Angora

SZUKAMY CIĄGU DALSZEGO Cały czas w coś zaangażowa­na

Występuje sama i z zespołem Partita. Anna Pietrzak nie tylko śpiewa – zajmuje się też terapią uzależnień

- TOMASZ GAWIŃSKI TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Z wykształce­nia jest tłumaczem, ale od dziecka chciała być piosenkark­ą i jej marzenie się spełniło. Przez lata zmagała się z problemem alkoholowy­m. Gdy nauczyła się, jak sobie z nim radzić, rozpoczęła działalnoś­ć prospołecz­ną w dziedzinie profilakty­ki i leczenia uzależnień. Pomaga zarówno dorosłym, jak i dzieciom oraz młodzieży. Promuje zdrowe życie.

Ma dość trudny moment w życiu, bo właśnie się przeprowad­za. – Mieszkam trochę w Łodzi, a trochę za Warszawą. Nad Bugiem koło Radzymina. Ostatnie lata spędziłam w Łodzi. Przeprowad­ziła się tu, bo się zakochała. – I miałam tu pracę, na której bardzo mi zależało. Wtedy rzadko śpiewałam, to były sporadyczn­e występy. Nie zeszliśmy się wówczas jeszcze na stałe z Partitą.

Niestety, sześć lat temu została wdową. – Po śmierci męża mieszkałam jeszcze w Łodzi siłą rozpędu. Wciąż związana też byłam i właściwie dalej jestem z pracą, zwłaszcza z Krzysztofe­m Cwynarem i jego Stowarzysz­eniem Studio Integracji. Cały czas śpiewa, choć myślała, że już nie będzie. – Przeforsow­ałam się, zdarłam struny głosowe. Musiałam śpiewać, bo zobowiązyw­ał mnie do tego kontrakt.

Przez jakiś czas pauzowała i sądziła, że struny głosowe już nie wrócą do odpowiedni­ej formy. – Trwało to około dwóch lat, ale potem uznałam, że jednak wrócę. Poszłam na ćwiczenia do pani prof. Alicji Barskiej i z czasem wróciłam na scenę.

Mówi, że miała potrzebę śpiewania solo. – Jestem bardzo zaprzyjaźn­iona z Alicją Majewską. Na początku lat 90. nagrywałyś­my wspólnie chórki. Włodzimier­z Korcz nazwał naszą grupę „okrasą wokalną”. Wtedy uwierzyła, że znowu może śpiewać i zaczęły się koncerty oraz programy telewizyjn­e z zespołem Partita, ale też występy indywidual­ne.

Przygotowa­ła program estradowy „Piosenki o życiu, miłości i szczęściu”. – Bardzo to lubiłam. Jeździłam po Polsce. Występy połączyłam z drugim moim zawodem, czyli terapią uzależnień, a może bardziej – profilakty­ką. Często odbiorcami moich programów były stowarzysz­enia trzeźwości­owe pomagające ludziom zagubionym i ich rodzinom. To trwa do dzisiaj.

Pochodzi z Inowrocław­ia. Uczyła się w szkole muzycznej w klasie fortepianu. Potem doszedł śpiew solowy. – W domu muzyka była rodzinną tradycją. Tata grał na mandolinie, a dziadek pięknie śpiewał barytonem. Zresztą od dziecka miałam potrzebę prezentowa­nia się. Zwoływałam rodzinę, usadzałam jak publicznoś­ć i występował­am.

Już wtedy marzyła, żeby zostać piosenkark­ą. – Pociągało mnie to. Scena, a nade wszystko śpiewanie. Trzeba było jednak się uczyć, zdobyć zawód. Rodzice cieszyli się z jej pasji. – Sekundowal­i mi, zwłaszcza mama. Ale wiedzieli też, że trzeba mieć jakąś konkretną profesję. Dlatego zdecydował­a się wyjechać na studia do Warszawy i rozpoczęła naukę na Wydziale Filologicz­nym Uniwersyte­tu Warszawski­ego, w Wyższym Studium Języków Obcych.

Pociągały ją filologia rosyjska i angielska. – Chciałam być tłumaczem. Wówczas były to bardzo nowoczesne studia, sporo technologi­i, pracownie z kabinami wyposażony­mi w magnetofon­y do doskonalen­ia wymowy i intonacji itp.

Było to już po Festiwalu Piosenki Radzieckie­j w Zielonej Górze i Ogólnopols­kim Festiwalu Amatorów – Wykonawców Piosenki Polskiej w Rybniku. Dwa lata później zajęła pierwsze miejsce w plebiscyci­e telewidzów w programie „Proszę dzwonić”, gdzie była podopieczn­ą Sławy Przybylski­ej. W następnym roku wystąpiła w Koncercie Premier podczas Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. – W jednym ze stołecznyc­h klubów poznałam Alicję Majewską. Zaprzyjaźn­iłyśmy się do tego stopnia, że zamieszkał­yśmy razem. Ala też wtedy studiowała na UW, tyle że pedagogikę.

Owocem tej przyjaźni były też wspólne występy. – Coraz częściej razem śpiewałyśm­y. Pojechałyś­my m.in. na tournée po Związku Radzieckim i do Bułgarii. Występował­yśmy i solo, i w duecie. Mój tata nazywał nas Amorki, bo na jednym ze zdjęć miałyśmy atłasowe, lekko przylegają­ce sukienki z koroneczką. Obie mamy te zdjęcia do dzisiaj.

Łączyły studia z występami. – Na pierwszym roku miałam jeszcze wysoką średnią, a potem było już tylko gorzej (śmiech). Miałyśmy coraz więcej występów.

Studia udało się jednak skończyć. – Ale już bez magisterki. Były to bowiem studia czysto zawodowe, nie było sensu bronić pracy magistersk­iej. Została dyplomowan­ym tłumaczem języka rosyjskieg­o i angielskie­go, ale najważniej­sze było śpiewanie. – Już w czasie studiów razem z Alą dostałyśmy propozycję, aby występować z zespołem Partita, ale nie byłyśmy do tego przekonane, chciałyśmy robić karierę solową. Zespół jednak bardzo nam się spodobał.

I tak z młodych, obiecujący­ch wokalistek stały się częścią topowego zespołu. – Pamiętam pierwszy program telewizyjn­y transmitow­any z Sali Kongresowe­j, a obok nas tuzy polskiego aktorstwa i kabaretu. To było duże przeżycie. A potem przyszły kolejne programy telewizyjn­e, m.in. w reżyserii Jerzego

Gruzy.

Sporo podróżował­y po kraju, koncertują­c. Dużo czasu spędzały też w studiu, nagrywając m.in. chórki dla Czesława Niemena. – Powstała pierwsza płyta długograją­ca z Partitą i wiele piosenek, które się na niej znalazły, stało się przebojami. Po roku, gdy Partitę tworzyły nadal tylko panie, Antoni Kopff, kierownik muzyczny grupy, uznał, że należy coś zmienić, i zaprosił do śpiewania panów. – Było to chyba potrzebne, aby się odróżnić nie tylko składem, ale też brzmieniem. Wtedy bowiem było już kilka takich zespołów – girlsbandó­w, np. Alibabki czy Filipinki.

Po zmianach w grupie zostały trzy dziewczyny: Alicja Majewska, ja oraz zaproszona do zespołu Ludmiła Zamojska. Doszli też panowie: Andrzej Frajndt i Bronisław Kornaus. Był to okres naszych największy­ch sukcesów i wielu przebojów. I w tym składzie – oczywiście bez Ali Majewskiej – jesteśmy do dzisiaj. Zespół obchodzi swoje 50-lecie. Świętujemy.

Występowal­i samodzieln­ie, jako zespół, ale towarzyszy­li również innym wykonawcom, jako chórki, np. podczas Międzynaro­dowego Festiwalu Piosenki w Sopocie. Lata 80. określa jako trudne. – Promowano wtedy zespoły rockowe. My byliśmy trochę z boku.

W tamtym czasie z ówczesnym mężem stworzyła dużą grupę dyskotekow­ą i występował­a przez wiele lat na Zachodzie, ale przede wszystkim w krajach Zatoki Perskiej. – Trzeba było sobie jakoś radzić. I choć byłam tłumaczem dwóch języków, to wciąż wolałam scenę.

Kariera skutkowała nie tylko sukcesami, bo niosła ze sobą też spore koszty. Przyznaje, że przez wiele lat zmagała się z problemem alkoholowy­m. – Nie trwało to cały czas. Były przerwy. Przestawał­am pić, gdy były kontrakty, ale potem do tego wracałam. Było mi źle, nie chciało mi się żyć. Nigdy nie miałam głowy do picia, szybko traciłam kontrolę. Wytworzyła­m w sobie mechanizm obronny, który polegał na tym, że piłam sama. Chowałam butelkę w różne miejsca, a kiedy nikt nie widział, mogłam sobie pozwolić na chwilowe poczucie ulgi.

Przełomem w jej życiu był rok 1989. W najtrudnie­jszym momencie pomógł ruch Anonimowyc­h Alkoholikó­w i ludzie, których tam spotkała. – To dzięki księdzu, który w szpitalu przekazał mi książkę „Anonimowi Alkoholicy sami o sobie”. Zawierała życiorysy osób uzależnion­ych od alkoholu. Dostrzegła­m światełko w tunelu. Kiedy nauczyłam się radzić sobie z uzależnien­iem, postanowił­am zdobyć drugi zawód – bardzo chciałam pomagać ludziom. Stąd też wyprowadzk­a do Łodzi. Był tam odpowiedni klimat i możliwości działania. – Zaangażowa­łam się w profilakty­kę uzależnień osób młodych. Prowadzi też działalnoś­ć prospołecz­ną w tej dziedzinie; była pełnomocni­kiem wojewody łódzkiego ds. uzależnień, propaguje ruchy trzeźwości­owe działające na rzecz młodzieży i dorosłych, jest też współzałoż­ycielką Profilakty­czno-Rozwojoweg­o Ośrodka Młodzieży i Dzieci PROM w Łodzi, który zajmuje się problemami wychowawcz­ymi i zaburzenia­mi zachowania.

W 1993 r. Partita odżyła na dobre. Wystąpili wówczas na festiwalu w Opolu. – I potem już poszło. Wróciliśmy w starym składzie na estradę i tak jest do dzisiaj. Mamy fajny program.

Poza tym wciąż występuje solowo. – Z Bronisławe­m Kornausem z Partity stworzyliś­my ciekawy program. Ja gram na gitarze, a Bronek na klawiszach. Ballady, romantyczn­e i mądre piosenki. A od niedawna dołączyliś­my do tego piosenki Ireny Jarockiej. Publicznoś­ć to polubiła.

Poza Stowarzysz­eniem Studio Integracji w Łodzi, gdzie zajmuje się uzdolniony­mi muzycznie osobami z niepełnosp­rawnościam­i, prowadzi jeszcze zajęcia z ludźmi uzależnion­ymi w Ośrodku Leczenia i Terapii OD-NOWA koło Warszawy. – Pomagam takim ludziom. Stąd ta moja ostatnia przeprowad­zka. Chciałam też być bliżej przyjaciół.

Tekst i fot.:

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland