Kuc, jaki jest, każdy widzi
Stacja Toporzyk to nie tylko agroturystyka, ekologiczne gospodarstwo rolne, jedna z wiodących w kraju stadnin kuców, ale także miejsce spotkań ludzi kultury i sztuki.
Toporzyk, niemieckie Bramstädt, spora wieś z zabytkowym kościołem, położony jest zaledwie kilka kilometrów od Połczyna-Zdroju, który już pod koniec XVII wieku zaczął przyciągać kuracjuszy. W latach trzydziestych XX stulecia znajdował się tu jeden z zakładów Lebensbornu, gdzie czyste rasowo Niemki były zapładniane przez czystych rasowo Niemców z SS.
Okolica jest piękna, woda czysta, a trawa zielona, co sprawia, że doskonale nadaje się do odpoczynku na łonie przyrody.
W 2014 r. przenieśli się tu z Warszawy Joanna i Jakub Konarzewscy. Pani Joanna przez wiele lat była urzędnikiem państwowym, a jej mąż jest artystą plastykiem i fotografikiem. Kupili ponad 30 hektarów ziemi i szukali pomysłu na nowe życie.
– Nie mieliśmy żadnych doświadczeń związanych z hodowlą czy rolnictwem – mówi Joanna Konarzewska. – Dziadkowie męża przed wojną w Wielkopolsce posiadali duży majątek ziemski, stąd jego miłość do koni. Zostaliśmy dobrze przyjęci przez rodowitych mieszkańców i takich jak my przyjezdnych, z Warszawy, ze Szczecina oraz innych miast i dziś już chyba w pełni się z nimi zintegrowaliśmy.
Zaczęło się od gospodarstwa ekologicznego i agroturystyki, która z czasem ustąpiła organizowanym przez gospodarzy wydarzeniom kulturalnym: plenerom malarskim, wystawom, warsztatom.
– Nasz dom stał się przede wszystkim miejscem spotkań – dodaje pani Joanna. – We współczesnym świecie ludzie poza pracą rzadko się spotykają, a jeszcze rzadziej rozmawiają. Nasi goście to przede wszystkim osoby związane z szeroko rozumianą sztuką, ale lubimy rozmawiać, dyskutować, czasem do rana, nie tylko o sztuce.
Jednak Stacja Toporzyk to przede wszystkim znana w kraju stadnina kuców walijskich i szetlandzkich.
– Zawsze chcieliśmy mieć konie. Na duże rasy, takie jak konie czystej krwi arabskiej czy pełnej krwi angielskiej, nie mieliśmy wystarczająco dużo ziemi, ale także i środków. Zdecydowaliśmy się na kuce, które świetnie nadają się do życia w tutejszych warunkach. Od razu wiedzieliśmy, że będzie to chów wolnowybiegowy, który polega na tym, że zwierzęta mają swoje boksy pod dachem, ale w każdej chwili mogą z nich wyjść na łąkę. Kuce są świetnie przystosowane do życia w klimacie nawet ostrzejszym niż nasz. Bez problemów wytrzymują na dworze temperaturę do minus 17 stopni. Wiele razy zdarzyło się, że w grudniu kąpały się w stawie.
Kuce szetlandzkie należą do najmniejszych koni. To inteligentne, urocze i jak na swoje gabaryty silne, pracowite zwierzęta (w XIX wieku wykorzystywano je w brytyjskich kopalniach), które świetnie sprawdzają się w kontaktach z dziećmi.
Kuce walijskie doskonale radzą sobie z ciągnięciem bryczki. Można też jeździć na nich wierzchem, w siodle i są wykorzystywane w hipoterapii.
W stadninie przebywa około 30 koni, jednak tzw. stado podstawowe jest skromniejsze.
W przypadku walijczyków to sześć klaczy i ogier; stado szetlandów jest o jedną klacz mniejsze.
Dobrze urodzone
Od początku ambicją właścicieli było stworzenie stadniny koni o wybitnych rodowodach. Dlatego hodowlę kuców walijskich oparto na sprowadzonych z Walii koniach z mającej 120 lat słynnej hodowli Menai, należącej do Petera Jonesa. Dzięki temu kuce Konarzewskich mogą być zarejestrowane w księdze hodowlanej Welsh Pony&Cob Society. Niestety, po brexicie Brytyjczycy nie mogą już wystawiać rodowodów koniom, które urodziły się poza Wyspami. Polskie szetlandy, które odpowiadają wzorowi rasy i mogą pochwalić się odpowiednim pochodzeniem, są wpisane do Polskiej Księgi Stadnej Kuców Szetlandzkich.
– Kupno rasowego kuca z uznanej hodowli nie jest prostą sprawą. Nie kupi ich ktoś przypadkowy, ktoś z „ulicy”. Właściciele sprzedają je tylko osobom, do których mają zaufanie i są pewni, że ich konie w nowym miejscu będą miały dobre warunki. My także stosujemy te same zasady. Sprzedajemy nasze konie tylko tym ludziom, którym ufamy.
Właścicielka niechętnie mówi o cenach koni i dochodach z ich hodowli, podkreślając, że to sposób na życie, a nie biznes.
– Ceny kuców nie są w stanie zbliżyć się do cen arabów czy koni pełnej krwi angielskiej. Niemniej na Wyspach źrebaki kuców walijskich z renomowanych hodowli potrafią kosztować od kilku, nawet do kilkunastu tysięcy funtów, a w wieku trzech lat będą droższe. Rekord rekordów, jaki pamiętam, to 47 tys. funtów za ogiera walijskiego. Oczywiście mówimy tu o hodowlach w stadninach, które mogą się pochwalić 100-, 150- czy 200-letnim rodowodem.
Dzięki temu, że stadniny kuców w Wielkiej Brytanii mają tak długi rodowód, udało się wyhodować rasy zdrowe, odporne, inteligentne, o świetnym charakterze.
– Kuce to także zwierzęta długowieczne. Jedna z naszych klaczy szetlandzkich ma 26 lat i jest w świetnej formie. Znam też kuca szetlandzkiego, który ma 34 lata.
Pani Joanna jest sędzią kynologicznym. Nic więc dziwnego, że ma także hodowlę psów: szpiców i alaskan malamute, dwóch pierwotnych ras, które tak jak kuce mają tu świetne warunki do życia, a malamuty są także wykorzystywane w zawodach psich zaprzęgów. Psy i konie dogadują się bez problemów.
W kraju jest zaledwie kilkanaście hodowli kuców, przy czym niektóre liczą tylko po kilka koni. Ale Joanna Konarzewska ma nadzieję, że będzie ich więcej, bo hodowcy tych zwierząt nie uważają się za konkurentów, tylko pasjonatów. Wspierają się, bo mają wspólny cel: hodować coraz piękniejsze kuce.