Ekstremiści triumfują
73-letni Benjamin Netanjahu, lider prawicowej partii Likud, najdłużej rządzący premier w historii Izraela, po krótkiej przerwie w sprawowaniu władzy znów wygrywa wybory parlamentarne.
Nawet po skandalu korupcyjnym pozostaje najpopularniejszym politykiem w kraju. Jego wyczyn został nieco przyćmiony przez sukces dryfującej jeszcze bardziej na prawo gwiazdy Itamara Ben-Gvira, ucznia rasistowskiego rabina Meira Kahane’a, którego partię USA uznały kiedyś za organizację terrorystyczną. Ugrupowanie Ben-Gvira, Otzma Yehudit, żądające rozwiązania Autonomii Palestyńskiej, aneksji Zachodniego Brzegu, wydalenia Palestyńczyków i Arabów, reprezentujące rasizm, żydowską supremację, homofobię – stało się teraz trzecią najliczniejszą partią w Knesecie i wejdzie do rządu. Ma na to szansę również następny członek prawicowego bloku wyborczego – Bezalel Smotrich, szef Religijnej Partii Syjonistycznej, marzący o Izraelu bez nie-Żydów. Nowy premier, wdzięczny koalicjantom za wsparcie, będzie czuł się teraz zobowiązany do realizacji ich żądań. To zła wiadomość dla Palestyńczyków, choć nie zaskakująca.
Premier Autonomii Palestyńskiej Mohammed Sztajeh uważa, iż triumf prawicowców jest naturalnym efektem nastrojów panujących w izraelskim społeczeństwie. – Nie mieliśmy złudzeń, że wybory wyłonią kandydata do rozmów o pokoju. Tożsamość zwycięzcy nie ma znaczenia, ponieważ różnica między partiami izraelskimi jest taka sama jak między pepsi a coca-colą. Analityczka polityczna Nour Odeh potwierdza: – Jeśli chodzi o przemoc, rząd Lapida przeszedł sam siebie. Jeśli zaś chodzi o nowe osiedla i de facto aneksję, Lapid to Netanjahu. Na wieść, że Netanjahu zastąpi centrystę Ja’ira Lapida i stanie na czele najbardziej prawicowego rządu w dziejach Izraela, sprzedawca nektarynek na placu al-Manara w Ramallah wzrusza ramionami: – Mnie tam wszystko jedno. Próbuję tylko pracować i przynosić coś moim dzieciom. A jego egzystencja nigdy nie była łatwa, niezależnie od panującej władzy. W ubiegłym miesiącu wiele razy miał trudności z dostaniem się ze swojego domu w Autonomii do Ramallah, gdy armia izraelska zablokowała drogi w odpowiedzi na falę przemocy na Zachodnim Brzegu. Teraz tym bardziej spokoju nie będzie. Kolejne rządy dążą do utrwalenia status quo na Zachodnim Brzegu, czyli podziału palestyńskich enklaw przez wciąż rosnące osiedla Izraelczyków. – Jeśli chcesz użyć metafory „gwoździa do trumny Autonomii”, obecne wybory są kolejnym krokiem w tym samym kierunku – mówi Ghassan Khatib, były palestyński negocjator pokojowy i minister. Sytuacja wydaje się jednak groźniejsza niż kiedykolwiek. Partia Otzma Yehudit żąda immunitetu dla żołnierzy strzelających do palestyńskich napastników, deportacji prawodawców Autonomii uznanych za nielojalnych wobec państwa oraz kary śmierci dla Palestyńczyków odpowiedzialnych za ataki terrorystyczne. Jeśli nowemu rządowi uda się zrealizować choćby część pomysłów, agresja wybuchnie z nową siłą. Już teraz, kiedy komisje wyborcze liczyły ostatnie karty do głosowania, w ciągu jednego dnia siły bezpieczeństwa zastrzeliły czterech palestyńskich zamachowców.
Skrajna prawica w rządzie gwarantuje nakręcanie się spirali przemocy. Jednak dopuszczenie jej do głosu nie jest wyłącznie winą społeczeństwa. To Netanjahu poszedł z ekstremistami do wyborów, wpuścił ich do głównego nurtu polityki, by pomogli mu najpierw wygrać, później uniknąć skazania za korupcję. Religijni syjoniści i Likud mają jeden kluczowy interes: powstrzymać sąd najwyższy oraz inne demokratyczne zabezpieczenia, takie jak władza i niezależność prokuratora generalnego – pisze „The Guardian”. – Netanjahu chce, aby jego problemy prawne zniknęły. Ale „reforma” sądownictwa, jaką zamierzają przeprowadzić, będzie miała poważniejsze skutki niż bezkarność premiera – otworzy drzwi do programu grabieży ziemi, zmiany zasad zaangażowania żołnierzy i innych nadużyć (...). Coraz bardziej prawicowy elektorat tego kraju wybrał rząd, który prawdopodobnie będzie podążał ekstremalną i autorytarną trajektorią. (EW)