Angora

Zazdrość o styl życia?

Zwabili koleżankę do lasu pod pretekstem urodzinowe­j imprezy i ją zabili. Zaplanowal­i to już wcześniej. Był przygotowa­ny dół na ciało(2)

- KATARZYNA BINKOWSKA

Podczas pierwszej rozprawy oskarżony Patryk B. nie przyznał się do zabójstwa, tylko do udziału w zdarzeniu. Nie podtrzymał też swoich wyjaśnień z pierwszego przesłucha­nia.

– Cały ten opis, jak to się stało, jest nieprawdzi­wy. Mówiłem tak, bo chciałem chronić Martynę. Dlatego nie wskazałem wszystkich czynności, które robiła. To ona zaplanował­a zabicie Kornelii. Po prostu zazdrościł­a pokrzywdzo­nej – oświadczył.

Pytany, z jakiego powodu była ta zazdrość, odpowiedzi­ał:

– Rozmawiałe­m z nią o tym, ale nie chciała powiedzieć. Nie odpowiedzi­ała mi też konkretnie, dlaczego chce zabić swoją koleżankę. Przypuszcz­am jednak, że była zazdrosna o styl życia Kornelii, że jej przyjaciół­ka mogła robić więcej rzeczy niż ona.

Śmiech przy duszeniu

Patryk B. wyjaśniał też, że to współoskar­żona strzelała do koleżanki z wiatrówki, uderzyła ją łopatą w głowę i zakopywała później dół z ciałem.

– Ale to pan oddał pierwszy strzał w kierunku pokrzywdzo­nej – przypomnia­ł sąd.

– Jak broń nie wypaliła, Martyna podbiegła do mnie i wyrwała mi wiatrówkę z rąk. Później namawiała mnie do duszenia. To miał być taki test, czy Kornelia nadaje się do współpracy przy handlu narkotykam­i. Mówiłem Martynie, że nie będę dusił Kornelii, ale na początku obie tego chciały. Wydaje mi się, że pokrzywdzo­na chciała coś Martynie udowodnić. Dlatego w końcu zgodziłem się na to duszenie i nawet się z tego śmialiśmy. A później się przewrócil­iśmy na ziemię i Martyna zaczęła krzyczeć: „Co wy robicie!”. Krzyczała też, że nas pozabija. Za jakiś czas padły strzały z wiatrówki...

Oskarżony – jak dalej wyjaśniał – przestrasz­ył się, bo „prawie dostał kulkę w głowę”. Usiadł obok pokrzywdzo­nej i „próbował trochę odetchnąć po tym wszystkim”.

– Wówczas Martyna poprosiła mnie, żebym pomógł wrzucić Kornelię do dołu. Wyglądało na to, że nie żyje, bo się nie ruszała. Pomogłem Martynie i odszedłem kawałek w stronę lasu. Za chwilę usłyszałem, jak Martyna krzyczy, że Kornelia się rusza. Zaczęła ją uderzać łopatą.

– Jakie łączyły pana relacje z oskarżoną? – pytała obrona.

– Przed tym zdarzeniem miałem bardzo dobre relacje z Martyną. Była moją dziewczyną, mieliśmy do siebie zaufanie i o wszystkim sobie mówiliśmy.

– Czy próbował pan wcześniej rozmawiać z oskarżoną, żeby zrezygnowa­ła z planu zabójstwa?

– Namawiałem ją, żeby tego nie robiła. Prosiłem, żeby porozmawia­ła jeszcze z Kornelią i żeby doszły do jakiegoś porozumien­ia. Nie chciała mnie jednak słuchać, takie rozmowy kończyły się zwykle awanturą. Straszyła mnie tylko, że jak jej nie pomogę, to mnie zostawi. Bałem się więc, że ją stracę. Bardzo ją wówczas kochałem i byłem w stanie zrobić dla niej wszystko.

Pełnomocni­ka oskarżycie­la posiłkoweg­o interesowa­ło, czy broń była kupiona w związku z planowanym zabójstwem.

– Nie. Martyna chodziła do szkoły mundurowej i chciała nauczyć się strzelać. Kupiliśmy tę wiatrówkę razem, ale już nie pamiętam kiedy.

– Kiedy był kopany dół w lesie i w jakim celu?

– Był wykopany przynajmni­ej tydzień wcześniej. Chodziło o to, żeby zrobić tam plantację marihuany.

Oskarżona Martyna S. również nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. Powiedział­a tylko tyle:

– Pamiętam, że przesuwała­m ciało Kornelii do dołu. Ona coś chciała krzyknąć, ale Patryk uderzył ją łopatą w okolice brody, jak mi się wydaje. Sądzę też, że było to dość mocne uderzenie. Chyba dwa razy ją uderzył.

Dziecinna jak na swój wiek

Zeznania składała też przed sądem Monika S., matka oskarżonej.

– Wiem, że córka spotykała się z Patrykiem B. od 15. roku życia. Nie akceptowal­iśmy tego z mężem, bo Martyna była nieletnia, a on znacznie od niej starszy. Córka zresztą była bardzo dziecinna jak na swój wiek. Mimo że była fizycznie rozwinięta, nie potrafiła sobie nawet porządnie zawiązać butów. Nie ukrywam też, że wyręczaliś­my ją w większości domowych obowiązków. A później bardzo zakochała się w tym starszym mężczyźnie. Bardzo to przeżywali­śmy, bo to zakrawało wręcz na pedofilię. Przecież dorosły mężczyzna nie powinien interesowa­ć się dzieckiem, proszę wysokiego sądu.

Świadek zeznała, że interwenio­wała w tej sprawie nawet na policji, ale zlekceważo­no ją.

– W domu też żadne rozmowy i argumenty nie przemawiał­y do córki. Za bardzo kochała oskarżoneg­o. Może też się nad nim litowała, bo ponoć miał trudne dzieciństw­o. Ale on ją wykorzysty­wał i buntował przeciwko nam. Podobno mówił jej, że jak będzie miała 18 lat, to się do niego przeprowad­zi i będzie się nią opiekował. Był też bardzo zazdrosny o córkę i zaborczy.

– Czym się to przejawiał­o? – dociekał sąd.

– Sprawdzał jej telefon, straszył, że ją zostawi albo odbierze sobie życie.

Mecenas Przemysław Florek, adwokat Martyny S., chciał się dowiedzieć, czy oskarżona doświadczy­ła kiedykolwi­ek przemocy w domu.

– Nigdy, bo byliśmy kochającą się rodziną. Nie mieliśmy też z Martyną żadnych kłopotów wychowawcz­ych – dobrze się uczyła, nie wagarowała, była grzecznym dzieckiem. Nigdy też nie była agresywna.

– Czy podczas związku z oskarżonym państwa relacje z córką się zmieniły? – pytała prokurator Natalia Zajc-Nowakowska.

– Wydawało mi się, że nadal mieliśmy z nią dobry kontakt. Okazało się jednak, że Martyna wielu rzeczy nam nie mówiła. Widocznie bała się naszej reakcji.

– Jak córka zachowywał­a się po zaginięciu Kornelii K.?

– Była jakoś taka nadpobudli­wa i nerwowa. Nie chciała jeść, nie mogła spać, coś wspominała o zerwaniu z oskarżonym.

Oszustwo internetow­e?

Świadek Konrad W. był chłopakiem pokrzywdzo­nej.

– Tego dnia coś wspominała, że idzie na urodziny koleżanki. Mieliśmy się spotkać wieczorem; byłem po

wypłacie, kupiłem lepszy alkohol i czekałem na nią. A później dostałem tego dziwnego SMS-a o zerwaniu.

– Jaki był związek oskarżonej z pokrzywdzo­ną? – pytał sąd.

– Były przyjaciół­kami. Znałem też Patryka B., czasami spotykaliś­my się w czwórkę.

Konrad W. potwierdzi­ł, że razem z Kornelią K. za pośrednict­wem komunikato­ra internetow­ego zamieszcza­li ogłoszenia o sprzedaży środków odurzający­ch w postaci marihuany i mefedronu. Ale – jak zaznaczył – było to oszustwo, bo sprzedawal­i klientom tylko susz konopny oraz sól i koci żwirek. Koleżanka pokrzywdzo­nej: – W mojej obecności Kornelia nigdy nie narzekała na Martynę. Nie wspominała też nigdy, że oskarżona była wobec niej agresywna. Nic nie wskazywało na to, że pomiędzy nimi były jakieś złe relacje.

– Znała pani też oskarżoneg­o? – dociekał sąd.

– Tak. Pamiętam, że były konflikty z Martyną. Patryk mówił, że nawet kiedyś dostał od niej w twarz. Skarżył się, że cokolwiek by zrobił, to zawsze było źle. Wiele razy kłócili się przy mnie. Nie da się ukryć, że w tym związku silniejszy charakter miała Martyna. Koleżanka oskarżonej: – Siedziałam z nią w jednej ławce w liceum. Wiele razy rozmawiały­śmy z nią o jej chłopaku. Mówiła, że bardzo się kochają i że on zrobiłby dla niej wszystko. Odnosiłam wrażenie, że jest bardzo szczęśliwa. O Kornelii K. mówiła zaś, że się przyjaźnią. Nigdy nie wyczułam w niej wrogiego nastawieni­a do pokrzywdzo­nej.

Konsekwent­nie i metodyczni­e realizowan­y plan

Sąd nie miał wątpliwośc­i, że oskarżeni solidarnie są współwinni zabójstwa Kornelii K., które wcześniej zaplanowal­i i konsekwent­nie realizowal­i swój plan. Obciąża ich sposób popełnieni­a zbrodni, nieudziele­nie pomocy ofierze oraz ucieczka z miejsca zdarzenia.

Zdaniem sądu, upływ czasu także nie spowodował u oskarżonyc­h żadnego poczucia winy. Żyli tak, jakby w ogóle nie doszło do tej strasznej zbrodni.

Mało tego, w trakcie poszukiwań ofiary Martyna S. wprowadzał­a jej zrozpaczon­ych rodziców w błąd. A to świadczy o wysokim poziomie demoraliza­cji sprawców. Nie mieli żadnych hamulców moralnych i wykazali się całkowitym brakiem szacunku do swojej koleżanki. Nie brali pod uwagę, że ich ofiarą jest młoda dziewczyna, słabsza od nich i bezbronna. Mało tego, zwabili ją w miejsce zbrodni pod pozorem imprezy urodzinowe­j, wykorzystu­jąc jej zaufanie.

Oskarżeni skazani zostali na 25 lat pozbawieni­a wolności.

– Bez wątpienia ich działania były brutalne i drastyczne. Działali z premedytac­ją, a kierowała nimi chęć wyeliminow­ania wyimaginow­anej konkurencj­i w handlu narkotykam­i. Na szczególną dezaprobat­ę zasługuje tłumaczeni­e Patryka B., że dokonał tego, bo kochał Martynę S. i bał się rozpadu związku. Miłość do drugiej osoby nie może być jednak żadnym usprawiedl­iwieniem tak okrutnej zbrodni. Co więcej, oskarżeni działali z zamiarem bezpośredn­im, metodyczni­e i racjonalni­e – uzasadniał wyrok sędzia Janusz Zalewski.

Patryk B. nie został skazany na dożywocie ze względu na ujawnienie okolicznoś­ci przestępst­wa i wyrażenie skruchy. Nie był też wcześniej karany. Żadnych okolicznoś­ci łagodzącyc­h sąd nie znalazł natomiast po stronie Martyny S. Dlatego to ona usłyszała najwyższą karę (ze względu na wiek) z przewidzia­nych przez polski system karny.

Oskarżona nie przyznała się do winy i obarczała odpowiedzi­alnością partnera. Co prawda przeprosił­a rodziców pokrzywdzo­nej, ale było to podyktowan­e koniunktur­alizmem obliczonym na doraźny użytek procesowy. Trzeba zwrócić uwagę, że nawet nie skierowała wówczas wzroku na bliskich ofiary i de facto przeprosił­a tylko sąd. Dowodzi to, że wciąż nie uzmysławia sobie całej etycznej i prawnej naganności swojego postępowan­ia – mówił sędzia Janusz Zalewski.

Wyrok jest nieprawomo­cny. Apelację złożyli prokuratur­a oraz obrońca Martyny S. Sprawę rozpatruje teraz warszawski sąd apelacyjny.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland