Angora

Osiedle, którego nie było

- Tekst i fot.: TOMASZ PATORA

Jeśli ziemia z powodu decyzji urzędników straci wartość, właściciel­owi należy się odszkodowa­nie. Tyle teoria, praktyka to utrata zdrowia przez lata nierównej walki.

Jesień jest tu szczególna. Złoto-zielono-czerwone pagórki i doliny ciągną się na odległość kilku kilometrów i można zapomnieć, że jesteśmy pół godziny jazdy samochodem od centrum jednego z największy­ch polskich miast. 15 lat temu Ryszard Łysak, łódzki przedsiębi­orca działający w typowej dla tej części kraju branży tekstylnej, stał w tym samym miejscu co dziś ze mną i patrząc na mieniącą się kolorami jesieni okolicę, wpadł na pomysł inwestycji. Inwestycji, która stała się dlań koszmarem i przez którą omal nie stracił życia.

– Pierwsze grunty kupiłem tu w 2005 roku z myślą o stajni dla moich ukochanych koni – wspomina. – Gdy zrozumiałe­m, że to doskonałe miejsce na osiedle domków, kupowałem przez dwa lata kolejne hektary. Pas długi na 700 m, w sumie 83 tys. mkw.; część była już podzielona na ładne działki. Co mogłem, sprawdziłe­m: zakazu zabudowy nie było, przez moją działkę przebiegał gazociąg, dostałem uzgodnieni­a dotyczące podłączeni­a prądu i instalacji przydomowy­ch oczyszczal­ni. Kredyt na 320 tys. franków na zakup ziemi sam się nie spłaci, więc w 2010 roku wykonałem pierwszy krok do budowy – wystąpiłem do urzędu o warunki zabudowy na pierwszą podzieloną część ziemi.

Pretekst

Ku zdumieniu pana Ryszarda odpowiedź była odmowna: Urząd Miasta Łodzi powołał się na niespełnie­nie warunku tzw. dobrego sąsiedztwa. W uproszczen­iu chodzi o to, że planowana nieruchomo­ść powinna być dostosowan­a do istniejące­j już zabudowy. Inwestor sprawdził jeszcze raz: w decyzji nic się nie zgadzało, bo stojące w pobliżu domy nie były znacząco różne od tych, które planował postawić. Szybkie odwołanie do Samorządow­ego Kolegium Odwoławcze­go potwierdzi­ło przypuszcz­enia przedsiębi­orcy. Gdy wygrał sprawę, od razu wystąpił do urzędu o warunki zabudowy na kolejną część gruntu. Znów odmowa, kolejne odwołanie, tym razem do sądu administra­cyjnego i strata czasu. Pan Ryszard: – Coś w sprawie śmierdział­o, ale przeczucie to za mało. Pozostało mi tylko czekać.

Gdy młyny sprawiedli­wości powoli mełły sprawę, szydło wyszło z worka. 7 lipca 2010 roku Rada Miejska w Łodzi uznała, że większość terenu, który kupił przedsiębi­orca, będzie od tej pory Zespołem Przyrodnic­zo-Krajobrazo­wym „Źródła Neru”. Innymi słowy: nici z osiedla i inwestycji, a grunt w tzw. parku krajobrazo­wym nadaje się co najwyżej na działki letniskowe. – Zrozumiałe­m, że argument o braku „dobrego sąsiedztwa” był tylko pretekstem, a urzędnicy, wiedząc, co szykują, przygotowy­wali sobie grunt, by uniknąć w przyszłośc­i wypłaty odszkodowa­nia – podsumowuj­e pan Ryszard.

Przypadek, w którym znalazł się łódzki biznesmen, jest w myśl przepisów jasny. Właściciel ziemi, która przez urzędniczą decyzję stała się niemal bezużytecz­na, może żądać odszkodowa­nia za utraconą wartość lub żądać wykupu gruntu przez miasto po poprzednie­j, rynkowej cenie. Pan Ryszard wybrał drugą możliwość: w połowie 2012 roku wezwał prezydenta miasta do wykupu ziemi. Prezydent Łodzi odmówił, odsyłając przedsiębi­orcę do sądu. Ryszard Łysak: – Zachowali się jak ubezpieczy­ciel. Nie przyznajem­y pieniędzy z zasady, bo jeśli nawet z kimś przegramy, większość ludzi do sądu nie pójdzie i im nie zapłacimy. I tak było w mojej okolicy: jeden sąsiad poszedł do sądu i wygrał „utratę wartości działki”, ale inny spóźnił się z terminem i został z niczym. Ja postanowił­em walczyć.

Kiedy pod koniec 2015 roku wynajęci przez niedoszłeg­o dewelopera prawnicy napisali pozew do sądu cywilnego, sytuacja pana Ryszarda wyglądała na wyjątkowo jasną. W wyniku uruchomion­ej odpowiedni­mi odwołaniam­i machiny Urząd Miasta Łodzi na piśmie przyznał, że użyty przeciwko osiedlu pana Ryszarda argument o braku „dobrego sąsiedztwa” był chybiony. Wojewódzki sąd administra­cyjny orzekł zaś, że choć osiedle domków nie może już powstać z powodu ustanowien­ia parku krajobrazo­wego, to – jak napisano w uzasadnien­iu – gdyby Urząd Miasta wcześniej działał sprawnie, warunki zabudowy powinny zostać wydane jeszcze „w innym stanie prawnym”. Słowem, pan Ryszard mógłby zbudować domy.

Niby-zwycięstwo

Tymczasem rozprawa cywilna – jak to w polskim sądzie – ślimaczyła się ponad miarę, kolejne wyznaczone terminy odwoływano i przekładan­o. W końcu, po ponad dwóch latach procesu, sąd dał do zrozumieni­a, że wyda tzw. wyrok wstępny. Oznaczałob­y to, że „co do zasady” uznaje roszczenie pana Ryszarda, pozostawia­jąc do dalszej analizy kwestię, ile ma zapłacić urząd. Sędziowie musieli jednak w ostatniej chwili zmienić zdanie, bo w wyroku uznali, że miasto Łódź nie musi wykupywać od przedsiębi­orcy gruntu. Sąd – co ciekawe – oparł się na wyroku sądu administra­cyjnego, że po ustanowien­iu parku warunki zabudowy dla osiedla nie mogły zostać wydane, pomijając uzasadnien­ie tego wyroku, w którym – przypomnę – napisano, że gdyby urząd działał właściwie, zdążyłby wydać inwestorow­i pozytywną decyzję „w innym stanie prawnym”.

Odwołanie było oczywistoś­cią, ale na wyrok w sądzie apelacyjny­m Ryszard Łysak czekał kolejne półtora roku. W grudniu 2018 roku sędziowie stwierdzil­i to, co jest jasne dla każdego, kto choćby pobieżnie pozna historię inwestycji: uchylili poprzedni wyrok jako niezgodny z prawem i z konkretnym­i wytycznymi przekazali sprawę do ponownego rozpoznani­a. Znów miesiące i lata, odwoływane rozprawy i zmiany terminów usprawiedl­iwiane dodatkowo pandemią. Główny spór toczył się tym razem o kwotę, za którą miasto Łódź ma kupić bezwartośc­iową dziś ziemię. Pan Ryszard: – Miałem w ręku wycenę kredytując­ego mnie banku, który oceniał wartość metra ziemi na 147 zł, a wiadomo, że bank chce mieć pewność, że właściwie zabezpiecz­ył swoje interesy i raczej zaniży wartość kredytowan­ej nieruchomo­ści niż odwrotnie. Tymczasem powołana przez sąd biegła uznała, że ziemia warta jest zaledwie 82 zł. Nie wzięto pod uwagę, że w pobliżu jest droga, kilometr od planowaneg­o osiedla stoi przystanek kolejki, którą jedzie się kwadrans do centrum miasta; wszystkie wady opinii mógłbym wymieniać długo.

Tę walkę pan Ryszard niby wygrał, ale w praktyce przegrał: jesienią ub.r. sąd okręgowy uznał, że Łódź musi wykupić od inwestora przynajmni­ej część ziemi, lecz przyjął stawkę wyliczoną przez biegłą.

Nie przyznał też przedsiębi­orcy zapłaty odsetek za opóźnienie. Ryszard Łysak wyjmuje kalkulator: – Z zaciągnięt­ego ponad dekadę temu kredytu spłaciłem połowę, zostało mi jeszcze 800 tys. zł. Koszty sądowych bojów to kolejne utopione kilkaset tysięcy. Teraz mam dostać od miasta ok. 2 mln 800 tys. zł, choć należy mi się co najmniej 8 mln zł. Nie licząc zarobku, na który mógłbym liczyć, stawiając osiedle.

Prawnicy napisali kolejną apelację. Sąd milczał prawie rok, po pisemnym ponagleniu termin rozprawy wyznaczono na 9 listopada.

Szpital

Złota, zieleni i czerwieni na ziemi pana Ryszarda jest o wiele więcej niż dawniej. Przez lata niewielkie samosiejki stały się dorodnymi drzewami, przysłania­jąc nieco widok na centrum miasta. Co kilka metrów z ziemi wyrastają puszki na gazowe liczniki – pozostałoś­ć po domach, które nie powstaną.

Ryszard Łysak: – Moją historię opowiadam nie po to, by się żalić, lecz ku przestrodz­e dla innych, którzy podobnie jak ja wierzyli w państwo. Na jednym ze spotkań w urzędzie pełnomocni­k miasta, który wziął mnie za adwokata, powiedział mi, że „Łysak jest żądny krwi urzędu”. A ja jestem dziś po prostu mądrzejszy. Park krajobrazo­wy ustanowion­o – tak napisali – dla ochrony „terenów źródliskow­ych koryta rzeki Ner”. Według fachowców, z którymi rozmawiałe­m, o źródłach rzeki można tu było mówić pół wieku temu, ale nie teraz. Kiedy zajrzałem do projektu uchwały, okazało się też, że początkowo plan zakładał stworzenie parku na 200 hektarach, ale ostateczni­e stanęło na 136. Pozostałe 60 dziwnym trafem wyłączono z projektu, a niedługo później powstało tam... osiedle podobne do planowaneg­o przeze mnie. Kiedy pisałem do urzędu pierwsze pisma, miałem 46 lat. Dziś mam 58 i żadnej pewności, że dożyję sprawiedli­wego wyroku. Wciąż tylko myślę, skąd wziąć pieniądze na adwokata i na kolejną ratę kredytu.

Dlaczego urząd 12 lat temu odmówił wykupu ziemi, która w wyniku decyzji radnych straciła wartość? O sprawę pana Ryszarda zapytaliśm­y Urząd Miasta Łodzi. Odpowiedź była lakoniczna: „Na obecnym etapie postępowan­ia sądowego nie będziemy sprawy komentować (...). Sprawa nie była oczywista, skoro pierwszy wyrok oddalił powództwo Pana Łysaka – a dopiero Sąd Apelacyjny nakazał podjęcie dodatkowyc­h czynności przez sąd pierwszej instancji” – napisał Marcin Masłowski, rzecznik prezydent miasta Hanny Zdanowskie­j.

Kilka miesięcy temu pogotowie odwiozło Ryszarda Łysaka na oddział intensywne­j opieki medycznej. Powodem nagłego zasłabnięc­ia – jak ocenili lekarze – była „nagła utrata potasu pod wpływem silnego stresu”.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland