A gdy zabraknie „Lewego”...
„Tego już za wiele!” – chciałoby się zawołać. Czy chodzi o zgrane tematy, takie jak przekręty polityków czy ceny paliw? Otóż nie! Tu chodzi o polską głupotę i zawiść w odniesieniu do piłkarzy, zwłaszcza takich jak Lewandowski czy Szczęsny. Ale to typowe, że Polacy to wyjątkowy naród, którego najbardziej razi w oczy blask własnych pereł. Zawiść to znana od niepamiętnych czasów jakże polska przywara. Zamiast jednak przechodzić nad tym obojętnie, lepiej jest się temu jakoś przeciwstawić.
Najpierw więc sprawy wypunktuję. Nieprawdą jest zatem, że Lewandowski inaczej reaguje na boisku, gdy gra dla zagranicznych klubów, niż gdy robi to dla drużyny narodowej. Przecież kiedy strzela gole dla Biało-Czerwonych, jego radość jest spontaniczna i wzruszająca. Ale kibicowi nie dogodzi się nigdy i jest on często niesprawiedliwy. A nawet niewdzięczny. Pretensje, że „Lewy” w meczu z Holandią nadmiernie gestykulował, są nieco przesadzone. Przecież chyba nie mógł bić brawa... Gdy grał w Bayernie, zwrócił uwagę klubowemu koledze (Kingsley Coman), że ten gra niedostatecznie dobrze. Z tego powodu nawet się później... pobili. Czyli i tam próbował wtrącić swoje „trzy grosze”, ale to spowodowało tylko niepotrzebny ferment. W końcu odpuścił i ostatecznie zmienił barwy klubowe. Poza tym dla Bayernu grał dla kasy, a los kadry narodowej moim zdaniem leży mu bardziej na sercu. I stąd jego bardziej emocjonalne zaangażowanie. Nie zapomnę, jak na Euro w meczu przeciwko Niemcom „Lewy” swoim znakomitym podaniem do Milika stworzył mu stuprocentową sytuację do strzelenia bramki, której Milik nie wykorzystał. Zmarnował w ten sposób dogodną okazję, bo mu na niej bardzo przecież zależało. Nie mówię tego wcale sarkastycznie. Zwyczajnie – nie wytrzymał presji. To jego osobista tragedia, jak i też polskich kibiców. Dlatego mogę mu tylko współczuć i życzyć jak najlepiej. Natomiast niewytłumaczalne jest, że w meczu Ligi Narodów przeciwko Holandii Milik, zamiast podać „Lewemu”, zdecydował się na desperacki, jak się wkrótce okazało, strzał. Na tę karkołomną bądź co bądź decyzję już miał przecież wpływ.
Co zaś dotyczy Szczęsnego, to niektórzy wierzyli zabobonnie, że jest on pechowy. Ale tego „pecha” przynosili mu właśnie swoimi wygórowanymi nieraz oczekiwaniami kibice. Taka presja mogła mu tylko zaszkodzić, co zresztą było widoczne.
Teraz roztoczę wizję może najgorszą, bo realną i nieuchronną – co będzie mianowicie, gdy zabraknie „Lewego”, Szczęsnego i np. Zielińskiego? Nie chcę nikogo pominąć, by nie być niesprawiedliwym. „Lewego” zabraknie na pewno, bo nie bez kozery wspominał już coś o zmianie warty. Czy niesprawiedliwy i niewdzięczny kibic zasłużył sobie na to, by „Lewy” wypruwał z siebie żyły i, zamiast zająć się swym życiem prywatnym, swoje zdrowie poświęcał również w następnych mistrzostwach świata dla polskiej reprezentacji? Cóż, kibice zrazili sobie już wcześniej Piszczka, obwiniając go za Euro w Rosji i zapominając, że w eliminacjach nabawił się on bardzo poważnej kontuzji. Stało się to podczas meczu z Czarnogórą poprzedzającym wyjazd kadry narodowej do Rosji. Mimo owego przytoczonego powyżej nieszczęśliwego zdarzenia w meczu z Senegalem nie zagrał wcale źle, przypłacając to ponownie kontuzją. Ale czy ktoś to doceni?
Z poważaniem ANDRZEJ Ł. (nazwisko i adres internetowy
do wiadomości redakcji)