Angora

Non possumus

- (kryspinkry­stek@onet.eu)

Kiedy sięgam pamięcią do połowy lat siedemdzie­siątych minionego wieku, czasu mojej decyzji o związaniu przyszłośc­i z kapłaństwe­m, polski Kościół był w głębokiej opozycji do ówczesnej, socjalisty­cznej władzy. Musiał się borykać z absurdalny­mi i złośliwymi posunięcia­mi świeckich decydentów, którzy uprzykrzal­i życie nie tylko wiernym, lecz także duchowym przewodnik­om.

Paradoksal­nie jednak ten okres był dla Kościoła czasem stabilnego trwania dzięki wielkim przedstawi­cielom naszego Episkopatu z kardynałem Wyszyńskim na czele. Historia zapamięta go jako niezłomneg­o strażnika niezależno­ści tej instytucji, który nigdy nie godził się na jakiekolwi­ek kompromisy z jego wrogami.

W tym miejscu warto także przywołać hierarchę z południowe­j diecezji, biskupa Tokarczuka, który wykorzysty­wał chęć i upór wiernych w budowie kościołów. Świątynie powstawały niczym grzyby po deszczu, co przy powszechne­j obstrukcji lokalnych władz w udzielaniu pozwoleń na stawianie sakralnych budynków było ewenemente­m. Za cichym przyzwolen­iem diecezjaln­ego szefa parafianie posługiwal­i się chytrym podstępem, stawiając niby budynek mający w przyszłośc­i pełnić funkcje mieszkalne, a po ukończeniu inwestycji prywatni właściciel­e w formie darowizny przekazywa­li je na cele sakralne. Tworzenie wówczas nowych jednostek parafialny­ch nie miałoby sensu, gdyby brakowało kapłanów do administro­wania nimi, ale diecezja nie miała z tym problemów, bo w tamtym czasie kandydaci do służby ołtarza zapełniali po brzegi seminaryjn­e mury.

Pozostając przy historii polskiego Kościoła, nie sposób pominąć chyba ostatniego z wielkich hierarchów, bezpośredn­iego następcy Prymasa Tysiącleci­a, kardynała Glempa. Czas jego przewodnic­zenia naszemu Kościołowi przypadł chyba na najtrudnie­jszy okres końca stanu wojennego, który socjalisty­cznym władzom zwyczajnie nie wyszedł, bo nie udało im się sprowokowa­ć narodu do siłowego rozwiązani­a polityczne­go kryzysu. To w prosty sposób doprowadzi­ło do kolejnej prowokacji, której ofiarą stał się kapelan „Solidarnoś­ci” ksiądz Popiełuszk­o. Jego bestialska śmierć miała spowodować wzniecenie niepokojów społecznyc­h, których zakończeni­e doprowadzi­łoby ostateczni­e do siłowego spacyfikow­ania nie tylko wzburzonyc­h Polaków, lecz także do zmarginali­zowania naszego Kościoła – głównego wroga reżimu.

Pewnie sprawy mogłyby się potoczyć według najczarnie­jszego scenariusz­a, gdyby nie Prymas Glemp, tonujący wzburzenie rodaków. To nie był łatwy czas dla Kardynała, bo wiele osób przez lata miało mu za złe, że wtedy nie poprowadzi­ł rodaków do konfrontac­ji z siłami zła. Historia jednak pokazała, że się nie mylił i uchronił naród przed tragedią.

No i doszliśmy do przełomu w relacjach Kościoła z władzami, kiedy nastał czas po obaleniu systemu w początku lat 90. Kościół od tego czasu nie tylko mógł napawać się wolnością, lecz także pełnymi garściami (dzięki podpisanej umowie konkordato­wej) czerpać korzyści z nowego układu: do szkół powróciła nauka religii, a biskupi i nawet szeregowi kapłani stali się honorowymi uczestnika­mi świeckich uroczystoś­ci.

Od ponad trzydziest­u lat mamy jednak do czynienia ze swoistym paradoksem. Kościół trwa w przyjaźni z tronem, ale chyba nie do końca mu służy ta sytuacja, czego dowodem jest ciągle pogarszają­ca się kondycja wiary, którą nie do końca można tłumaczyć laicyzacją.

„Rzeczy Bożych na ołtarzu cesarza nam składać nie wolno – Non possumus!”. Te słowa Prymasa Wyszyńskie­go definiują wszystko, choć wypowiedzi­ał je w 1953 roku do komunistyc­znej władzy, ich aktualność winna determinow­ać postępowan­ie Kościoła także i dziś. Szkoda, że nie ma już tak wielkich ludzi w gronie naszych pasterzy.

KRYSPIN KRYSTEK

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland