Zazdrość o styl życia?
Zwabili koleżankę do lasu pod pretekstem urodzinowej imprezy i ją zabili. Zaplanowali to już wcześniej. Był przygotowany dół na ciało(2)
Podczas pierwszej rozprawy oskarżony Patryk B. nie przyznał się do zabójstwa, tylko do udziału w zdarzeniu. Nie podtrzymał też swoich wyjaśnień z pierwszego przesłuchania.
– Cały ten opis, jak to się stało, jest nieprawdziwy. Mówiłem tak, bo chciałem chronić Martynę. Dlatego nie wskazałem wszystkich czynności, które robiła. To ona zaplanowała zabicie Kornelii. Po prostu zazdrościła pokrzywdzonej – oświadczył.
Pytany, z jakiego powodu była ta zazdrość, odpowiedział:
– Rozmawiałem z nią o tym, ale nie chciała powiedzieć. Nie odpowiedziała mi też konkretnie, dlaczego chce zabić swoją koleżankę. Przypuszczam jednak, że była zazdrosna o styl życia Kornelii, że jej przyjaciółka mogła robić więcej rzeczy niż ona.
Śmiech przy duszeniu
Patryk B. wyjaśniał też, że to współoskarżona strzelała do koleżanki z wiatrówki, uderzyła ją łopatą w głowę i zakopywała później dół z ciałem.
– Ale to pan oddał pierwszy strzał w kierunku pokrzywdzonej – przypomniał sąd.
– Jak broń nie wypaliła, Martyna podbiegła do mnie i wyrwała mi wiatrówkę z rąk. Później namawiała mnie do duszenia. To miał być taki test, czy Kornelia nadaje się do współpracy przy handlu narkotykami. Mówiłem Martynie, że nie będę dusił Kornelii, ale na początku obie tego chciały. Wydaje mi się, że pokrzywdzona chciała coś Martynie udowodnić. Dlatego w końcu zgodziłem się na to duszenie i nawet się z tego śmialiśmy. A później się przewróciliśmy na ziemię i Martyna zaczęła krzyczeć: „Co wy robicie!”. Krzyczała też, że nas pozabija. Za jakiś czas padły strzały z wiatrówki...
Oskarżony – jak dalej wyjaśniał – przestraszył się, bo „prawie dostał kulkę w głowę”. Usiadł obok pokrzywdzonej i „próbował trochę odetchnąć po tym wszystkim”.
– Wówczas Martyna poprosiła mnie, żebym pomógł wrzucić Kornelię do dołu. Wyglądało na to, że nie żyje, bo się nie ruszała. Pomogłem Martynie i odszedłem kawałek w stronę lasu. Za chwilę usłyszałem, jak Martyna krzyczy, że Kornelia się rusza. Zaczęła ją uderzać łopatą.
– Jakie łączyły pana relacje z oskarżoną? – pytała obrona.
– Przed tym zdarzeniem miałem bardzo dobre relacje z Martyną. Była moją dziewczyną, mieliśmy do siebie zaufanie i o wszystkim sobie mówiliśmy.
– Czy próbował pan wcześniej rozmawiać z oskarżoną, żeby zrezygnowała z planu zabójstwa?
– Namawiałem ją, żeby tego nie robiła. Prosiłem, żeby porozmawiała jeszcze z Kornelią i żeby doszły do jakiegoś porozumienia. Nie chciała mnie jednak słuchać, takie rozmowy kończyły się zwykle awanturą. Straszyła mnie tylko, że jak jej nie pomogę, to mnie zostawi. Bałem się więc, że ją stracę. Bardzo ją wówczas kochałem i byłem w stanie zrobić dla niej wszystko.
Pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego interesowało, czy broń była kupiona w związku z planowanym zabójstwem.
– Nie. Martyna chodziła do szkoły mundurowej i chciała nauczyć się strzelać. Kupiliśmy tę wiatrówkę razem, ale już nie pamiętam kiedy.
– Kiedy był kopany dół w lesie i w jakim celu?
– Był wykopany przynajmniej tydzień wcześniej. Chodziło o to, żeby zrobić tam plantację marihuany.
Oskarżona Martyna S. również nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Powiedziała tylko tyle:
– Pamiętam, że przesuwałam ciało Kornelii do dołu. Ona coś chciała krzyknąć, ale Patryk uderzył ją łopatą w okolice brody, jak mi się wydaje. Sądzę też, że było to dość mocne uderzenie. Chyba dwa razy ją uderzył.
Dziecinna jak na swój wiek
Zeznania składała też przed sądem Monika S., matka oskarżonej.
– Wiem, że córka spotykała się z Patrykiem B. od 15. roku życia. Nie akceptowaliśmy tego z mężem, bo Martyna była nieletnia, a on znacznie od niej starszy. Córka zresztą była bardzo dziecinna jak na swój wiek. Mimo że była fizycznie rozwinięta, nie potrafiła sobie nawet porządnie zawiązać butów. Nie ukrywam też, że wyręczaliśmy ją w większości domowych obowiązków. A później bardzo zakochała się w tym starszym mężczyźnie. Bardzo to przeżywaliśmy, bo to zakrawało wręcz na pedofilię. Przecież dorosły mężczyzna nie powinien interesować się dzieckiem, proszę wysokiego sądu.
Świadek zeznała, że interweniowała w tej sprawie nawet na policji, ale zlekceważono ją.
– W domu też żadne rozmowy i argumenty nie przemawiały do córki. Za bardzo kochała oskarżonego. Może też się nad nim litowała, bo ponoć miał trudne dzieciństwo. Ale on ją wykorzystywał i buntował przeciwko nam. Podobno mówił jej, że jak będzie miała 18 lat, to się do niego przeprowadzi i będzie się nią opiekował. Był też bardzo zazdrosny o córkę i zaborczy.
– Czym się to przejawiało? – dociekał sąd.
– Sprawdzał jej telefon, straszył, że ją zostawi albo odbierze sobie życie.
Mecenas Przemysław Florek, adwokat Martyny S., chciał się dowiedzieć, czy oskarżona doświadczyła kiedykolwiek przemocy w domu.
– Nigdy, bo byliśmy kochającą się rodziną. Nie mieliśmy też z Martyną żadnych kłopotów wychowawczych – dobrze się uczyła, nie wagarowała, była grzecznym dzieckiem. Nigdy też nie była agresywna.
– Czy podczas związku z oskarżonym państwa relacje z córką się zmieniły? – pytała prokurator Natalia Zajc-Nowakowska.
– Wydawało mi się, że nadal mieliśmy z nią dobry kontakt. Okazało się jednak, że Martyna wielu rzeczy nam nie mówiła. Widocznie bała się naszej reakcji.
– Jak córka zachowywała się po zaginięciu Kornelii K.?
– Była jakoś taka nadpobudliwa i nerwowa. Nie chciała jeść, nie mogła spać, coś wspominała o zerwaniu z oskarżonym.
Oszustwo internetowe?
Świadek Konrad W. był chłopakiem pokrzywdzonej.
– Tego dnia coś wspominała, że idzie na urodziny koleżanki. Mieliśmy się spotkać wieczorem; byłem po
wypłacie, kupiłem lepszy alkohol i czekałem na nią. A później dostałem tego dziwnego SMS-a o zerwaniu.
– Jaki był związek oskarżonej z pokrzywdzoną? – pytał sąd.
– Były przyjaciółkami. Znałem też Patryka B., czasami spotykaliśmy się w czwórkę.
Konrad W. potwierdził, że razem z Kornelią K. za pośrednictwem komunikatora internetowego zamieszczali ogłoszenia o sprzedaży środków odurzających w postaci marihuany i mefedronu. Ale – jak zaznaczył – było to oszustwo, bo sprzedawali klientom tylko susz konopny oraz sól i koci żwirek. Koleżanka pokrzywdzonej: – W mojej obecności Kornelia nigdy nie narzekała na Martynę. Nie wspominała też nigdy, że oskarżona była wobec niej agresywna. Nic nie wskazywało na to, że pomiędzy nimi były jakieś złe relacje.
– Znała pani też oskarżonego? – dociekał sąd.
– Tak. Pamiętam, że były konflikty z Martyną. Patryk mówił, że nawet kiedyś dostał od niej w twarz. Skarżył się, że cokolwiek by zrobił, to zawsze było źle. Wiele razy kłócili się przy mnie. Nie da się ukryć, że w tym związku silniejszy charakter miała Martyna. Koleżanka oskarżonej: – Siedziałam z nią w jednej ławce w liceum. Wiele razy rozmawiałyśmy z nią o jej chłopaku. Mówiła, że bardzo się kochają i że on zrobiłby dla niej wszystko. Odnosiłam wrażenie, że jest bardzo szczęśliwa. O Kornelii K. mówiła zaś, że się przyjaźnią. Nigdy nie wyczułam w niej wrogiego nastawienia do pokrzywdzonej.
Konsekwentnie i metodycznie realizowany plan
Sąd nie miał wątpliwości, że oskarżeni solidarnie są współwinni zabójstwa Kornelii K., które wcześniej zaplanowali i konsekwentnie realizowali swój plan. Obciąża ich sposób popełnienia zbrodni, nieudzielenie pomocy ofierze oraz ucieczka z miejsca zdarzenia.
Zdaniem sądu, upływ czasu także nie spowodował u oskarżonych żadnego poczucia winy. Żyli tak, jakby w ogóle nie doszło do tej strasznej zbrodni.
Mało tego, w trakcie poszukiwań ofiary Martyna S. wprowadzała jej zrozpaczonych rodziców w błąd. A to świadczy o wysokim poziomie demoralizacji sprawców. Nie mieli żadnych hamulców moralnych i wykazali się całkowitym brakiem szacunku do swojej koleżanki. Nie brali pod uwagę, że ich ofiarą jest młoda dziewczyna, słabsza od nich i bezbronna. Mało tego, zwabili ją w miejsce zbrodni pod pozorem imprezy urodzinowej, wykorzystując jej zaufanie.
Oskarżeni skazani zostali na 25 lat pozbawienia wolności.
– Bez wątpienia ich działania były brutalne i drastyczne. Działali z premedytacją, a kierowała nimi chęć wyeliminowania wyimaginowanej konkurencji w handlu narkotykami. Na szczególną dezaprobatę zasługuje tłumaczenie Patryka B., że dokonał tego, bo kochał Martynę S. i bał się rozpadu związku. Miłość do drugiej osoby nie może być jednak żadnym usprawiedliwieniem tak okrutnej zbrodni. Co więcej, oskarżeni działali z zamiarem bezpośrednim, metodycznie i racjonalnie – uzasadniał wyrok sędzia Janusz Zalewski.
Patryk B. nie został skazany na dożywocie ze względu na ujawnienie okoliczności przestępstwa i wyrażenie skruchy. Nie był też wcześniej karany. Żadnych okoliczności łagodzących sąd nie znalazł natomiast po stronie Martyny S. Dlatego to ona usłyszała najwyższą karę (ze względu na wiek) z przewidzianych przez polski system karny.
Oskarżona nie przyznała się do winy i obarczała odpowiedzialnością partnera. Co prawda przeprosiła rodziców pokrzywdzonej, ale było to podyktowane koniunkturalizmem obliczonym na doraźny użytek procesowy. Trzeba zwrócić uwagę, że nawet nie skierowała wówczas wzroku na bliskich ofiary i de facto przeprosiła tylko sąd. Dowodzi to, że wciąż nie uzmysławia sobie całej etycznej i prawnej naganności swojego postępowania – mówił sędzia Janusz Zalewski.
Wyrok jest nieprawomocny. Apelację złożyli prokuratura oraz obrońca Martyny S. Sprawę rozpatruje teraz warszawski sąd apelacyjny.