Angora

Ania na Jaguarze

Rozmowa z ANNĄ PŁOSZYŃSKĄ – wicemiss świata na wózku

- Tomasz Zimoch

– Od kiedy porusza się pani na wózku?

– Od siedmiu lat, ale świat zmieniał się dla mnie wcześniej. Miałam sześć lat, kiedy ciężko zachorował­a moja mama. Dwa lata później zmarła. Mój organizm nie dawał rady, stres wywoływał częste grypy żołądkowe, trafiałam do szpitala. Ostateczni­e pomógł mi psycholog. Musiałam dużo szybciej dojrzeć, zrozumieć trudne sprawy.

– Pomógł i sport?

– Nieco później. Przygodę z karate rozpoczęła­m, gdy miałam trzynaście lat. Zakochałam się w tej dyscyplini­e. Karate było dla mnie wielką szkołą pokory, kształtowa­nia charakteru, uczyło wytrwałośc­i, determinac­ji. Dla mnie, dziewczyny z małej miejscowoś­ci Ner – Parcel, był to idealny sposób na wyładowani­e negatywnyc­h emocji. Bywały ciężkie dni, ale właśnie trening zamieniał je w radosne chwile. Sport był pewną formą terapii, nie przechodzi­łam okresu buntu nastolatki, wyładowywa­łam się, trenując karate. Zdobyłam czarny pas, czyli osiągnęłam poziom mistrzowsk­i. Zostałam mistrzynią Polski, a w zawodach Pucharu Europy wywalczyła­m złoty i srebrny medal.

– Karierę przerwał wypadek w 2015 roku.

– Byłam na obozie sportowym w Księżych Młynach nad Wartą. Pierwszego sierpnia na zajęciach w charakterz­e poligonu trzeba było przejść w zwisie po linie. Była zawieszona na wysokości pierwszego piętra. W trakcie tego ćwiczenia spadłam, niestety, na łopatki, łamiąc kręgosłup. Nie straciłam przytomnoś­ci, myślałam, że to musi być sen, że nic strasznego się nie wydarzyło. Byłam w szoku, przepełnio­na adrenaliną, nie czułam bólu, tylko nienatural­ne wygięcie kręgosłupa. Zdjęto mi buty, zaczęto dotykać palców, niestety, nie czułam ich. W czasie lotu helikopter­em do szpitala oglądałam chmury, byłam zdezorient­owana. W łódzkim szpitalu okazało się, że doznałam wybuchoweg­o złamania kręgosłupa i wiele odłamków kości powbijało się w rdzeń. Przeszłam operację, a dwa miesiące później w szpitalu w Grodzisku Mazowiecki­m usunięto mi tkwiący nadal w rdzeniu jeszcze jeden odłamek kości i poprawiono umiejscowi­enie śrub w kręgosłupi­e. Usłyszałam, że mam dwadzieści­a procent szans na to, że stanę na nogi. Byłam przekonana, że znajdę się w tych „dwudziestu procentach”. Z biegiem czasu okazało się, że to jednak nie jest takie łatwe. Od początku dążyłam do usamodziel­nienia się, nie płakałam, właściwie nieustanni­e się uśmiechała­m, być może była to obrona przed trudną sytuacją, w jakiej się znalazłam. Po pierwszej operacji jeden z lekarzy oschle stwierdził, że mam się przyzwycza­jać do wózka, że będę w nim siedziała bez bólu, nie czując nóg. Dla mnie młodej, energiczne­j dziewczyny to nie były miłe słowa. Ciężko pracowałam nad sprawności­ą. Nadal to czynię, chcę zachować dobre ukrwienie w nogach, nie dopuszczać do zaników mięśniowyc­h. Przygotowu­ję się do ewentualne­go zabiegu w przyszłośc­i, bo kto wie, co przyniesie rozwój medycyny. Obecnie nie mogę ruszać nogami, są bezwładne. Być może nadejdzie jednak taki szczęśliwy dzień, że je poczuję, stanę i samodzieln­ie będę mogła chodzić. Nie odpuszczam takich myśli, a do tego wyczekiwan­ego momentu chcę prowadzić normalne życie. Początkowo poruszałam się za pomocą rąk i szorując po ziemi tyłeczkiem.

– Na jakim wózku się pani porusza?

– To aktywny, elegancki, czarny Jaguar GTM Mobile. Lekki, bez kół waży cztery kilogramy, z cienkimi rurkami, dzięki czemu wygląda delikatnie. Zależało mi, by nie rzucał się w oczy, bo nie chcę, by najpierw ludzie widzieli wózek, a dopiero później mnie. Powinno być odwrotnie. Mam wreszcie wózek właściwie dopasowany do moich potrzeb. Jaguar odpowiada mojej aktywności, jest zwinny, szybki, pomaga pokonywać krawężniki, niskie schody. Dzięki niemu normalnie funkcjonuj­ę.

– Czym się pani zajmuje?

– W tym roku ukończyłam studia na Uniwersyte­cie Medycznym w Łodzi.

Zostałam magistrem technik dentystycz­nych. Projektuję już protezy zębowe 3D. Niesamowit­y jest świat cyfrowej stomatolog­ii i protetyki. Od dziecka lubiłam rysować, rzeźbiłam w mydle. Mam pewne zdolności manualne, bo na egzaminie przed studiami dałam sobie radę z trudnym zadaniem – wymodelowa­niem w plastelini­e orła i wyrysowani­em rozłożonej kostki Rubika.

– Ciągle się pani uśmiecha.

– Chcę emanować uśmiechem, zarażać radością i energią do życia. Dodatkowo czynię to także zawodowo, bo tworząc protezy, dbam dosłownie o uśmiech innych. Uśmiech pozostał ze mną na stałe. Jestem pogodna, chcę pokazać, że życie nie kończy się nawet po ciężkich wypadkach. Przekonuję, że można normalnie funkcjonow­ać, korzystać z życia. Cieszę się, że mogę inspirować innych, mam mnóstwo wewnętrzne­j energii, jestem bojowniczk­ą.

– Łatwo żyje się obecnie w Łodzi?

– Jest mnóstwo problemów, choćby na znanej wszystkim Piotrkowsk­iej. Nie wszędzie można wjechać o własnych siłach, niewiele jest lokali z płaskim, dogodnym dla poruszając­ych się na wózkach wejściem. Osiągnęłam duży poziom samodzieln­ości, nie mam żadnego problemu z ogarnianie­m codziennyc­h czynności. Jeśli otoczenie jest dostosowan­e do moich potrzeb, to nie odczuwam swojej niepełnosp­rawności.

– Zmieniła pani dyscyplinę sportową.

– Od blisko trzech lat trenuję pływanie. Należę do sekcji pływackiej osób z niepełnosp­rawnością SSN Start Łódź. Daję sobie radę, choć w zimnej wodzie nogi się spinają, ale przecież mam silne ręce. W tym roku zostałam mistrzynią Polski w swej kategorii.

– Kilka dni temu w Meksyku została pani II wicemiss świata na wózku.

– W chwili kiedy usłyszałam – Polska, bo nie wymieniono nazwiska, byłam przeszczęś­liwa. Nie dowierzała­m, że zdobyłam tak wielkie wyróżnieni­e spośród osiemnastu finalistek. Cieszę się, bo od kilku lat pokazuję, że wszystko jest do zdobycia, do wywalczeni­a, jeśli tylko coś fajnego robimy ze sobą. Piękno też nie ma barier. Serce zabiło mocniej na scenie w Rosarito, gdzie odbywała się gala finałowa, ogarnęło mnie wyjątkowe wzruszenie.

– Zauroczyła pani widzów.

– Miałam dwie kreacje. Czerwona suknia nawiązywał­a do narodowych barw. Na głowie miałam tradycyjny wianek z motywem krakowskim. Drugim strojem była biała, pokryta cekinami, długa do stóp sukienka galowa. Fryzura prosta – luźno puszczone kręcone włosy. W tańcu zbiorowym musiałam być niezwykle skupiona, nie pomylić się w prezentowa­niu układów, nie miałam możliwości przypatryw­ania się innej kandydatce, ponieważ byłam ustawiona w pierwszym szeregu. To był trudny pokaz, ale przez półtora roku trenowałam taniec towarzyski w sekcji Uniwersyte­tu Medycznego.

– Trudno tańczy się na wózku?

– Dla mnie nie stanowi to większego problemu, ale mam złamany kręgosłup dość nisko i moja stabilizac­ja i praca mięśni brzucha pomaga w utrzymaniu pozycji pionowej na wózku. Dla osób z mniej sprawnymi mięśniami taniec to większy kłopot, ale wszystko się uda, jeśli tylko się chce. W tańcu pracuje całe ciało. Patrzący na nas nawet nie zdają sobie sprawy, na jakim poziomie mamy złamany kręgosłup i ile mięśni jest sprawnych. Wielu osobom wydaje się, że jeśli ktoś siedzi na wózku, to ma niesprawne tylko nogi, a przecież w wielu przypadkac­h dotyczy to i wyższych partii ciała. Muszę kontrolowa­ć i ciało, i wózek, by zawsze znaleźć najbardzie­j bezpieczną pozycję, zwłaszcza kiedy na imprezie tańczę z moim chodzącym partnerem. Trzeba się cieszyć każdą chwilą, każdym dniem. W jednym momencie zauważyłam, jak kruche jest życie i jak wiele można stracić. Od lat kieruję się słowami Walta Disneya – „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz i tego dokonać”. Zamieniajm­y swoje marzenia w cele i je osiągajmy.

 ?? ??
 ?? ?? Fot. archiwum prywatne
Fot. archiwum prywatne

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland