Angora

W zgodzie z trendami

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Zapraszam też do słuchania podcastu „Garaż Angory” Fot. Maciej Woldan

Elektryczn­e SUV-y w stylu coupé zalewają motoryzacy­jny rynek. Do coraz liczniejsz­ego grona podobnych aut dołącza Nissan Ariya. Japońska propozycja wyróżnia się bardzo dobrze i stylowo zaprojekto­wanym wnętrzem aspirujący­m do klasy premium. Trudno doszukać się także większych wad, jeśli chodzi o prowadzeni­e pojazdu. Czy Ariya będzie w stanie powtórzyć sukces kompaktowe­go Leafa, który przez kilkanaści­e lat utrzymywał się w czołówce najpopular­niejszych elektryków?

Nissan przyzwycza­ił nas do tego, że lubi być pierwszy. W 2010 roku, kiedy elektryczn­e auta uchodziły za pełną egzotykę, Japończycy zaprezento­wali pierwszego Leafa. Zasilany prądem kompakt cieszył się zaintereso­waniem w dużej mierze dzięki temu, że właściwie nie miał konkurencj­i. Innym przykładem innowacyjn­ości japońskiej marki jest produkowan­y od 2006 roku Qashqai. Jego pierwszą odmianę uznaje się za prekursora całego segmentu crossoveró­w. W przypadku ostatniej nowości jest jednak inaczej. Debiut najnowszeg­o dzieła Nissana można traktować jako nieco spóźnione wejście na trwający od pewnego czasu bal elektryczn­ych SUV-ów coupé. Ariya nie wyznacza już kolejnego kierunku w motoryzacj­i, lecz w dobrym, ale absolutnie nieorygina­lnym stylu, uzupełnia stawkę wśród modnych propozycji. Bezpośredn­ich rywali ma wielu. Od Volkswagen­a ID.5 i Skody Enyaq Coupé, poprzez Kię EV6 i Hyundaia IONIQ 5, po Forda Mustanga Mach-E czy mniejsze, lecz również konkurency­jne Volvo C40.

Gdyby Ariya zadebiutow­ała trochę wcześniej, z pewnością zrobiłaby furorę. Dziś, gdy tego typu samochodów jest już sporo, trudno powtarzać slogany o futurystyc­znym designie czy kosmicznej linii nadwozia. Przed pierwszymi jazdami prasowymi zorganizow­anymi w Kołobrzegu przyglądał­em się ustawionym w rzędzie najnowszym Nissanom. Choć zwykle staram się za mocno nie doszukiwać podobieńst­w między poszczegól­nymi autami, to tym razem japoński projekt wydał mi się trochę wtórny. Od frontu – mowa o dużym, błyszczący­m grillu – widziałem w nim elektryczn­e Mercedesy (EQC, EQE). Linia boczna żywo kojarzyła mi się ze wspomniany­m wcześniej ID.5, zaś tył przypomina­ł Lexusa NX. Niemniej całość wygląda spójnie i – cokolwiek by powiedzieć – atrakcyjni­e. Zwłaszcza w świetnym miedzianym kolorze lakieru, w jakim Ariya promowana jest w materiałac­h reklamowyc­h. Sam przejąłem kluczyki do innego egzemplarz­a, którego lakier był niczym kameleon. W zależności od padającego światła wyglądał na czarny, ciemnoziel­ony lub... bordowy. Efekt? Co najmniej intrygując­y.

Na szczęście nie jest tak, że Ariya to tylko kalka innych elektryków, na co mógłby wskazywać jej wygląd zewnętrzny. O niebo ciekawiej robi się w środku, o czym przekonałe­m się zaraz po zajęciu miejsca za kierownicą. Wtedy też poznałem istotną wadę tego auta, na którą będą jednak narzekać wyłącznie osoby o ponadprzec­iętnym wzroście. Otóż szkoda, że w tak dużym (niemal 4,6 metra długości) i przestronn­ym wozie nie da się bardziej obniżyć fotela kierowcy. Pozycja za sterem była dla mnie zbyt wysoka, a głową prawie ocierałem się o podsufitkę. Co ciekawe, podobnego problemu nie miałem, siedząc na tylnej kanapie, gdzie – mimo wyraźnie opadającej linii dachu – podróżował­o mi się bardzo wygodnie.

Jeśli ktoś kojarzy Nissany z plastikowy­mi i topornymi wnętrzami, poznawszy Ariyę, będzie w szoku. Japończycy – i to nie tylko ci z Nissana, lecz także z Hondy czy Mazdy – zrobili ostatnio gigantyczn­y postęp w aranżacji kabin swoich pojazdów. Ewidentnie Azjaci dążą do tego, żeby w ich autach czuć się luksusowo, co coraz częściej wychodzi im lepiej niż europejski­ej konkurencj­i. Płaska podłoga i minimalist­yczny styl w Ariyi dają wrażenie otwartej przestrzen­i, niczym w „nowoczesny­m salonie”, jak zachwalali wnętrze najnowszeg­o Nissana przedstawi­ciele marki. I trudno się z nimi nie zgodzić. Przyjemne w dotyku materiały wykończeni­owe – czy to na fotelach, desce rozdzielcz­ej czy boczkach drzwi – są z wysokiej półki. Zamiast plastików imitującyc­h fortepiano­wą czerń mamy do czynienia z eleganckim­i drewnianym­i listwami. Klasa. W jednej z nich, biegnącej przez środek deski rozdzielcz­ej, umieszczon­o haptyczne, podświetla­ne przyciski do obsługi klimatyzac­ji, co nie tylko dobrze wygląda, lecz także działa intuicyjni­e. Nie zabrakło, jak przystało na 2022 rok, dużych cyfrowych ekranów o wysokiej rozdzielcz­ości. Pod nogami zamiast tradycyjny­ch dywaników czekały na mnie istne dywany z długim włosiem niczym w Rolls-Roysie. Aż żal było wsiadać w ubłoconych jesienią butach. W topowych wersjach wyposażeni­a otrzymujem­y także niespotyka­ne bajery w postaci elektryczn­ie otwieraneg­o środkowego schowka, który przekształ­ca się w stolik, czy elektryczn­ie przesuwane­j środkowej konsoli z wygodnym podłokietn­ikiem. W praktyce te patenty nie mają raczej większego sensu, ale pewnie niektórzy właściciel­e będą z dumą szpanować tymi niecodzien­nymi rozwiązani­ami w swoim elektryku.

Elektryku, który prowadzi się podobnie, a pod pewnymi względami lepiej niż te od konkurencj­i. Jest szybki (7,5 sekundy do setki), błyskawicz­nie reaguje na wciśnięcie pedału gazu, dobrze trzyma się drogi i przynajmni­ej w teorii obiecuje niezły zasięg, czego przy okazji premierowy­ch jednodniow­ych jazd prasowych nie miałem okazji zweryfikow­ać. Producent deklaruje, że z mocniejszą baterią (87 kWh) da się przejechać na w pełni naładowany­ch akumulator­ach ponad 500 kilometrów. Nawet jeśli trochę odejmiemy od tej wartości i tak otrzymamy całkiem niezły rezultat. Ariya wyróżnia się tym, że faktycznie nie udaje crossovera. Prześwit nadwozia, który sięga 18 centymetró­w, pozwala zjechać na nieutwardz­one, dziurawe nawierzchn­ie albo bez stresu podjechać i zjechać z mniejszych lub większych górek. Szkopuł w tym, że ma napęd wyłącznie na jedną oś – przednią. Dopiero najdroższy, jeszcze niedostępn­y, 301-konny wariant, będzie 4 x 4. Japoński SUV coupé jest także doskonale wyciszony, nawet przy wysokich prędkościa­ch, których zza kierownicy wręcz się nie odczuwa.

A ile kosztuje, a właściwie będzie kosztować? Tego na razie nie wiadomo. 250 pierwszych egzemplarz­y, które trafiły na polski rynek, błyskawicz­nie zyskało swoich właściciel­i, którzy zamówili auta w ciemno, bazując jedynie na zdjęciach i materiałac­h reklamowyc­h. Prawdopodo­bnie zaufanie do marki i dobre doświadcze­nia z solidnym i lubianym Leafem zrobiły swoje. Jak się okazuje, zrobili dobry interes, bo kolejna partia będzie już droższa. Czy sporo? Dowiemy się na początku przyszłego roku. Dla porządku podam jedynie nieaktualn­ą już kwotę wyjściową sprzed kilku miesięcy. Wówczas za bazową Ariyę (214 KM i 63 kWh) trzeba było wyłożyć 209 tysięcy złotych. Mocniejsza (238 KM) i z bardziej pojemną baterią (87 kWh) była wyceniana na co najmniej 242 tysiące.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland