Wandal w muzeum
Monet obrzucony purée z ziemniaków, van Gogh oblany zupą pomidorową, wysmarowana ciastem z kremem... Ekoaktywiści dokonują coraz to nowych aktów wandalizmu wymierzonych w sztukę, domagając się zwrócenia uwagi na kryzys... klimatyczny.
Mona Lisa
23 października dwoje aktywistów z niemiecko-austriackiego stowarzyszenia Ostatnie pokolenie obrzuciło słynne Stogi Claude’a Moneta purée ziemniaczanym, po czym przykleiło się do ściany pod obrazem. – Czy musimy rzucać tłuczonymi ziemniakami w obraz, aby nas wysłuchano? Ten obraz nie będzie nic wart, jeśli będziemy musieli walczyć o jedzenie – wykrzyczała młoda kobieta. Jak wyjaśniła w filmiku opublikowanym w mediach społecznościowych, wybór artysty nie był przypadkowy: – Monet kochał naturę i uchwycił jej kruche piękno w swoich pracach. Dlaczego więcej ludzi boi się zniszczenia jednego z tych obrazów niż zniszczenia naszego świata? Ludzie umierają z głodu, z zimna. Żyjemy w czasach katastrofy klimatycznej. A wszystko, czego się boicie, to zupa pomidorowa lub purée ziemniaczane na obrazie. Wiecie, czego my się boimy? Boimy się, gdyż naukowcy mówią nam, że po 2050 r. nie będziemy w stanie wyżywić naszych rodzin.
To kolejna już podobna akcja ekoaktywistów – 14 października Słoneczniki van Gogha oblano zupą pomidorową w londyńskiej National Gallery, w lipcu „bojownicy o klimat” przykleili się do Wiosny Boticellego we florenckiej Galerii Uffizi, pod koniec maja mężczyzna rzucił ciastem z kremem w Mona Lisę... Przykłady można mnożyć, nie tylko ze świata sztuki – na ostatnim Salonie Samochodowym w Paryżu aktywiści przykleili się do luksusowych samochodów, a kilka dni temu inni przykleili się do podłogi w Muzeum
Porsche w Wolfsburgu. W większości przypadków akcje obliczone są raczej na wywołanie medialnej burzy niż bycie wandalizmem. Atakowane są emblematyczne obrazy największych mistrzów, a więc będące też pod najlepszą ochroną. Wystarczy wyczyścić szyby zabezpieczające dzieła i po kilku dniach prace wracają na widok publiczny. Sami aktywiści trafiają zazwyczaj do aresztu – z wyjątkiem wandala z Luwru, który został umieszczony na obserwacji na oddziale psychiatrycznym.
Działania członków grup takich jak Ostatnia generacja zdają się wynikać z chwalebnych pobudek – to dbałość o planetę, świadomość kryzysu ekologicznego i konieczność działania. Jednak ich metody są co najmniej kontrowersyjne. Minister środowiska z Brandenburgii, gdzie znajdują się Stogi Moneta, podkreśliła, że „ataki na słynne obrazy nie pomogą w walce z kryzysem klimatycznym”. Aurélien Veron, radny Paryża, napisał bardziej dosadnie: „Talibowie zniszczyli posągi Buddy w Bamianie. 20 lat później ekolodzy atakują obrazy impresjonistów”. Porównanie jest brutalne, ale do pewnego
stopnia uzasadnione; ekoaktywiści z radykalnych grup atakują kulturę i sztukę, która zarazem nie ponosi winy za problemy klimatyczne, jak i nie może się bronić. Uznają więc, że cel uświęca środki, szukając przede wszystkim rozgłosu, nie oferując za to żadnego potencjalnego rozwiązania problemu kryzysu klimatycznego. Wątpliwe jest, by atak na Mona Lisę czy inne dzieło przekonał kogokolwiek do racji aktywistów – ci, którym kwestie klimatyczne już są bliskie, nie potrzebują taniej propagandy, innym przydałaby się raczej rzeczowa dyskusja niż histeryczne krzyki i bezsensowny wandalizm, szumnie zwany „obywatelskim nieposłuszeństwem”. Podobne działania mogą przynieść efekt odwrotny do zamierzonego, wzbudzając niechęć do ekologii i odwracając uwagę od rzeczywistych problemów. Jeśli cywilizacja jest zagrożona przez kryzys klimatyczny, czy niszczenie dziedzictwa ludzkości dla medialnej sławy – niemającej wpływu na wiedzę o problemie ani na jego rozwiązanie – ma jakiś sens?