Przeczytane I TAK SIĘ TRUDNO ROZSTAĆ...
Wchodząc do mieszkania mamy, Estera zawsze najpierw wita się z dziadkiem. To on oglądał z nią filmy, woził na sankach, bujał na huśtawce. Nawet kiedy była dorosła, pomagał wybierać sukienki na galowe wyjścia. – Dzień dobry, dziadku – mówi więc Estera do stojącego na półce srebrnego pojemnika. Ukochany człowiek, zastępujący jej ojca, umarł w czasie pandemii. Trudno było się z nim rozstać, tym bardziej że grób był w Krakowie, gdzie mieszka babcia, a Estera z mamą są z Warszawy. Pracownicy zakładu pogrzebowego zaproponowali, że odsypią dla nich trochę prochów. Ucieszyły się. – Gdybyśmy my, za każdym razem, kiedy się stęsknimy, miały jeździć do niego z Warszawy, byłoby to czasochłonne. A tak mamy go na miejscu. Prawo pogrzebowe w Polsce na trzymanie urny w domu nie pozwala. Zwłoki muszą być umieszczone w grobach lub kolumbariach na cmentarzu. W Europie o wiele bardziej liberalni są choćby Węgrzy. Urnę z prochami można tam trzymać w każdej nieruchomości, o ile właściciel wyraża na to zgodę. Podobnie jest w Hiszpanii i Portugalii, gdzie ponadto można rozsypywać prochy na jeziorach, łąkach, nad morzem (...). Czesi i Słowacy mają przy każdym większym cmentarzu specjalne łąki do rozsypywania popiołów. Marta przechowuje w salonie prochy obojga rodziców. Dobrze wie, że łamie prawo, ale ryzykuje. – Odkurzam te urny, złoszczę się, że tabliczki blakną. Są czymś codziennym, naturalnym w naszym życiu, choć innym może to się wydawać straszne. Może jakby tata i mama nie byli mi bliscy, tobym chciała ich szybko zakopać. A tak... z trudem myślę o odniesieniu ich na cmentarz. Boję się też ewentualnych konsekwencji. Tatę trzymam nielegalnie 14 lat, mamę – 9. Mam przerażającą wizję, że pójdę z tymi urnami na cmentarz, a tam złapie mnie policja i zawiezie do aresztu. Marta pochowała jeszcze ojczyma, w Holandii. – To jest zupełnie inna bajka, z poszanowaniem potrzeb rodziny zmarłego i ich smutku. Do pieca kremacyjnego razem z trumną włożyli numer wybity w metalu, żeby nie pomylić prochów. Później numer, umieszczony w szkatułce, oddawali wraz prochami. I nie było żadnego problemu z ich podzieleniem między żałobników. Rozsypujesz sobie na tyle urn, ile chcesz i gdzie chcesz. Bo czasem więcej osób chce wziąć „kawałek” bliskiej osoby do swojego domu. – To, co dzieje się u nas dzięki łapówkom czy znajomościom, tam odbywa się w świetle prawa – mówi Marta. Na podst.: Agnieszka Żądło. Ja taty nie oddam. Newsweek nr 44/2022
Wybrała i oprac.: E.W.