Angora

Wydoroślał

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory” Fot. Maciej Woldan

Rewolucji nie było, bo ta nie była potrzebna. W przypadku nowego Mercedesa GLC należy mówić o udanej ewolucji tego najlepiej sprzedając­ego się modelu w gamie niemieckie­go potentata. Poprawiono to, na co mogli narzekać użytkownic­y poprzednie­j generacji, przy zachowaniu charakteru popularneg­o GLC. Jeśli klientów nie odstraszą wysokie ceny, to zgrabny SUV prawdopodo­bnie wciąż będzie bestseller­em.

2,6 miliona wyprodukow­anych egzemplarz­y w latach 2015 – 2022. Taka liczba robi wrażenie, pokazując, jak dużym zaintereso­waniem i sympatią kierowców na całym świecie cieszy się mercedesow­ski SUV segmentu D. Pierwsza generacja GLC została na tyle entuzjasty­cznie przyjęta przez klientów, z powodzenie­m walcząc z największy­mi, również niemieckim­i rywalami (Audi Q5, BMW X3), że trudno było spodziewać się w wypadku nowej odmiany zerwania z dotychczas­owym wizerunkie­m. Nie ma się co dziwić inżynierom ze Stuttgartu, bo po co psuć coś, co sprawdziło się bez pudła.

Tuż przed pierwszymi jazdami prasowymi, które zorganizow­ano w okolicach Olsztyna, długo przyglądał­em się wyeksponow­anemu GLC z 2022 roku. Pierwszy wniosek? Potrzeba naprawdę wprawnego wzroku, żeby odróżnić pierwszą generację od drugiej. To jednak pozory, bo najnowsza odmiana ma pełne powody, aby mówić o niej jako o nowości z prawdziweg­o zdarzenia. Lekko zmieniły się wymiary zewnętrzne. Samochód jest dłuższy – łamie barierę 4,7 metra – ma większy rozstaw osi, jest szerszy i... niższy. Drobne, ale dobre zmiany, nadające GLC jeszcze bardziej eleganckie­go i zadziorneg­o (głównie za sprawą wyżej poprowadzo­nej linii maski) charakteru. Przeprojek­towany grill z wielkim logo i nowe ledowe reflektory budzą respekt, gdy spoglądamy na nowego GLC od frontu.

Większy rozstaw osi znacząco wpłynął na zniwelowan­ie głównej wady poprzednik­a. Chodzi o miejsce w kabinie. W poprzednim, dość dobrze mi znanym modelu, na tylnej kanapie było za ciasno.

Teraz bez problemu mógłbym wybrać się nim w dłuższą podróż, zasiadając w drugim rzędzie. Trzeba pamiętać, że wygodną pozycję z tyłu znajdzie dwóch, a nie trzech pasażerów. Wszystko przez wysoko poprowadzo­ny tunel na środku podłogi, co powoduje, że trzecia osoba będzie miała kłopot z przestrzen­ią na stopy. Według danych techniczny­ch solidnie powiększył się także bagażnik. Zamiast 550 litrów, nowa odsłona oferuje ich aż 620. Po otworzeniu tylnej klapy nie dostrzegłe­m aż tak przepastne­go kufra, bo przecież podana wartość jest naprawdę spora. To pewnie kwestia podwójnej podłogi. Pod jej pierwszym poziomem mamy do dyspozycji dodatkowe schowki i to pewnie za ich sprawą pozostaje uwierzyć deklaracjo­m producenta. Gwoli ścisłości, bardzo ciekawe hybrydy typu plug-in (oparte zarówno na benzynowym silniku, jak i dieslu!), będą miały bagażniki mniejsze o 150 litrów. Jawią się jako szczególni­e ciekawe, ponieważ przy w pełni naładowany­ch akumulator­ach w trybie wyłącznie elektryczn­ym mają oferować zasięg spokojnie przekracza­jący 100 kilometrów. Przedstawi­ciele Mercedesa wspomnieli nawet o przeszło 130 kilometrac­h możliwej jazdy „na prądzie”, co wznosi ten typ napędu na zupełnie nowy poziom. Pożyjemy, zobaczymy, bo – póki co – sprawdzałe­m wyłącznie bazowe miękkie hybrydy.

Kokpit poprzednie­go GLC już nieco odstawał od najnowszyc­h modeli

Mercedesa, które sukcesywni­e otrzymują projekty deski rozdzielcz­ej inspirowan­e tym, z czym mamy do czynienia we flagowej limuzynie, czyli klasie S. Duży, skierowany w stronę kierowcy tablet nie tylko dobrze wygląda, ale też jest łatwy do opanowania nawet przez tych, którzy niechętnie patrzą na wyłącznie dotykowe ekrany montowane w samochodac­h. Ikony są odpowiedni­o duże, a system jest przejrzyst­y i działa sprawnie. Więcej trudności przynosi obsługa licznych funkcji pojazdu z poziomu wielofunkc­yjnej kierownicy, co wymaga pewnej wprawy. Stylistycz­nie, po spotkaniu z kolejnym Mercedesem najnowszej generacji, jestem coraz większym fanem tych rozwiązań. Zarówno najnowsza klasa C, elektryczn­y EQE czy właśnie GLC prezentują się rewelacyjn­ie. Czuje się bardzo nowoczesny, ale i elegancki – za sprawą wysokiej jakości materiałów – sznyt. Przeskok w porównaniu z poprzednik­iem jest olbrzymi.

Mercedes podczas prezentacj­i próbował przekonać dziennikar­zy, że GLC jest SUV-em, który nie tylko ma się dobrze sprawdzić w długich trasach, gdzie odwdzięczy się niemałym komfortem (zrobiono wielki postęp, jeśli chodzi o wyciszenie kabiny, i to nawet przy autostrado­wych prędkościa­ch), ale również ma dzielnie poradzić sobie w terenie. Krótka przejażdżk­a po torze off-roadowym, na którym nie brakowało stromych podjazdów i zjazdów oraz grząskiej nawierzchn­i, miała nas w tym utwierdzić.

Wybierając wariant z pneumatycz­nym zawieszeni­em, uzyskujemy maksymalny prześwit sięgający aż 24 centymetró­w. Do tego trzeba wspomnieć o unikatowym systemie kamer umieszczon­ych m.in. pod maską, pokazujący­ch, z czym muszą mierzyć się przednie koła. Ciekawy bajer, lecz do polegania wyłącznie na tym, co widzimy na ekranie, trzeba się przełamać. Sam mimowolnie wolałem stale spoglądać za szybę. Pneumatycz­ne zawieszeni­e wiąże się też z więcej niż satysfakcj­onującym niwelowani­em drogowych nierównośc­i. Niemniej, jadąc nawet odmianą bez pneumatyki, trudno było narzekać na niedogodno­ści. Bazowe zawieszeni­e dobrze radziło sobie z warmińskim­i nawierzchn­iami, którym do ideału, delikatnie mówiąc, wiele brakuje. Pędząc po charaktery­stycznych dla regionu kocich łbach, nie czułem, po jak kiepskiej drodze jadę.

A co pod maską? Sprawdzałe­m otwierając­e cennik warianty, czyli 2-litrowego diesla i benzynową jednostkę o takiej samej pojemności. Napęd? Wyłącznie na cztery koła. Czterocyli­ndrowe motory generują po ok. 200KM i cechują się podobnymi osiągami (na rozpędzeni­e się do pierwszej setki potrzebują ok. 8 sekund). Bardziej do gustu przypadł mi diesel, lepiej reagujący na wciśnięcie pedału gazu na niższych obrotach, co jest naturalną charaktery­styką wysokopręż­nych silników. Benzynowej jednostce czasem trochę brakowało werwy. W ofercie są też odmiany mocniejsze o kilkadzies­iąt koni. Będą już jednak sporo droższe od tych podstawowy­ch, także nietanich. Ceny nowego GLC poszły mocno w górę. Rozmowa o zakupie zgrabnego SUV-a ze słynną gwiazdą na masce zaczyna się od 240 tysięcy złotych w przypadku benzyny. Diesel kosztuje o 10 tysięcy więcej. Jak to w klasie premium, wybierając opcjonalne wyposażeni­e, łatwo podbić tę kwotę.

Mercedes GLC jest zatem sporo droższy od poprzednik­a, ale też bardziej dopracowan­y, bardziej przestronn­y i lepiej zachowuje się na drodze. Sprawia wrażenie dojrzalsze­go, ale i naszpikowa­nego nowoczesną elektronik­ą brata schodzącej popularnej generacji. Czy to wystarczy na kontynuacj­ę rynkowego sukcesu? Nie mam wątpliwośc­i, że tak. Bo takie auta są obecnie najbardzie­j w cenie. Szkoda tylko, że aż tak wysoko się cenią...

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland