Z wizytownika Andrzeja Bobera(81)
Stanisław Ciosek – Straciliśmy odruch samozachowawczy
Tak się złożyło, że pomagałem Lechowi Wałęsie w przygotowaniach do telewizyjnej debaty z Alfredem Miodowiczem („Pan, panie Andrzeju, mi podpowiedział, jak rozmawiać z Miodowiczem. To był pana pomysł. Zabrałem go panu, ale to ja go zrealizowałem. Pomysł przez chwilę był pana, ale potem mój” – tak to po latach w książce „Ja” wspomina Lech Wałęsa). I od tamtej pory w każdą rocznicę tego wydarzenia zapraszany jestem do którejś telewizji bądź radia, by opowiedzieć, jak to było. Tak trwało to oczywiście tylko do roku 2015, kiedy
Jarosław Kaczyński uwierzył, że to on był pierwszym bohaterem tamtych czasów.
I gdzieś tak koło roku 2010 zostałem w tej sprawie zaproszony do Radia TOK FM. Przyjechałem i widzę, że w radiowej poczekalni siedzi Stanisław Ciosek. Przywitaliśmy się, a dziennikarz powiedział, że my dwaj jesteśmy zaproszeni w tej samej sprawie. Trochę się spiąłem, bo wiedziałem, kto to jest Stanisław Ciosek...
...Mówiąc najkrócej – komuch. W partii od 1959 roku, i to nie w ostatnim szeregu. Pierwszy sekretarz w Zielonej Górze, oczywiście członek KC PZPR, poseł wybierany z różnych okręgów, wielokrotny minister w wielu rządach, a nawet członek najwyższego gremium partyjnego – Biura Politycznego KC PZPR. Ale też z Jerzym Urbanem i gen. Władysławem Pożogą opracowywał poufne raporty proponujące gruntowną reformę systemu socjalistycznego. On wreszcie w stanie wojennym był łącznikiem między ówczesnymi władzami a Lechem Wałęsą odbywającym swój „urlop” w Arłamowie.
Siedziałem więc ze Stanisławem Cioskiem w radiowej poczekalni. Najpierw cisza, a potem on zaczął:
– Wie pan, że byliśmy przeciwni tej debacie Miodowicza z Wałęsą? Miodowicz wyskoczył przed szereg do jakiejś swojej gry. Odwodziliśmy go od tego pomysłu, ale był uparty.
– Nawet generał nie mógł doprowadzić go do porządku? – spytałem.
– Nic nie wskórał. A potem oglądaliśmy, żal było patrzeć...
Wstrzymałem oddech, a Ciosek opowiadał dalej:
– Potem to już straciliśmy odruch samozachowawczy. Ten nieszczęsny sekretarz, chyba z Koszalina, Czarzasty, zastanawiał się, jak wysoką wygraną zakończymy wybory! A tu krach na całej linii, też dostałem po łapach, bo byłem na tej liście krajowej, która cała przepadła...
Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, po co mi to teraz opowiada, bo będzie miał okazję za chwilę, gdy wejdziemy do studia. Ale, ku mojemu zaskoczeniu, powtórzył to wszystko na antenie TOK FM. Kropka w kropkę. Choć od tamtych wydarzeń upłynęło sporo czasu, on to przeżywał. Pomyślałem sobie wtedy, dlaczego odruch opamiętania tak często przychodzi dopiero po czasie?