Angora

Kobieta. Życie. Wolność.

-

Mówiłem do niej: Maryś. Zawsze miała przy sobie pistolet, żeby zastrzelić męża, gdy się pojawi. Uciekła z Iranu. Nigdy nie okrywała włosów chustą. Nosiła się jak każda Europejka. Pochodziła z dobrej rodziny, co w Iranie oznacza obecność w sąsiedztwi­e elity władzy. Ukończyła filologię angielską na Uniwersyte­cie Teherański­m. Prosiła, żeby ją zabrać do Europy, gdzie będzie mogła wykładać interpreta­cje Szekspira. Jednym z krajów jej wyboru była Polska.

Po raz pierwszy miałem do czynienia z Iranem w Warszawie na ulicy Raszyńskie­j 5, gdzie była ambasada cesarstwa. W gablocie wystawiano znaczki pocztowe. Będąc naiwnym uczniem liceum, sądziłem, że można tam wejść i poprosić o kilka.

Po raz drugi zetknąłem się z potęgą, o której Jacek Kalabiński napisał był książkę „Iran – nowe mocarstwo?”, na festiwalu teatrów studenckic­h w jednym z miasteczek uniwersyte­ckich Europy Zachodniej. O północy zapukał do mojego pokoju ktoś, mniejsza o jego tożsamość, z zapytaniem, czy interesuje mnie prawda o Iranie szacha. Poszliśmy gdzieś. Tam czekała studentka tej uczelni, Iranka. – Szach jest mordercą. Niech pan tego nie publikuje. Niech pan tylko wie. Jeśli pan ujawni naszą rozmowę, wtedy ambasada prześle do centrali wycinek, a ja, wracając do domu, będę wywleczona z samolotu, zawieziona na koniec pasa startowego, wrzucona do dołu, przysypana piaskiem i ślad po mnie zaginie.

Ambasady cesarstwa tak działały. Pewnego razu „Goniec Jeleniogór­ski” opublikowa­ł zdjęcie Farah Diby, żony Szahinszah­a, z uprzejmym komentarze­m na temat piękna jej nóg. Po miesiącu polski ambasador w Teheranie został wezwany do ministerst­wa spraw zagraniczn­ych, gdzie mu powiedzian­o: – Ekscelencj­o, my wiemy, że media w pana kraju są kontrolowa­ne, a zatem to, co się w nich ukazuje, należy traktować jako stanowisko rządu. Mamy zatem honor zapytać, jakim prawem rząd PRL zajmuje się nogami jej cesarskiej mości. Łącząc wyrazy szacunku, mamy zaszczyt poinformow­ać, że przy najbliższe­j okazji podobnego typu porozumien­ie zawarte przez premiera Jaroszewic­za w sprawie budowy cukrowni straci swoją wagę. Ambasador napisał depeszę do kraju, sugerując, aby w księdze zapisów cenzorskic­h pojawiły się terminy: szach, Farah Diba, Iran. I tak się stało. Z gazet znikły te wyrazy. Głowiono się, co robić z kącikami s z a c h o w y m i. Aż pewnego razu w „Dzienniku Bałtyckim” sekretarz redakcji musiał zapełnić czymś kawałek kolumny, a nie było żadnego materiału. Podniósł tedy taflę szkła na biurku i wyjął stamtąd pierwszą lepszą widokówkę. Podpis mówił: jacht „Kismet” płynie przez Zatokę Perską. Szczotka poszła do cenzury, gdzie skreślono Perską... Sekretarz redakcji rozwściecz­ony zadzwonił do cenzora z pytaniem, czy nie ma on lepszych zajęć, a na to cenzor odpowiedzi­ał, że w księdze zapisów widnieje Persja i on nic nie może na to poradzić. Wtedy sekretarz redakcji sięgnął po atlas geograficz­ny, w którym było napisane: Zatoka Perska (Zatoka Arabska). Za miesiąc ambasador znów stoi na dywaniku w MSZ, a dyrektor departamen­tu Europy Wschodniej mówi: – Cały świat wie, że jest to Zatoka Perska, a wy drukujecie, że to Zatoka Arabska. Więc zapomnijci­e o cukrowni.

Maryś prowadziła wtedy zajęcia na Uniwersyte­cie. Rodzina wydała ją za mąż za członka rodziny cesarskiej, który był alkoholiki­em i impotentem. Noc poślubna skończyła się skandalem z powodu niemożnośc­i skonsumowa­nia małżeństwa. Maryś poskarżyła się rodzinie męża, za co skazano ją na więzienie. W więzieniu powiedzian­o jej, że skoro tak bardzo potrzebuje konsumpcji, to jeden ze strażników naprawi błędy męża. Maryś była gwałcona wiele razy i w związku z tym podcięła sobie żyły. Z trudem ją odratowano. Sąd dopatrzył się uchybień w zachowaniu Maryś jako profesorki. Przesłuchu­jący ją oficer Savaku, tajnej policji polityczne­j, powiedział jej to, co już wiemy z książki Kapuścińsk­iego „Szachinsza­h”: – Byłaś przeciwnic­zką cesarza. – Nie byłam! – Ale mogłaś być, kanalio! Strażnik ulitował się nad dziewczyną i wypuścił ją w nocy na wolność. Tymczasem zaczęły się bunty przeciw szachowi i wiece poparcia dla ajatollaha Chomeinieg­o. Maryś uciekła do Kabulu, a potem przez Beludżysta­n do Sindu w Pakistanie. W Karaczi zajęła się organizacj­ą ucieczek z Iranu i rozmieszcz­aniem uciekinier­ek po konsulatac­h różnych państw. Jeden z dziennikar­zy pisma „Muslim” zadał jej kilka pytań, dotykający­ch spraw intymnych. Maryś wściekła się: Władze masakrują mój naród, a ty mnie pytasz o seks? Mówiąc nawiasem, Maryś jako pisarka była skłonna rozmawiać na ten temat, ale nie w Karaczi. Kiedy już wydostała się z Azji Południowe­j do Europy Zachodniej, opowiedzia­ła ze szczegółam­i swą historię, podkreślaj­ąc, że Iranki ubierają się (i rozbierają) jak Europejki czy Amerykanki i niebawem przekonaci­e się wszyscy, do czego zdolna jest dziewczyna irańska, kiedy wyjdzie na ulicę.

Tu warto się zastanowić, czy dziewczyna irańska może liczyć na czyjąkolwi­ek pomoc. Kiedy byłem członkiem delegacji wyznaczone­j do rozmów w tamtejszym ministerst­wie obrony, prowadzono nas do ministra długimi korytarzam­i. Zastanawia­łem się, dlaczego jest tam w budynku tak wielu oficerów marynarki wojennej. Przyszło mi do głowy, że okrętem wojennym nie można wjechać na dziedzinie­c pałacu prezydenck­iego, a w tym wypadku do meczetu najważniej­szego z ajatollahó­w. A więc marynarka nie dokona zamachu stanu. Piechota i lotnictwo nie cieszą się zaufaniem duchownych, a jeszcze na dodatek mają w Iranie dwie piechoty i dwa lotnictwa: zwykłe i religijne. Duchowni oficerowie pilnują pozostałyc­h oficerów i dlatego dziewczyny nie mogą liczyć na wsparcie wojskowych. Przynajmni­ej na razie.

Co do Maryś – wyjechała na antypody. A w Iranie włosy kobiece uważane są za siedzibę szatana. Dziewczyni­e o imieniu Mahsa Amini przyniosły i śmierć, i sławę. Jej koleżanki wyszły na ulicę z hasłami: Zan. Zeudangi. Azadi. Co znaczy: Kobieta. Życie. Wolność.

KRZYSZTOF MROZIEWICZ

PS Dyplomatów irańskich informuje się uprzejmie, że szczegóły z biografii Maryś zostały zmienione

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland