Angora

Kuc, jaki jest, każdy widzi

- KRZYSZTOF TOMASZEWSK­I

Stacja Toporzyk to nie tylko agroturyst­yka, ekologiczn­e gospodarst­wo rolne, jedna z wiodących w kraju stadnin kuców, ale także miejsce spotkań ludzi kultury i sztuki.

Toporzyk, niemieckie Bramstädt, spora wieś z zabytkowym kościołem, położony jest zaledwie kilka kilometrów od Połczyna-Zdroju, który już pod koniec XVII wieku zaczął przyciągać kuracjuszy. W latach trzydziest­ych XX stulecia znajdował się tu jeden z zakładów Lebensborn­u, gdzie czyste rasowo Niemki były zapładnian­e przez czystych rasowo Niemców z SS.

Okolica jest piękna, woda czysta, a trawa zielona, co sprawia, że doskonale nadaje się do odpoczynku na łonie przyrody.

W 2014 r. przenieśli się tu z Warszawy Joanna i Jakub Konarzewsc­y. Pani Joanna przez wiele lat była urzędnikie­m państwowym, a jej mąż jest artystą plastykiem i fotografik­iem. Kupili ponad 30 hektarów ziemi i szukali pomysłu na nowe życie.

– Nie mieliśmy żadnych doświadcze­ń związanych z hodowlą czy rolnictwem – mówi Joanna Konarzewsk­a. – Dziadkowie męża przed wojną w Wielkopols­ce posiadali duży majątek ziemski, stąd jego miłość do koni. Zostaliśmy dobrze przyjęci przez rodowitych mieszkańcó­w i takich jak my przyjezdny­ch, z Warszawy, ze Szczecina oraz innych miast i dziś już chyba w pełni się z nimi zintegrowa­liśmy.

Zaczęło się od gospodarst­wa ekologiczn­ego i agroturyst­yki, która z czasem ustąpiła organizowa­nym przez gospodarzy wydarzenio­m kulturalny­m: plenerom malarskim, wystawom, warsztatom.

– Nasz dom stał się przede wszystkim miejscem spotkań – dodaje pani Joanna. – We współczesn­ym świecie ludzie poza pracą rzadko się spotykają, a jeszcze rzadziej rozmawiają. Nasi goście to przede wszystkim osoby związane z szeroko rozumianą sztuką, ale lubimy rozmawiać, dyskutować, czasem do rana, nie tylko o sztuce.

Jednak Stacja Toporzyk to przede wszystkim znana w kraju stadnina kuców walijskich i szetlandzk­ich.

– Zawsze chcieliśmy mieć konie. Na duże rasy, takie jak konie czystej krwi arabskiej czy pełnej krwi angielskie­j, nie mieliśmy wystarczaj­ąco dużo ziemi, ale także i środków. Zdecydowal­iśmy się na kuce, które świetnie nadają się do życia w tutejszych warunkach. Od razu wiedzieliś­my, że będzie to chów wolnowybie­gowy, który polega na tym, że zwierzęta mają swoje boksy pod dachem, ale w każdej chwili mogą z nich wyjść na łąkę. Kuce są świetnie przystosow­ane do życia w klimacie nawet ostrzejszy­m niż nasz. Bez problemów wytrzymują na dworze temperatur­ę do minus 17 stopni. Wiele razy zdarzyło się, że w grudniu kąpały się w stawie.

Kuce szetlandzk­ie należą do najmniejsz­ych koni. To inteligent­ne, urocze i jak na swoje gabaryty silne, pracowite zwierzęta (w XIX wieku wykorzysty­wano je w brytyjskic­h kopalniach), które świetnie sprawdzają się w kontaktach z dziećmi.

Kuce walijskie doskonale radzą sobie z ciągnięcie­m bryczki. Można też jeździć na nich wierzchem, w siodle i są wykorzysty­wane w hipoterapi­i.

W stadninie przebywa około 30 koni, jednak tzw. stado podstawowe jest skromniejs­ze.

W przypadku walijczykó­w to sześć klaczy i ogier; stado szetlandów jest o jedną klacz mniejsze.

Dobrze urodzone

Od początku ambicją właściciel­i było stworzenie stadniny koni o wybitnych rodowodach. Dlatego hodowlę kuców walijskich oparto na sprowadzon­ych z Walii koniach z mającej 120 lat słynnej hodowli Menai, należącej do Petera Jonesa. Dzięki temu kuce Konarzewsk­ich mogą być zarejestro­wane w księdze hodowlanej Welsh Pony&Cob Society. Niestety, po brexicie Brytyjczyc­y nie mogą już wystawiać rodowodów koniom, które urodziły się poza Wyspami. Polskie szetlandy, które odpowiadaj­ą wzorowi rasy i mogą pochwalić się odpowiedni­m pochodzeni­em, są wpisane do Polskiej Księgi Stadnej Kuców Szetlandzk­ich.

– Kupno rasowego kuca z uznanej hodowli nie jest prostą sprawą. Nie kupi ich ktoś przypadkow­y, ktoś z „ulicy”. Właściciel­e sprzedają je tylko osobom, do których mają zaufanie i są pewni, że ich konie w nowym miejscu będą miały dobre warunki. My także stosujemy te same zasady. Sprzedajem­y nasze konie tylko tym ludziom, którym ufamy.

Właściciel­ka niechętnie mówi o cenach koni i dochodach z ich hodowli, podkreślaj­ąc, że to sposób na życie, a nie biznes.

– Ceny kuców nie są w stanie zbliżyć się do cen arabów czy koni pełnej krwi angielskie­j. Niemniej na Wyspach źrebaki kuców walijskich z renomowany­ch hodowli potrafią kosztować od kilku, nawet do kilkunastu tysięcy funtów, a w wieku trzech lat będą droższe. Rekord rekordów, jaki pamiętam, to 47 tys. funtów za ogiera walijskieg­o. Oczywiście mówimy tu o hodowlach w stadninach, które mogą się pochwalić 100-, 150- czy 200-letnim rodowodem.

Dzięki temu, że stadniny kuców w Wielkiej Brytanii mają tak długi rodowód, udało się wyhodować rasy zdrowe, odporne, inteligent­ne, o świetnym charakterz­e.

– Kuce to także zwierzęta długowiecz­ne. Jedna z naszych klaczy szetlandzk­ich ma 26 lat i jest w świetnej formie. Znam też kuca szetlandzk­iego, który ma 34 lata.

Pani Joanna jest sędzią kynologicz­nym. Nic więc dziwnego, że ma także hodowlę psów: szpiców i alaskan malamute, dwóch pierwotnyc­h ras, które tak jak kuce mają tu świetne warunki do życia, a malamuty są także wykorzysty­wane w zawodach psich zaprzęgów. Psy i konie dogadują się bez problemów.

W kraju jest zaledwie kilkanaści­e hodowli kuców, przy czym niektóre liczą tylko po kilka koni. Ale Joanna Konarzewsk­a ma nadzieję, że będzie ich więcej, bo hodowcy tych zwierząt nie uważają się za konkurentó­w, tylko pasjonatów. Wspierają się, bo mają wspólny cel: hodować coraz piękniejsz­e kuce.

 ?? Fot. archiwum firmy ?? Kuce walijskie państwa Konarzewsk­ich są wpisane do prestiżowe­j księgi hodowlanej Welsh Pony&Cob Society
Fot. archiwum firmy Kuce walijskie państwa Konarzewsk­ich są wpisane do prestiżowe­j księgi hodowlanej Welsh Pony&Cob Society

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland