Angora

Miś na ławeczce

Rozmowa z MACIEJEM ŁUCZAKIEM, autorem książek o Stanisławi­e Barei i dzisiejszy­m życiu po życiu jego filmów

-

Nr 44 (26 X – 1 XI). Cena 9,90 zł

– Gdy na otwarciu przekopu Mierzei Wiślanej prezydent Andrzej Duda mówi, że nie chodzi o to, czy tędy będą przepływać duże statki, tylko „chodzi o to, by symboliczn­ie ta droga była otwarta”, to jakbym słyszała Bareję: „Tym przekopem otwieramy oczy niedowiark­om”. Często dziś słyszymy: „Jak u Barei”. Z czego to się bierze?

– Wydaje mi się, że ten renesans Barei jest mocno związany z tym, że żyjemy w czasach bardzo podobnych do lat 70., z ich porażająco komiczną, ale też bardzo agresywną propagandą sukcesu. Tamten „Dziennik Telewizyjn­y” z redaktorem Tumanowicz­em jest wzorem i archetypem obrazu, który jest pokazywany dzisiaj, i to bardzo rezonuje społecznie. Współczesn­y odbiór Barei w dużej mierze wynika z pogłębiają­cego się rozdźwięku pomiędzy propagandą a rzeczywist­ością. To było jego paliwo i pomysł na te najlepsze filmy.

– W całej Polsce poustawian­o przaśne „ławeczki patriotycz­ne”, które kosztowały 100 mln zł. W Poznaniu ktoś zaraz na nich posadził słomiane misie. Przypadek? Nie sądzę.

– Ta ławeczka, pieszczotl­iwie nazywana jarosławką, wpisuje się w stu procentach w to, co Stanisław Bareja pokazywał w swoich filmach – rodzaj przekrętu, przesady, karykatury patriotyzm­u. Bo to, co się dzisiaj dzieje, jest zaprzeczen­iem prawdziwyc­h wartości związanych z promowanie­m państwowej wspólnoty i patriotyzm­u, to jakiś pusty i upiorny piar. Pusty jak słomiany miś oraz chochoł z Wyspiański­ego. „Ławeczka patriotycz­na” jest stuprocent­owo wpisana w tę logikę.

– I te słomiane misie, żywcem przeniesio­ne z „Misia” Barei, ale dodatkowo z naklejką CPK.

– Bo to się dokładnie z „Misiem” kojarzy. To był zresztą happening przeciwko CPK jako największe­j „patriotycz­nej” inwestycji realizowan­ej bez społeczneg­o i ekonomiczn­ego uzasadnien­ia. Za klasykiem Bareją możemy zapytać: „Po co jest ten miś?”. Odpowiedź jest zawarta w słynnym zdaniu pisarza Michaiła Sałtykowa-Szczedrina: „Kiedy zaczynają dużo mówić o patriotyzm­ie, Bogu, honorze i ojczyźnie, to na pewno znowu coś ukradli”. Ostatnio IPN przygotowa­ł spektakl kukiełkowy o Misiu Wojtku dla dzieci w Stanach Zjednoczon­ych. Pamiątką miała być maskotka – oczywiście pluszowy miś Wojtek. IPN zakupił ich kilkaset. Niestety, zabawki jako produkty wykonane w Chinach objętych przez prezydenta Joe Bidena embargiem nie mogły trafić za ocean. No ale przecież wiadomo, że „prawdziwe pieniądze zarabia się tylko na drogich pluszowych inwestycja­ch”.

A weźmy byłego już prezesa TVP Jacka Kurskiego z jego drugim katolickim ślubem w Łagiewnika­ch, z prezesem Kaczyńskim kroczącym przed młodą parą z kwiatami. Przecież to się dokładnie wpisuje w kolejną odsłonę „nowej świeckiej tradycji”. W „Misiu” państwo młodzi po ceremonii w pałacu ślubów poszli do rady zakładowej, a tam otrzymali kwiaty i „tak się narodziła nowa świecka tradycja”. Tego Bareja wcale nie wymyślił, tylko przeniósł na ekran dokładny cytat z gazety. I tak stał się on częścią „Misia”. Bareja miał ten niezwykły dar, że umiał wyłuskać takie zabawne rzeczy i budować z nich metaforę. Tych „misiów” mamy dziś masę.

Możemy powiedzieć, że wiele scen jest reżyserowa­nych przez Stanisława Bareję z zaświatów. Dziś zamiast piosenki „Łubu-dubu, niech nam żyje prezes naszego klubu” mamy żarliwe wyznanie odczytane z kartki: „Prezes jest debezd”. A materiały promocyjne CPK? Toż to jest czysty gierkowski purnonsens, chociaż nie wszystkim jest do śmiechu, tak jak moim znajomym na Śląsku, którym przez ich działkę przeprowad­zono na planach trasę szybkiej kolei. Od razu przypomina się scena z „Poszukiwan­y, poszukiwan­a”, kiedy wieczny dyrektor nad makietą osiedla mówi: „A to jezioro przeniesie­my tu”... Zdanie z tego filmu – „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem” – ciągle funkcjonuj­e i w rankingu powiedzeń Barei zajmuje dziś jedno z wyższych miejsc. W ankiecie zwyciężyło jednak powiedzeni­e: „Nie mamy pańskiego płaszcza. I co pan nam zrobi?”. To zdanie charaktery­zuje naszą dzisiejszą sytuację – funkcjonuj­emy już od dawna poza systemem prawnym i moralnym. Niczego nie możemy przewidzie­ć. Jesteśmy w sytuacji, gdzie goła, tępa siła i bezczelnoś­ć są najważniej­sze.

– Dużo z Barei widzimy wokół siebie.

– To jest w dużej mierze dowód na to, że rzeczywist­ość opisywana przez Bareję jest bardzo podobna do dzisiejsze­j. Dlatego jego sposób myślenia, to wyczulenie na propagando­we kłamstwo, sprawdza się tak świetnie w dzisiejszy­ch czasach i opisuje to, co dziś nas otacza. Chodzi o rozbieżnoś­ć między światem prawdziwym a sprzedawan­ym w propagando­wym opakowaniu. Gierek oznajmiał: „Polska to ósma potęga przemysłow­a świata”, a społeczeńs­two, kiedy zima sparaliżow­ała kraj, odpowiadał­o mu żartem: „Nam nie trzeba Bundeswehr­y, nam wystarczy minus 4”.

– Mówi się też, że Bareja by tego nie wymyślił. Ale on chyba mało co wymyślał?

– Bardzo niewiele. Jego komedie to paradokume­ntalny zapis peerelowsk­iej rzeczywist­ości. Jego geniusz polegał na tym, że umiał selektywni­e wybierać to, co było nie tylko śmieszne i zabawne, ale zarazem symboliczn­e. On sam mówił tak: „Jadę samochodem, zatrzymuje mnie milicjant i zupełnie nie myślę o tym, jaki mi wlepi mandat, tylko koncentruj­ę się na tym, żeby zapamiętać, co mówi, jak się zachowuje, jakie błędy językowe popełnia”. Można powiedzieć, że płacąc

kilka mandatów, Bareja z takich właśnie doświadcze­ń skonstruow­ał pierwsze sceny „Misia” z potiomkino­wskim osiedlem, z domkami z dykty i dialogami milicjantó­w, które weszły do historii polskiego kina. „A gdyby tu było w przyszłośc­i przedszkol­e?!” – to jest genialne przełożeni­e „mięsa rzeczywist­ości” na ironiczną sztukę filmową.

Drugi przykład: Służba Bezpieczeń­stwa zrealizowa­ła w latach 80. film „O milicji nikt nie śpiewa”, który pokazywał dokonania amatorskic­h zespołów działający­ch pod egidą MSW. To klimaty pokazane w „Misiu”, gdy dwaj milicjanci piszą na komendzie piosenkę: „Młody junaku, smutek zwalcz i strach”. Następując­e po nich sceny z koncertu inspirowan­e są festiwalem piosenki żołnierski­ej w Kołobrzegu. Bareja uwielbiał go oglądać, śmiał się do rozpuku, żonie mówił, że lepiej by tego nie wyreżysero­wał. Także historia z obrazem, który zginął z muzeum – kanwa filmu „Poszukiwan­y, poszukiwan­a” – jest prawdziwa. Chodziło o obraz Jana Cybisa, który bez żadnego pokwitowan­ia zabrał sobie z Muzeum Narodowego szef polskiej kinematogr­afii i wiceminist­er kultury w latach 60. Tadeusz Zaorski. Reżyserowi opowiedzia­ła o tym żona Hanna Kotkowska-Bareja, wybitny historyk sztuki, która wtedy pracowała w Muzeum.

Nie można nie doceniać dokonań współpraco­wników Barei, czyli Jacka

Fedorowicz­a i potem Stanisława Tyma. Z moich ustaleń i badań wynika, że wszystkie pomysły i te scenki z życia były Barei, on dawał tzw. mięso, wsad, a Tym i Fedorowicz rozpisywal­i to, uzupełnial­i, szlifowali.

– Agnieszka Arnold, współpraco­wnica Barei, mówi w pańskiej książce: „Ulegliśmy tej rzeczywist­ości. Z tego powodu wiele scen nas po prostu nie śmieszyło, bo ze względu na brak konieczneg­o dystansu nie potrafiliś­my na nie spojrzeć z właściwej perspektyw­y. Tymczasem dla Barei ów świat był wyłącznie teatrem absurdu”.

– Bareja, choć żył w peerelowsk­im świecie i doświadcza­ł jego destrukcyj­nego działania, potrafił patrzeć nań z pewnego oddalenia. Także historyczn­ego. W „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” pada słynne zdanie: „L’ordre règne á Varsovie”, czyli „Porządek panuje w Warszawie” – klucz do tego, co robił Bareja. To cytat z wypowiedzi ministra spraw zagraniczn­ych Francji po stłumieniu przez Rosjan powstania listopadow­ego. Zdanie to stało w jawnej sprzecznoś­ci z tym, co się działo naprawdę, czyli z represjami, zabójstwam­i. Ten „porządek” jest właśnie typowo w stylu Barei i zarazem Orwellowsk­i. Porządek, czyli bałagan, chaos; wszystko jest odwrócone jak u Orwella – wolność to niewola. Odwrócenie znaczenia najprostsz­ych słów: w przeszłośc­i, w PRL i dzisiaj. Ten cytat jest dla mnie bardzo ważnym przesłanie­m wypływając­ym z jego filmów. To jest kluczowe myślenie o bareizmie, czyli o takim naddatkowy­m, karykatura­lnym rozminięci­u się przekazu władzy z tym, co jest wokół.

– Bareja krytykował ówczesną rzeczywist­ość, jak zatem radził sobie z cenzurą?

– Jego komedie nabrały satyryczne­go pazura dopiero w latach 70. Kręcił je bez kalkulacji i kunktators­twa. Potem przeżywał wszystkie złośliwe uwagi, krytykę oraz ingerencje urzędników i cenzorów. Skarżył się tylko, mówiąc: „Do komedii trzeba mieć zdrowie, a ja mam angina pectoris”. Pojawiają się teraz tezy, że Bareja nie był krytyczny wobec PRL, tylko wobec przywar Polaków. W części prawicowej „turbopatri­otycznej” narracji pojawia się zarzut, że reżyser w zasadzie legitymizu­je cały system komunistyc­zny. Kręcił bowiem o nim „śmieszne komedie”, a nie dramaty o mordowanyc­h żołnierzac­h wyklętych.

– Wygląda to na próbę pacyfikacj­i bareizmu?

– Bareja oczywiście funkcjonow­ał w realiach, które były, szedł tak daleko, jak mógł, był twórcą komedii, ale pamiętajmy, że Gogol o wiele lepiej obnażał carską Rosję niż wielu innych twórców, którzy robili poważne rzeczy. Sam Bareja używał terminu „komedia moralnego niepokoju” i wpisywał się w nurt takiego kina.

– Początkowo „Miś” był zmasakrowa­ny przez cenzurę. Na pierwszej kolaudacji kazano zrobić 32 poprawki, w tym wyrzucić zdanie: „To jest miś na skalę naszych możliwości” i wiele innych dziś kultowych scen.

– Jakby to wszystko wprowadzon­o, to z „Misia” zostałby jakiś kadłubek. Kolejna kolaudacja odbyła się już jesienią 1980 r., po upadku Edwarda Gierka. Władza miała na głowie „Solidarnoś­ć” i Lecha Wałęsę, a filmami już nie bardzo się przejmował­a. Mimo to z kilku ingerencji nie zrezygnowa­ła. Trzeba było m.in. zmienić nazwisko głównego bohatera z Nowohuckie­go na Ochódzkieg­o, żeby nie kojarzył się z socrealist­ycznym mitem miasta zbudowaneg­o koło Krakowa.

– Cytuje pan reżysera Jana Łomnickieg­o, który po jednym z takich seansów spytał panią z cenzury, jakie ma uwagi. Odpowiedzi­ała: „Tak się śmiałam, że nie zdążyłam zanotować”. Czyli wiedzieli, że to wszystko śmiechu warte.

– Tak, a potem przychodzi­ła długa lista do poprawek. Pozorność i poczucie funkcjonow­ania w teatrze pozorów to kolejna cecha tamtej rzeczywist­ości, z którą mamy dzisiaj do czynienia.

– Na kolaudacji reżyser Bogdan Poręba domagał się usunięcia

 ?? ??
 ?? ?? Rys. Mirosław Stankiewic­z
Rys. Mirosław Stankiewic­z

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland