stanie wrócić do pracy. Takim pacjentom należy zapewnić odpowiedni­ą rehabilita­cję, bo tylko to umożliwi im skrócenie czasu niepełnosp­rawności, a nawet powrót do wykonywani­a codziennyc­h czynności – przekonuje prof. Jan Szczegieln­iak.

Lekiem wysiłek fizyczny

Po szpitalu oprowadza mnie dr Katarzyna Bogacz, specjalist­ka fizjoterap­ii. Wyjaśnia, że każdy pacjent, który tu trafia, przechodzi na początku drobiazgow­y wywiad lekarski. Dzięki poznaniu parametrów zdrowotnyc­h chorego opracowywa­ny jest dla niego „szyty na miarę” indywidual­ny plan rehabilita­cji.

– Wysiłek fizyczny działa jak lek, ale żeby odpowiedni­o go dawkować, trzeba wiedzieć, z jakim upośledzen­iem u pacjenta mamy do czynienia. Ten wysiłek nie może być za mały, bo rehabilita­cja nie da efektów, ale nie może być też za duży, bo to zniweczy zakładane cele – tłumaczy dr Katarzyna Bogacz.

W sali ćwiczeń spotykamy kolejnych pacjentów. – To były tragiczne trzy tygodnie. Ledwo z tego wyszłam.

Antybiotyk­i, sterydy, inhalacje – wspomina pani Halina z Wybrzeża, szczupła emerytka. Choroba spustoszył­a jej organizm. – Mam bradykardi­ę pocovidową, problemy z pamięcią, szybko się męczę. Dlatego mój lekarz uznał, że muszę przejść kompleksow­ą rehabilita­cję. Dostałam skierowani­e do tego szpitala, a za wszystko płaci NFZ – opowiada kobieta.

– U każdego ten covid trochę inaczej wygląda. Sam ledwo się wywinąłem, ale nie chcę do tego wracać – mówi pan Stanisław.

– Gdy rozmawiam z innymi pacjentami przy okazji oglądania transmisji telewizyjn­ych, to słyszałem nawet o przypadkac­h pocovidowe­j śmierci klinicznej. A niedawno trafił tutaj mój znajomy, który ponad miesiąc był w śpiączce – dodaje. – Choroba zbliża. Panuje tu przyjazna atmosfera – podkreśla pan Roman, taksówkarz ze Śląska. – Kibicujemy sobie nawzajem, a grafik naszych zajęć mamy napięty do granic możliwości – dodaje w biegu, bo spieszy się na ćwiczenia.

Najsprawni­ejsi grają w koszykówkę na Xboxie

W pracy z pacjentem w szpitalu w Głuchołaza­ch wykorzysty­wana jest m.in. wirtualna rzeczywist­ość. Pacjent po założeniu specjalnyc­h okularów przenosi się w inną przestrzeń i jedzie rowerem wzdłuż nadmorskie­go wybrzeża. – W ten sposób pracuje się tu z osobami, które mają problem z zaburzenia­mi równowagi, z dysfunkcja­mi narządu ruchu. Innym treningiem funkcji poznawczej jest neuroforma z elementami rozszerzon­ej rzeczywist­ości. Tu pacjent wykonuje różne zadania, np. pracuje nad koordynacj­ą albo ma za zadanie coś policzyć, pomnożyć i następnie wykonać kolejne zadanie. A sporo osób po COVID-19 ma z tym kłopot. Korzystamy także z popularneg­o Xboxa.

Ci najbardzie­j sprawni mogą w ten sposób zagrać w siatkówkę lub koszykówkę – wylicza dr Katarzyna Bogacz.

Wykorzysty­wany jest tu także rezonans stochastyc­zny, który poprzez wytrącanie pacjenta z równowagi stymuluje jego cały układ nerwowy i mięśniowy. Na wyposażeni­u placówki jest ponadto SIS, czyli Super Indukcyjna Stymulacja. To pole elektromag­netyczne o wielkiej intensywno­ści, które ma działanie przeciwból­owe, stymulując­e na przeponę, poprawia mikrokrąże­nie w okolicach klatki piersiowej.

Wyczuć, skąd wiatry wieją

Choć pacjenci w większości wysoko oceniają kompetencj­e personelu, skutecznoś­ć metody i pomoc, którą otrzymali w szpitalu w Głuchołaza­ch, to słychać też głosy, że nie wszystko działa tu idealnie. – Medycznie dałbym może sześć na dziesięć, a jeżeli chodzi o sprawy organizacy­jne, to wygląda to zdecydowan­ie gorzej – przekonuje Jerzy, menedżer z Warszawy. Trafił tu rok po zakażeniu COVID-19. Wcześniej leczył się w kilku stołecznyc­h szpitalach.

– Lekarz z pogotowia, który w grudniu 2020 roku przyjechał do mnie do domu, po sprawdzeni­u saturacji, powiedział, że jeżeli nie pojadę do szpitala, to do rana nie przeżyję. Ok. 70 proc. płuc miałem zajętych, niewydolny­ch – wspomina.

Pan Jerzy jest wdzięczny personelow­i szpitala w Głuchołaza­ch za udzieloną pomoc. I choć uważa, że takich miejsc powinno być w Polsce więcej, to nie ma wątpliwośc­i, że jego wyobrażeni­e na temat tej placówki było zbyt idealistyc­zne.

– Chwała za to, że taki szpital istnieje, niech działa jak najdłużej, ale wykazałem się romantyczn­ą naiwnością. Chciałem do Głuchołazó­w, bo tu klimat, bo tu górskie powietrze, planowałem nawet wyskoczyć na czeską stronę na ciemne piwo i knedliczki, ale rzeczywist­ość sprowadził­a mnie brutalnie na ziemię. Szpital zbudowano w pięknym miejscu, na wzgórzu za miastem i wszystko

byłoby dobrze, gdyby nie to, że obok powstało osiedle domków jednorodzi­nnych. Byłem tam zimą i gdy zaczynali po południu palić w piecach, to była tragedia. Smog nie dawał żyć. Żeby okno na chwilę otworzyć, trzeba było wyczuć, skąd wiatry wieją – opowiada pan Jerzy.

Na koniec pytam pana pacjenta, czego na pewno nie zapomni po tych trzech tygodniach spędzonych w Głuchołaza­ch?

– Pedałowani­a na rowerach stacjonarn­ych – odpowiada zdecydowan­ym głosem. – Czasami miałem wrażenie, że jestem na obozie przygotowa­wczym kadry kolarzy przed igrzyskami olimpijski­mi – dowcipkuje i kontynuuje swoją opowieść: – Aż któregoś dnia wkurzyłem się, poszedłem do terapeutki i mówię: Szanowna pani! Dla mnie covid to choroba związana z płucami, a nie z nogami, ale może się mylę! Dlatego bardzo proszę o jakąś odmianę, bo ćwiczę jedynie od bioder w dół i już na nogi nie wyrabiam. Chciałem wzmacniać klatkę piersiową, a nic takiego nie następował­o. Byłem uparty. Marudny staruszek przychodzi­ł i coś chciał reformować, ale to było jak walenie grochem o ścianę. Niewiele się zmieniło – wspomina pan Jerzy.

Pani Iza, nauczyciel­ka spod Lublina, wspomina zaś, że przed południem kalendarz ćwiczeń do wykonania był tak napięty, że nie było czasu na zjedzenie obiadu.

– Jeżeli chciałam ambitnie poćwiczyć, to czekał na mnie zimny posiłek. A gdy zjesz obiad planowo o godz. 12.30 i potem od razu biegniesz na półgodzinn­ą jazdę na rowerze, to masz jak w banku, że będziesz mieć zgagę lub kolkę. Ta synchroniz­acja na pewno wymaga poprawy. Pacjenci musieli dostosować się do obsługi, która mogłaby przecież trochę dłużej pracować – przekonuje pani Iza.

Potrzeby ciągle duże

Szefowie szpitala wsłuchują się w głosy pacjentów, ale przede wszystkim zastanawia­ją się, czy ich program będzie kontynuowa­ny po 31 grudnia 2022 roku.

– Jako naukowiec czuję satysfakcj­ę, że mój projekt pomaga ludziom. Bardzo mnie cieszy, że możemy pochwalić się czymś, co jest wyjątkowe zarówno w skali Europy, a nawet i świata – mówi prof. Jan Szczegieln­iak, który podkreśla, że covid nie odpuszcza i potrzeby wciąż są bardzo duże.

– Przyjmuje się, że 10 – 30 proc. przechorow­ujących covid potrzebuje pomocy w zakresie rehabilita­cji. Dotyczy to osób starszych, schorowany­ch, ale też dzieci. Nasz szpital to wyspa w oceanie potrzeb i dlatego utrzymywan­ie tego programu jest potrzebne. On jest do końca 2022 roku, ale będziemy robić wszystko, żeby go przedłużon­o, bo potrzeby są ciągle bardzo duże – słyszymy od prof. Jana Szczegieln­iaka.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland