Poufna rozmowa
Wyciekł mail, w którym Morawiecki zdradza, co myśli o Ziobrze
Choć mijają miesiące, to służby specjalne dalej nie zablokowały portalu Poufna rozmowa, który wciąż udostępnia maile ze skrzynki Michała Dworczyka. Tym razem opinia publiczna mogła się dowiedzieć, co premier myśli o ministrze sprawiedliwości. Na skandal zakrawa fakt, że pomimo jawnej wrogości panowie wciąż ze sobą współpracują, bo taka jest wola prezesa Kaczyńskiego.
Mail pochodzi z września 2020 roku. Wówczas koalicją rządową wstrząsnęły dwa kryzysy. Pierwszy wynikał z próby przepchnięcia tzw. piątki dla zwierząt, a więc pakietu proekologicznych zmian, dzięki którym PiS chciał m.in. wpłynąć na branżę futrzarską. Drugi spowodowało prawo, za którego pomocą politycy chcieli pozbyć się odpowiedzialności za niegospodarność w czasie pandemii – tzw. lex bezkarność. W obu wypadkach przeciwko nowym przepisom wystąpił Zbigniew Ziobro i jego posłowie.
Za pierwszym razem chodziło o utrzymanie elektoratu myśliwskiego, który dla malutkiej Solidarnej Polski jest na wagę złota. Za drugim – o potencjalne rozliczenie z ministrem Szumowskim, m.in. za ściągnięcie feralnych respiratorów, które przybyły do Polski spóźnione i bez odpowiednich atestów. Dla Ziobry, który pełni także funkcję prokuratora generalnego, możliwość grillowania człowieka Morawieckiego byłaby nie lada gratką.
To, że Morawiecki i Ziobro się nie lubią, to tajemnica poliszynela, ale tym razem ujawniony mail pokazuje nam skalę niechęci. Premier wprost pisze o Ziobrze jako o człowieku cynicznym, nielojalnym i „gotowym działać przeciwko nam”. Remedium na tę bolączkę miałoby być przeciągnięcie ludzi Ziobry na swoją stronę, a ponadto znalezienie kandydata na nowego ministra sprawiedliwości, który mógłby być jeszcze ostrzejszy, ale przy tym wierny Prawu i Sprawiedliwości. Jak wiemy, oba te projekty spaliły na panewce.
Dwa lata po tamtych wydarzeniach Zbigniew Ziobro wciąż jest ministrem, i to takim, dzięki któremu Zjednoczona Prawica zachowuje w Sejmie przewagę nad opozycją. Z ujawnionej korespondencji można wnosić, że Morawiecki byłby gotów Ziobrę wyrzucić i stworzyć rząd mniejszościowy. W tym celu skupiłby się na przepychaniu ustaw „ideowych” (czyli takich, których ziobryści raczej nie odrzucą ze względu na światopoglądową bliskość z PiS) i na wyciąganiu pojedynczych posłów w zamian za odpowiednie konfitury. Fakt, że taki scenariusz nie został zrealizowany, oznacza jedynie, że zablokował go Jarosław Kaczyński.
Władza prezesa PiS nad rządem jest niepodważalna, ale w tym wypadku widzimy, że Morawiecki nie umie nawet umeblować własnego gabinetu. Co więcej, premier musi świecić oczami za Ziobrę, tłumaczyć się przed Komisją Europejską z powodu istnienia Izby Dyscyplinarnej i brać za dobrą monetę decyzje personalne, które podejmowane są w siedzibie partii na Nowogrodzkiej, a nie w swojej kancelarii w Alejach Ujazdowskich.
Sondaże poparcia dla partii politycznych niezmiennie pokazują, że w przyszłym roku Prawo i Sprawiedliwość raczej pożegna się z władzą, a premier Morawiecki straci stanowisko. Wówczas najsilniejszym politykiem z obozu PiS stanie się Andrzej Duda (jeszcze przez dwa lata będzie mieć prawo weta), a Morawiecki będzie musiał odnaleźć się w nowej układance. O ile oczywiście zechce to zrobić. Wygląda bowiem na to, że na schedę po Kaczyńskim raczej nie ma szans, a w czynnej polityce (choć wciąż piastuje jedno z najważniejszych stanowisk w kraju) ma do powiedzenia mniej niż wtedy, gdy był dyrektorem banku. Wybory powinny być dla niego czasem podsumowania dotychczasowej drogi i refleksji nad tym, czy dalsza walka o władzę w PiS jest w ogóle warta świeczki.