Chiński hołd kanclerza Scholza
Olaf Scholz odbył 4 listopada wyjątkowo kontrowersyjną wizytę w Chinach. Poleciał do Pekinu jako pierwszy zachodni przywódca od czasów pandemii. Towarzyszyli mu prezesi wielkich koncernów, jak Deutsche Bank, Adidas, BioNTech, Siemens, Volkswagen, BASF i Bayer.
Kanclerz zdecydował się na tę podróż mimo krytyki Stanów Zjednoczonych, Francji, Komisji Europejskiej, własnych ministrów i służb specjalnych. Thomas Haldenwang, szef Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji, alarmował, że „największym wyzwaniem dla europejskich demokracji w tym stuleciu nie będzie Rosja, ale nieporównywalnie potężniejsze i działające w dużo większym stopniu według planu Chiny”.
185 chińskich opozycjonistów, twórców, artystów wystosowało do niemieckiego przywódcy list z apelem, aby nie jechał. Podkreślali, że „Chiny stopniowo stają się nową dyktaturą w nazistowskim stylu”.
Prezydent Francji Emmanuel Macron proponował, że uda się razem z Scholzem do Pekinu, ale w późniejszym terminie. 22 października, zakończył się XX Zjazd Komunistycznej Partii Chin, na którym przewodniczący Xi Jinping jeszcze bardziej umocnił swą władzę i wybrany został na trzecią kadencję. Zdaniem wielu komentatorów wizyta Scholza właśnie w tym momencie może zostać uznana za hołd wobec najwyższego chińskiego przywódcy. Kanclerz jednak wolał pojechać sam. „W Europie panuje lekki szok. A to służy interesom Chin dążącym do podzielenia kontynentu. Także Waszyngton jest zaniepokojony. Stany Zjednoczone czują, że to moment, w którym wszyscy musimy się zjednoczyć”, stwierdziła
Bonnie Glaser, dyrektorka programu azjatyckiego w instytucie German Marshall Found w Waszyngtonie.
Niemieccy politycy chętnie przybywali do Państwa Środka już od lat 70. XX wieku. Sama Angela Merkel odbyła kilkanaście takich podróży. W rezultacie Chiny stały się największym partnerem gospodarczym Republiki Federalnej. Tylko samochodowy koncern Volkswagen 40 proc. swych obrotów osiąga za Wielkim Murem.
Konstrukcja nastawionej na eksport gospodarki Niemiec opierała się na tanich rosyjskich surowcach energetycznych i ekonomicznej współpracy z Pekinem. Rozpętana przez Putina wojna w Ukrainie sprawiła, że ta koncepcja runęła jak domek z kart. Socjaldemokrata Olaf Scholz usiłuje ratować przynajmniej chiński filar. Wbrew opiniom sześciu swoich ministerstw oraz partnerów w koalicji rządowej (liberalna partia FDP i Zieloni) zdecydował się w październiku na sprzedaż państwowej chińskiej firmie Cosco prawie 25 proc. udziałów w terminalu portowym w Hamburgu. Potem szef rządu federalnego wbrew wszelkim ostrzeżeniom udał się do Pekinu, chcąc kontynuować gospodarczą politykę Angeli Merkel.
Ale komentatorzy zwracają uwagę, że obecnie sytuacja jest zdecydowanie odmienna. Świat ma do czynienia z nowymi, niebezpiecznymi Chinami.
Przez lata Pekin prowadził umiarkowaną politykę zagraniczną, koncentrując się na rozwoju gospodarczym. Pod rządami Xi Jinpinga to się jednak zmieniło. Chiński przywódca stworzył totalitarną dyktaturę, w której obywatele są kontrolowani za pomocą najnowocześniejszej technologii. Chińscy komuniści prześladują Ujgurów i inne mniejszości etniczne i grupy religijne, podeptali swobody obywatelskie w Hongkongu. Co więcej, Xi Jinping podobnie jak Putin jest nieprzyjaźnie nastawiony wobec demokratycznego Zachodu, chce położyć kres globalnej hegemonii Stanów Zjednoczonych i „zjednoczyć ziemie chińskie”, czyli przyłączyć Tajwan. Chiny nie sprzeciwiły się rosyjskiej inwazji na Ukrainę, kupują od Rosji surowce, co pomaga państwu Putina oprzeć się zachodnim sankcjom. Niemiecka gospodarka jest o wiele bardziej uzależniona od Chin, niż kiedykolwiek była od Rosji. Co się z nią stanie, jeśli wybuchnie wojna o Tajwan, jeśli dojdzie do militarnego zderzenia chińskiego smoka z amerykańskim supermocarstwem?
Na te pytania Scholz nie ma odpowiedzi, liczy, że będzie dobrze. Jego podróż do Chin trwała 23 godziny, sama wizyta 11 godzin. Kanclerz i członkowie niemieckiej delegacji zostali poddani testom na COVID-19. Przeprowadzili je chińscy pracownicy medyczni, którzy weszli na pokład samolotu w kombinezonach ochronnych.
Niemiecki przywódca spotkał się z Xi Jinpingiem, który powiedział, że oba wpływowe kraje powinny współpracować, szczególnie w „obecnych czasach zmian i zamieszania”, przez wzgląd na światowy pokój. Kanclerz zakomunikował, że chce „dodatkowo rozwijać” współpracę gospodarczą na linii Berlin – Pekin, mimo że oba kraje mają „różne punkty widzenia”. W rozmowie z premierem Chin, którym jest Li Keqiang, szef rządu federalnego zaapelował, aby Chiny wywarły wpływ na Rosję w celu zakończenia wojny w Ukrainie. „Nie możemy pozwolić sobie na dalszą eskalację”, przyznał Li Keqiang, co odczytywane jest jako pewna zmiana w promoskiewskiej do tej pory retoryce Pekinu. Scholz podkreślił, że status Tajwanu może zostać zmieniony tylko drogą pokojową. Pośrednio wezwał władze w Pekinie do ochrony mniejszości. Dziennik „Süddeutsche Zeitung” napisał w komentarzu, że kanclerz powiedział w Pekinie to, co musiał powiedzieć, nie ma co jednak żywić nadziei, że jego słowa odniosą skutek.
Zdaniem opiniotwórczego tygodnika „Focus” słowa Scholza, które padły podczas „dziwacznej” wizyty w Pekinie, są folklorem, rytuałem, który niczego nie zmieni. Według magazynu „Stern” niemiecki przywódca walczył w Pekinie dzielnie, ale osiągnął niewiele. (KK)
Na podst.: