Apostoł trzeźwości
Nr 261 (9 XI). Cena 4,99 zł
Nr 45 (11 – 17 XI). Cena
(...) Prezes cokolwiek odleciał w swoim monologu na temat młodych kobiet, które piją jak faceci, podczas gdy powinny rodzić. „Jeżeli się utrzyma taki stan, że do 25. roku życia dziewczęta, młode kobiety, piją tyle samo, co ich rówieśnicy – to dzieci nie będzie” – zawyrokował Kaczyński i ja się z nim zgadzam. Rzeczywiście: skupienie się na radosnym przeżywaniu młodości – co wiąże się także, acz oczywiście niewyłącznie, z piciem – nie sprzyja rozrodowi. Ale czy Kaczyński naprawdę chce to zmienić?
Prezes Polski narzeka na Warszawę, która jest „najbogatsza, bogatsza niż Niemcy, a dzieci jest tam najmniej”, bo „to jest kwestia po prostu pewnego nastawienia ludzi, a w szczególności pań”. Mam pytanie: czy Kaczyński sądzi, że gdybym w wieku 25 lat przestała pić i zaczęła się rozmnażać, to moja 25-letnia dziś córka głosowałaby na PiS? A szerzej: czy te wszystkie nieurodzone dzieci, które mogłyby przyjść na świat w ohydnie bogatej Warszawie, gdyby potencjalne mamusie nie balowały – a przy okazji nie kształciły się i nie robiły kariery, bo taki jest profil balujących warszawianek – byłyby „po prostu patriotami”, żeby zacytować wiceministra Piontkowskiego z niedawnej debaty nad lex Czarnek? Czy też może bezczelne gówniary maszerowałyby w protestach Strajku Kobiet, wznosząc wulgarne okrzyki i tekturki z niecenzuralnymi hasłami?
W interesie Kaczyńskiego – a w każdym razie jego formacji ideowej, bo mówimy wszak o dość odległej przyszłości – jest to, aby w Warszawie, Sopocie i Poznaniu dzieci rodziło się jak najmniej; w odróżnieniu od małych miasteczek na Podlasiu i Podkarpaciu.
Binjamin Netanjahu wygrał właśnie piąte wybory – i triumfalnie powraca do władzy po zaledwie 1,5-rocznej przerwie – dzięki temu, że postępowa europejska inteligencja odeszła do historii bezpotomnie albo mało potomnie. Golda Meir zmarła w wieku 80 lat, mając dwoje dzieci, podczas gdy przeciętna ortodoksyjna Żydówka ma ich sześcioro przed trzydziestką. „Polska B” jest naturalnym rezerwuarem PiS – i dla przyszłości konserwatywno-nacjonalistycznej prawicy kluczowe jest nie to, ile dzieci rodzi się w ogóle, ale jaki ich odsetek przychodzi na świat w religijnych, konserwatywnych domach.
Ale i to nie jest już gwarancją sukcesu. Młodzież, panie, nikogo już dzisiaj nie szanuje, to wszystko przez ten cholerny internet.
Odgórne zapędzanie młodych kobiet do rodzenia przynosi rezultaty przeciwne wobec oczekiwanych. Już 9 miesięcy po wyroku trybunału mgr Przyłębskiej liczba urodzin spadła, i to gwałtownie: w lipcu 2021 r. urodziło się zaledwie 28 tysięcy dzieci, o 5 tysięcy mniej niż rok wcześniej. I spadek trwa – obecnie produkujemy niespełna 320 tysięcy małych Polaków rocznie, a jeszcze w 2017 r. było ich około 400 tysięcy. A będzie gorzej. Według cyklicznego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej na temat celów i wartości młodzieży, już tylko co trzeci maturzysta uznaje rodzinę i dzieci za najważniejsze w życiu. Jakoś nie podejrzewam, że młodzi skwapliwie zmienią priorytety, bo władza im tak każe. Ta moja wątpliwość odnosi się – żeby zacytować prezesa Kaczyńskiego – „w szczególności do pań, bo to kobiety rodzą dzieci”.
Swój stosunek do kobiet Kaczyński wyraził w monologu zaczynającym się od słów: „Ja naprawdę jestem szczerym zwolennikiem równouprawnienia kobiet”. To wstęp z gatunku: „Nie jestem antysemitą, ale...” – po którym z zasady następuje żarliwy monolog na temat zasług Niemiec lat 30. XX w. dla uporządkowania systemu finansowego Europy. W przypadku prezesa po „ale” nastąpiła dość przewidywalna fraza o „udawaniu” mężczyzn przez kobiety i odwrotnie, czego prezes zwolennikiem – nie zgadniecie – nie jest. Połączona ze stwierdzeniem, iż „mężczyzna, żeby popaść w alkoholizm, to musi pić nadmiernie przez 20 lat przeciętnie, a kobieta tylko 2”. Dane te prezes zaczerpnął od nieżyjącego współpracownika z „podziemia”, który był „niewątpliwie najwybitniejszym specjalistą od alkoholizmu w Polsce”. Niestety, jego nazwisko nie padło.
Może to i lepiej, bo te liczby są wzięte z sufitu. Claudia Fahlke z Uniwersytetu w Göteborgu mówi np. o podobnym wpływie na redukcję neuroprzekaźnika serotoniny po czterech latach ostrego picia u mężczyzn i czternastu latach u kobiet; natomiast badanie prowadzone pod kierownictwem C.L. Randall z Centrum Badań nad Alkoholem Uniwersytetu Medycznego Karoliny Południowej wykazuje, że między utratą kontroli nad piciem a pełnometrażowym alkoholizmem ze wszystkimi społecznymi problemami mija 5,5 roku u kobiet i 7,8 roku u mężczyzn. Ale rzeczywiście przez wiele lat istniała teza, że kobiety szybciej uzależniają się od gorzały. Amerykanie wymyślili na to nawet nazwę „telescoping” – nawiązującą do teleskopowej pały albo anteny, które można skracać i wydłużać. Miało to obrazować fakt, iż odcinki między poszczególnymi etapami rozwoju alkoholizmu – od rozpoczęcia picia poprzez uzależnienie aż do rozpoczęcia terapii – są u kobiet krótsze niż u mężczyzn. Ostatnie badania przeprowadzone w najmłodszych kohortach wiekowych podważają także i tę prawidłowość: studium pod kierownictwem Katherine M. Keyes z Instytutu Psychiatrii stanu Nowy Jork wykazało, że obecnie młodzi ludzie uzależniają się w podobnym tempie bez względu na płeć.
Jednak fakty są w sumie mniej istotne. Prezes nie ma pojęcia o większości rzeczy, o których się autorytatywnie wypowiada. Czemu miałby mieć pojęcie akurat o epidemiologii choroby alkoholowej?
Znacznie ciekawsze są wnioski, które wyciąga z tych niezupełnie faktycznych faktów.
Otóż w kontekście popieranej przez Kaczyńskiego równości kobiet – oraz niepopieranego udawania mężczyzn przez kobiety – prezes złożył deklarację, która naprawdę zabrzmiała jak groźba: „Trzeba z pewnymi zjawiskami walczyć”.
Mężczyźni – piwo. Kobiety – wino. Mężczyźni – trzykrotnie więcej niż kobiety. Codziennie – niemal co dziesiąty Polak.
Początek lat 90. Polacy piją średnio 6,5 litra czystego alkoholu rocznie. To poziom podobny do czasów PRL. Kiedy w 2004 r. wchodzimy do Unii Europejskiej, średnie spożycie wynosi już ponad 8 litrów na osobę. Obecnie jest najwyższe w historii statystyk Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych – to 9,7 litra czystego alkoholu na osobę rocznie. Pije 80 proc. dorosłych Polaków. Uzależnionych jest ok. 800 tys., a ok. 2,3 mln osób pije szkodliwie.
Spożywaniu alkoholu przez Polki w miniony weekend wywód poświęcił prezes PiS Jarosław Kaczyński. Nadmierne picie przez młode kobiety uznał za przyczynę kryzysu demograficznego w Polsce. Przy okazji stwierdził, że kobietom do uzależnienia wystarczą dwa lata z alkoholem, podczas gdy mężczyznom – 20. Wszystkie te informacje – podane podczas spotkania z mieszkańcami Ełku – są nieprawdziwe.
Piją i kobiety, i mężczyźni, ale w innych ilościach, inne trunki i często w innych okolicznościach. Mężczyźni sięgają po alkohol trzykrotnie częściej niż kobiety i piją go 3,6 razy więcej, przy czym różnica ta jest związana głównie z częstszym piciem piwa i napojów spirytusowych. Inaczej liczby wyglądają tylko przy porównaniu konsumpcji wina – ten rodzaj alkoholu Polki spożywają dwukrotnie częściej niż Polacy.
Najczęściej pijemy w towarzystwie przyjaciół lub rodziny. W samotności codziennie pije prawie 5 proc. Polaków, a ponad 13 proc. – kilka razy w tygodniu.
Główne motywy picia: alkohol poprawia jakość imprezy, nastrój, dodaje odwagi, pomaga pokonać poczucie wyobcowania w grupie. Co dziesiąta kobieta i 16 proc. mężczyzn pije „żeby o wszystkim zapomnieć”.
Znane są też przyczyny abstynencji. Wśród niepijących mężczyzn najczęściej pojawiające się odpowiedzi to: „picie szkodzi” i „to marnowanie pieniędzy”. Co piąty Polak zrezygnował z alkoholu, bo „kiedyś to zrujnowało mu życie”. 13 proc. nie pije ze względów religijnych.
Polki unikają alkoholu przede wszystkim ze względu na zdrowie, brak zainteresowania alkoholem oraz finanse. O abstynencji przesądza też ciąża. Wśród Polek rośnie świadomość szkodliwości picia w tym czasie, choć tylko z jedną trzecią ciężarnych lekarze poruszyli ten temat w czasie wizyt kontrolnych. W 2005 r. ponad 16 proc. ankietowanych kobiet przyznawało, że sięgało po alkohol w czasie ciąży. Obecnie przyznaje się do tego 7 proc.
Większość badanych deklaruje, że pandemia nie wpłynęła na to, ile piją. Potwierdzają to dane OECD, który prześledził modele konsumpcji alkoholu w Europie. Wynika z nich, że podczas pierwszego lockdownu 43 proc. osób zgłosiło, że piło częściej, 25 proc. deklarowało, że rzadziej, a 32 proc. nie zgłosiło żadnych zmian w tym względzie.
W raporcie OECD Polska jest w dziesiątce państw, gdzie pije się najwięcej. Częściej po alkohol sięgają: Niemcy,
Austriacy, Rosjanie, Luksemburczycy, Litwini, Irlandczycy, Francuzi i Łotysze.
Rosnące statystyki picia coraz częściej próbują wyhamować samorządy, wprowadzając nocną prohibicję. Przyznają, że alkohol jest zbyt łatwo dostępny. Na przykład w Warszawie jeden sklep monopolowy przypada na 350 mieszkańców, choć według Światowej Organizacji Zdrowia powinien przypadać na 1000 – 1500 mieszkańców. Jak pisaliśmy w „Wyborczej”, w samym śródmieściu stolicy działa 386 sklepów z alkoholem, a w całym mieście jest ich w sumie około 3000. To więcej niż w całej Szwecji. Rośnie liczba wydawanych koncesji. Od 2017 r. liczba sklepów z alkoholem w Warszawie wzrosła o blisko 4 proc.
W 2018 r. była próba wprowadzenia nocnej prohibicji w całym kraju, ale ustawa ostatecznie nie weszła w życie. Na własną rękę zakazy sprzedaży alkoholu w centrach miast między godz. 22 a 6 rano wprowadziły m.in. Łódź, Wrocław i Gdańsk. Po godz. 23 sprzedaż zakazana jest też w Zakopanem, bo miasto nie radziło sobie z plagą pijanych turystów.
W połowie tego roku Partia Razem zaproponowała pakiet rozwiązań, które miałyby ograniczyć konsumpcję alkoholu. Postuluje zakaz jego sprzedaży na stacjach benzynowych, zakaz reklamy alkoholu w sieci i sprzedaży trunków w promocyjnych, obniżonych cenach. Większość sejmowa nie podjęła tematu.